Zatorzanka Zator - Krakus Nowa Huta 1-2 (0-2)

0-1 Kozieł 23
0-2 Kok 35
1-2 Szewczyk 76 (wolny)

Sędziował: Ireneusz Warchał z Wadowic. Mecz bez kartek. Widzów 250.
ZATORZANKA: Kowalik - Nykiel, Baluś, Pindel, Zemła - Miętka (62 Kornaś), Klimek (73 Kacperek), Szymonik, Kuzia (46 Wolanin) - Szewczyk (81 Kukiełka), Kozieł (69 Brzeźniak).
KRAKUS: Jękot - Kopyść, Dębowski, Kuligowski (46 Tabor), Gołdyn - Gruszecki, Talarczyk, Kok (89 Trzos), Pamuła (78 Wanat) - Jagła (72 Gawęda), Kozieł (80 Fudali).

Zatorski beniaminek jesienią potrafił u siebie pokonać krakowską Wisłę, więc - licznie zgromadzona jak na juniorskie rozgrywki publiczność - spodziewała się kolejnej niespodzianki. Tymczasem spotkał ją zawód, bowiem podopieczni Marcina Folgi mieli kłopoty ze skleceniem składnej akcji. - To było nasze pierwsze wiosenne spotkanie, podczas gdy nasi rywale mieli już za sobą mecze, więc może w naszym przypadku brak kontaktu z piłką, czy ligowego rytmu, musiał być w tym meczu widoczny - tłumaczył zatorski szkoleniowiec.

Tymczasem grający z polotem krakowanie szybko trafili do siatki, wykorzystując stały fragment gry, bo Kozieł przymierzył po kornerze, a wynik podwyższył Kok. Przed przerwą jeszcze pomylił się Jagła oraz Pamuła. Na usprawiedliwienie tego drugiego niech świadczy fakt, że był naciskany przez zatorskiego obrońcę.

Tuż po przerwie mogło być po meczu, bo sędzia przyznał gościom karnego. Do piłki - nieco zbyt pewny siebie - podszedł Pamuła, więc Kowalik obronił zbyt lekko uderzoną piłkę.

Z kolei po zagraniu ręką, tuż przed linią pola karnego, sędzia przyznał miejscowym wolnego. Do piłki podszedł Szewczyk, posyłając ją z zegarmistrzowską precyzją w samo "okienko".

Wśród miejscowych odżyły nadzieje, że nie wszystko jeszcze stracone. Długimi podaniami wrzucali futbolówkę na przedpole bramki Jękota. Kilka razy krakowscy obrońcy stracili głowę, ale - na szczęście dla nich - nie miało to żadnych konsekwencji.
ADI