Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Archiwum > 2009/2010 > Małopolska > Juniorzy młodsi > Małopolska Liga
A tak dobrze się zaczęło...

MOSiR Unia Oświęcim - BKS Bochnia 1-2 (1-1)

1-0 Górkiewicz 1
1-1 Klesiewicz 31
1-2 Dobranowski 43

Sędziowali: Maciej Pytlowski z Zatora oraz Zbigniew Walus z Grojca i Łukasz Łabaj z Oświęcimia. Żółta kartka: Pawłowski.

MOSiR UNIA: Taborski - Chowaniec (50 Kleczkowski), Kajfasz, Sporysz, Zięcina - Głowacki, Górkiewicz (41 Bendarczyk), Pawłowski (50 Hałat), Góra - Łach, Semik (64 Rokowski).

BOCHNIA: Kolanowski - Bujak, Krawczyk, Gajewski, Łącki (56 Niedziałek), Kosiarski, Lewicki, Dobranowski, Szymański - Adamczyk, Klesiewicz.

Rozpoczęło się doskonale dla miejscowych, ale przy zdobytej dla nich bramce "zaiskrzyło". Nie minęła minuta, a szarżujący Górkiewicz zderzył się na 14. metrze z Kolanowskim. Bramkarz gości padł, a oświęcimianin szybko zabrał się z piłką, posyłając ją do pustej bramki. Sędzia podbiegł do wijącego się z bólu zawodnika, ale ręką pokazał w stronę środka boiska. Goście odczytali ten gest, że otrzymują wolnego, tymczasem po udzieleniu pomocy poszkodowanemu, rozjemca nakazał rozpoczęcie gry od środka boiska.

- Co jest?! Panie sędzio! Przecież zawodnik rywali "władował" się w naszego bramkarza! Jakim prawem uznaje się bramkę, skoro w ogóle nie zamierzał zagrać piłki? - gardłował z ławki mocno poirytowany Witold Leo, trener bochnian.

- To było przypadkowe zderzenie bramkarza z atakującym zawodnikiem - tłumaczył prowadzący zawody Maciej Pytlowski. - Atakujący zawodnik zagrał najpierw piłkę, a potem trafił do siatki. Poza tym, golkiper nie znajdował się w polu bramkowym, tylko zapuścił się pod linię "szesnastki", więc brał udział w grze jak zawodnik z pola - dodał arbiter.

Oświęcimianie starali się iść za ciosem, ale Łach minimalnie spalił dobrze zapowiadającą się akcję (10 min), a Pawłowski uderzył nad bramką po akcji Góry (20 min).

Pierwszą groźną pozycję goście przeprowadzili w 21. minucie, ale Dobranowskiemu zabrakło szczęścia.

W odpowiedzi Góra źle rozegrał sytuację sam na sam (28 min), a po chwili, po drugiej stronie, lewą stroną przedarł się Krawczyk, lecz Dobranowskiemu zabrakło kilku centymetrów, by wepchnąć piłkę do siatki z 5 metrów (30 min).

Jednak minutę później był już remis, bo Klesiewicz, po wymanewrowaniu obrońców na lewej stronie, strzałem po "długim" rogu zmusił Taborskiego do kapitulacji.

Z kolei w 40. minucie Dobranowski miał doskonałą okazję do wpisania się na listę strzelców, lecz uderzył obok "okienka".

Co się jednak odwlecze, to nie uciecze, bo zaraz po przerwie Dobranowski z bliska wpakował piłkę do siatki.

Miejscowi szukali remisu, ale jedną z ich nielicznych akcji zmarnował Góra (50 min).

Z kolei goście z czasem całkowicie opanowali sytuację na boisku, a doskonałą okazję zmarnował Dobranowski, któremu zabrakło niewiele, by skończyć akcję Krawczyka.

- Nasze zwycięstwo było jak najbardziej zasłużone - ocenił Witold Leo. - Pod koniec pierwszej części przejęliśmy inicjatywę, dochodziliśmy do pozycji bramkowych, więc zwycięski gol po zmianie stron wydawał się być tylko kwestią czasu - dodał.

- Zastanawiam się, kiedy wyjdziemy w tyłach na zero - westchnął po meczu Jacek Pędrys, trener Unii. - Niczego nie wnieśli zmiennicy. Jak można było przegrać mecz, który tak dobrze się dla nas rozpoczął, ech...

(ADI)

WIADOMOŚCI

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty