Facebook
kontakt
logo
Strona główna > IO > Vancouver 2010 > Wiadomości Vancouver 2010
VANCOUVER Z KRAKOWA (12)2010-02-25 11:43:00 Jerzy Cierpiatka

Półwieczne czekanie na zemstę


Wyśmienite kontry Słowaków spowodowały detronizację mistrzów hokejowych z Turynu. Gol strzelony przez Daniela Alfredssona na 3-4 reanimował nadzieje Szwedów, ale przykrej porażki już nie zdołali uniknąć. Ten kończący ćwierćfinały mecz, zresztą jak wszystkie pozostały, znalazł się jednak w głębokim cieniu konfrontacji mierzonej skalą wyjątkowego prestiżu. Kanada - Rosja! Takie hasło na afiszu zawsze powoduje przechodzenie ciarek po ciele.

„Klonowy Liść” doświadczał od Sowietów wiele upokorzeń w przeszłości. Jak dziś pamiętam okładkę „Sportowca”, na której krótko po śmierci Józefa Wissarionowicza Stalina triumfalnie obwieszczono, że ekipa z Wsiewołodem Bobrowem na czele rozgromiła Kanadę 7-2. Niemal trzydzieści lat później cały świat był zszokowany rozmiarami klęski ojczyzny hokeja. Przed własną publicznością została zdeklasowana 1-8, choć miała do dyspozycji również Wayne’a Gretzky’ego. Na olimpiadach też było cienko, od półwiecza Kanada tęsknie wzdychała za upragnionym sukcesem. Na przykład został znokautowana w Grenoble i nie miała żadnych szans w Calgary. No i jeszcze bolesna porażka w Turynie, definitywnie zamykająca drogę do strefy medalowej...

Minionej nocy zdarzyła się  rzecz nadzwyczajna. Padł wynik 7-3, co od razu kojarzyło się ze słynną, bo pierwszą w historii serią gier „sbornej” z profesjonałami spod znaku NHL. Tamta katastrofa, z początku lat 70. ubiegłego wieku, odbiła się potężnym echem. Autentyczną potęgę Rosjan próbowano do tego momentu lekceważąco dezawuować, bo skoro łoili skórę kanadyjskim amatorom... Ale z chwilą zakończenia tamtego meczu w Montreal Forum żarty się skończyły. Na rewanżowe tournee Ken Dryden, Phil Esposito oraz ich znakomici koledzy jechali z duszą na ramieniu. - My się ich wtedy strasznie baliśmy - grubo później przyznał w dokumentalnym filmie fantastyczny bramkarz Dryden. Kanada dosłownie w ostatniej chwili wyszła na swoje w generalnym bilansie tamtych dwóch „turniejów otwarcia”, ale strach jeszcze długo musiał mieć wielkie oczy.

Rzecz jednak w tym, że przed kilku godzinami na wynik 7-3 trzeba było popatrzeć z odwrotnej strony. Przez pryzmat wielkiego upokorzenia, jakie przeżyli Sowieci. Nie pomógł im pozornie kamienny spokój Wiaczesława Bykowa, bo jak dziarsko trzymać fason po serii nokdaunów nieuchronnie powodujących ciężki nokaut? Z Rosjanami w hokeju nigdy nic nie wiadomo, niby zawsze stać ich na wszystko. Jednak w tym konkretnym przypadku mecz w sensie jego epilogu już się skończył, zanim na dobre rozpoczął. Dołożenie łopatki kija przez Ryana Getzlafa w niespełna 3. minucie rozpoczęło pasmo rosyjskich nieszczęść. Później Kanada grała jak z nut, a bramki zdobywane przez Ricka Nasha czy Coreya Perry’ego padały po akcjach na kosmicznym poziomie. 

Golom strzelanym przez podopiecznych Bykowa też trudno było odmówić urody, ale pod względem ilościowym panował głód jak podczas oblężenia Leningradu przez faszystów. Na dodatek, w dramatycznej formie był Jewgienij Nabokow. Dotychczas kojarzyłem tylko Władimira Nabokowa, autora skandalizującej „Lolity”. Żenia natomiast, zamiast strzec bramki, tylko w niej stał. Tak czy inaczej, któż przypuszczał, że dokona się aż taka demolka? Szok...


Jerzy Cierpiatka



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty