Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Archiwum > 2009/2010 > Podkarpacie > Wiadomości PN Podkarpacie
Wojciech Fabianowski: Stal była najbardziej zdeterminowana2010-01-19 14:16:00

Po trzech latach do Stali Rzeszów powraca Wojciech Fabianowski, który w trakcie poprzedniego pobytu w rzeszowskim zespole zdobył w półtora roku 26 goli. W rozmowie z portalem sportowetempo.pl opowiada o braku szczęścia, o tym co łączy go z Andrzejem Niedzielanem oraz dlaczego wybrał właśnie Stal.


Rozmowa z Wojciechem Fabianowskim, nowym (starym) napastnikiem Stali Sandeco Rzeszów

- Chyba nie zdążył się Pan za bardzo stęsknić za Rzeszowem? Dokładnie po trzech latach wraca Pan do Stali...
- Tak jakoś wyszło. Z czasem zobaczymy, czy to wyjdzie mi i Stali na dobre. Mam jednak nadzieję, że była to słuszna decyzja.

- Nie boi się Pan drugi raz wchodzić do tej samej rzeki?
- Większych obaw mieć nie powinienem. W końcu poprzedni pobyt w Stali wspominam bardzo miło i kibice też raczej pamiętają mnie z dobrej strony. Myślę, że pomogę drużynie w walce o pozostanie w II lidze.

- Przez te trzy lata w klubie nie wiele się zmieniło. Prezes wciąż ten sam, a i w szatni sporo znanych Panu twarzy...
- O tyle ta decyzja była dla mnie łatwiejsza, bo nie szedłem tutaj w ciemno. W szatni faktycznie znam większość kolegów, bo są Paweł Kloc, Karol Wójcik, Mateusz Rzucidło, Damian Wolański, czy wszyscy młodzi, którzy trzy lata temu pukali do pierwszego składu. Z Kmity znam jeszcze Wojtka Krauzego, a i z Piotrkiem Dudą poznaliśmy się wcześniej.

- Myślał Pan, że jeszcze wróci do Rzeszowa i przyjdzie mu zagrać w biało-niebieskich barwach?
- Jak się odchodzi, to raczej nie myśli się o wracaniu. Gra się jednak tam, gdzie cię chcą. Oferta Stali może nie była najbardziej intratna, ale kiedy zsumowałem sobie wszystkie za i przeciw, to wyszło mi na Stal. Nie wracam tu z żadnego przymusu.

- Z odejściem ze Stali wiązał Pan pewnie większe nadzieje?
- Wyobrażałem to sobie inaczej, bo w końcu szedłem do wyższej ligi. Liczyłem, że po jakimś czasie uda mi się pójść do ekstraklasy i wcale dużo nie brakowało. Pierwszą rundę w Kmicie miałem co najmniej dobrą i miałem odejść do Zagłębia Sosnowiec. Wtedy miałem lekki uraz, tak przynajmniej myślałem i liczyłem, że szybko się wyleczę. Okazało się jednak, że jest to poważna kontuzja, musiałem być operowany i z Zagłębia wyszły nici. Leczyłem się pół roku, a po takiej przerwie ciężko się wraca do gry. Zresztą operowany byłem razem z Andrzejem Niedzielanem, który miał identyczną kontuzję i wszczyscy widzieli ile czasu jemu zajął powrót do gry. Mówi się nawet, że do formy wraca się tyle czasu, ile się leczyło. W moim wypadku faktycznie tak było. Gdybym miał więcej szczęścia, to pewnie wtedy grałbym w ekstraklasie.

- Takiej skuteczności, jak w pierwszym sezonie występów w Stali Rzeszów już się Panu nie udało powtórzyć...

- Wspomniana wcześniej pierwsza runda w Kmicie była niezła. Zdobyłem w 11 meczach 6 goli, co jest dobrym wynikiem. Po kontuzji nie udało mi się już odzyskać dawnej skuteczności. Liczyłem, że jeszcze po niezłej wiośnie już w Sandecji będzie w porządku, ale wszystko potoczyło się nie po mojej myśli.

- Początek ostatniej rundy jesiennej w barwach Sandecji miał Pan jednak całkiem niezły. Hat-trick w Pucharze Polski oraz kilka meczów ligowych, które zaczął Pan w podstawowym składzie. Później jednak było już pod tym względem gorzej. Konkurencja okazała się zbyt duża?
- Zagrałem w trzech kolejkach od początku, a później już ani razu nie wyszedłem w pierwszym składzie. To było trochę dziwne. Oczywiście nie mogę powiedzieć, że nie dostałem szansy, ale po tym, jak nie strzeliłem gola w lidze w trzech meczach, to już wiele nie pograłem. W między czasie złapałem jeszcze drobną kontuzję, a do Sandecji przyszedł Arkadiusz Aleksander. Arek wcale nie odpalił od razu, a dopiero kiedy się wyleczyłem. Skoro strzelał gole, to widomym było, że pozostała mi tylko rola rezerwowego. A w ciągu 20 minut w trakcie meczu ciężko strzelać gole, tym bardziej, że Sandecja wcale ich dużo nie zdobywała. Czułem się na siłach walczyć o miejsce w składzie, ale po rozmowach z trenerem dało się wyczuć, że moja sytuacja wiosną nie uległaby zmianie, bo Sandecja dalej ma grać jednym napastnikiem. Chcę jeszcze przez kilka lat pokopać piłkę, więc zdecydowałem się odejść.

- W identycznej sytuacji znalazł się Pana kolega z Sandecji Piotr Chlipała, z którym teraz staniecie po przeciwnych stronach barykady...
- Piotrek z Resovią będzie jednak walczył o inne cele, czyli o awans do I ligi. Myślę jednak, że Stal również wiosną będzie grała lepiej, bo patrząc na skład, to nie jest drużyna do spadku. Trzeba się solidnie przygotować i od początku gromadzić punkty, a wtedy powinno być dobrze.

- Wracając do konkurencji, to w Stali również nie będzie łatwo. Jest Karol Wójcik, nie wiadomo jeszcze, co będzie z Ireneuszem Grybosiem, a rzeszowianie przymierzają się do ściągnięcia kolejnego napastnika...
- Miejsca za darmo oczywiście nikt mi nie da. Przecież nie jest tak, że przychodzi do drużyny Fabianowski i musi grać. Irek strzelał sporo goli, o tym, że Karol umie grać nikogo przekonywać nie trzeba, więc konkurencja będzie spora. To jednak rozwija i powoduje większą mobilizację. Teoretycznie wydaje się jednak, że powinno być mi łatwiej wywalczyć miejsce w pierwszym składzie. Czy tak będzie pokaże jednak czas.

- Kiedy odchodził Pan ze Stali ta walczyła o awans. Teraz sytuacja się diametralnie zmieniła i będziecie walczyć o utrzymanie...
- Odkąd pamiętam, to grając w III lidze zawsze walczyłem o awans. Tak było w Stali Rzeszów, ale również wcześniej w Tłokach Gorzyce, czy Stali Stalowa Wola. Walka o utrzymanie to będzie dla mnie nowość, ale jak wiadomo człowiek uczy się przez całe życie. Ofert za wiele z innych klubów nie miałem, bo nie oszukujmy się jesień miałem słabą. Stal kontaktowała się ze mną już w grudniu i ta determinacja również miała swoje znaczenie.


fabianowski2.jpg


WIADOMOŚCI

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty