Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Mistrzostwa Świata > Wiadomości MŚ 2010
AFRYKA Z KRAKOWA (16): Dedykacja Thomasa Müllera2010-06-28 12:32:00

Dawno temu zapoznałem się z fragmentami pamiętników Stanleya Matthewsa. Legendarny prawoskrzydłowy wspominał w nich o szczególnym charakterze i znaczeniu meczów Anglia - Niemcy. Wiele było w tych konfrontacjach z gier wojennych. Hakenkreuze, z każdym dniem upiornie rosnący w siłę faszyzm, a z drugiej strony toczone fair pojedynki Matthewsa z  obrońcą Reinholdem Münzenbergiem... Teraz zastanawiam się, o czym opowiedzą wnukom Wayne Rooney, Gareth Barry czy David James, gdy wywołany będzie temat wczorajszej klęski w Bloemfontein.


Bez wątpienia rozległ się tam rechot historii. W słynnym finale MŚ ’66 na Wembley Anglikom uznano gola, który zaraz po końcowym gwizdku Gottfrieda Diensta nazwano „bramką-niewidką”. Bo tak w istocie, poza prochami azerskiego liniowego Tofika Bachramowa, nikt do tej pory nie ma pewności, że po strzale Geoffa Hursta i odbiciu się od poprzeczki piłka przekroczyła całym obwodem linię w bramce Hansa Tilkowskiego. Co więcej, z przeprowadzonym po latach badań wynika, że tamten gol, jakże przybliżający Albion do tytułu, w istocie nie padł. Wczoraj było odwrotnie. Frank Lampard ponad wszelką wątpliwość skutecznie przelobował Manuela Neuera, futbolówka znalazła się dobre pół metra za linią. A mimo to gra poszła dalej, bez wznowienia jej od środka boiska. Anglię spotkała w tym momencie niezasłużona krzywda ze strony Jorge Larriondy i jego ślepego asystenta, to nie ulega wątpliwości. I żałować trzeba wielce, że tego krystalicznie czystego gola nie widzieli sędziowie. Bo od stanu 2-2 mógłby się toczyć zupełnie inny mecz.

I to jest jedna strona medalu. Bowiem, niezależnie od tej krzywdy, stan angielskiej reprezentacji był na tym mundialu katastrofalny. Zatem głównie na tej refleksji powinni Anglicy oprzeć analizę występu, który okazał się jednym wielkim wstydem. Ta drużyna nie miała sił, szybkości ani świeżości. Wygląda na to, że Fabio Capello bardzo, ale to bardzo, spaprał robotę w trakcie przygotowań. Inaczej Barry nie byłby wolniejszy od żółwia, Rooney słabszy od własnego cienia, a cała drużyna dramatycznie beznadziejna. Z tej apatii nie wyrwałby jej nawet Mick Jagger, gdyby lidera „The Rolling Stones” podłączyć wczoraj w trybie alarmowym do prądu.

Osobiście skłaniam się ku hipotezie, że Niemcy i tak wzięliby górę. Ich prymat nie podlegał dyskusji, byli zdecydowanie lepsi, zaś Anglia poniosła najwyższą porażkę w historii jej występów w finałach MŚ. Całkowicie zgadzam się ze Zbigniewem Bońkiem, że przed takim obliczem drużyny Joachima Löwa należy pokłonić się głęboko. Najmłodszej drużynie turnieju wcale nie brakuje rozwagi, lecz bodaj najważniejszym parametrem określającym klasę niemieckiego Mannschaftu jest zadziwiająca łatwość kreowania akcji najnormalniej pięknych, a przy tym rozwijanych na ekspresowej szybkości. Wydaje się ponadto, iż prawdziwym zbawieniem okazała się kontuzja Michaela Ballacka. W roli lidera drużyny znakomicie zastąpił go Bastian Schweinsteiger, zaś na absencji Ballacka drużyna niepomiernie skorzystała. Już nie dźwiga niepotrzebnego ciężaru, radzi sobie doskonale bez gwiazdora, inwencja niemieckiej młodzieży nie jest niczym skrępowana. Choć naturalnie musi się to wszystko mieścić w taktycznych ryzach, czego akurat Niemcom tłumaczyć nie trzeba.

Fantastyczne recenzje zebrane po wczorajszym meczu należą się ekipie Löwa bezdyskusyjnie. W komentarzach wygłaszanych już w trakcie spotkania na przykład bardzo chwalono rutyniarza Arne Friedricha, który w chwilach angielskiego naporu stanowił opokę niemieckiej defensywy. Chciałem jednak skoncentrować się na sylwetce Thomasa Müllera, to on znokautował Albion sfinalizowaniem dwóch zabójczych kontrakcji. Müller dopiero we wrześniu skończy 21 lat. A jeszcze dwa sezony wstecz, jako gracz rezerw Bayernu Monachium, obijał trzecioligowe bruki. Niezłe, co?

Pomyślałem sobie wczoraj, że wiek, szczegóły życiorysu piłkarskiego, rozwój kariery i obecna klasa Müllera - to wszystko można potraktować jako swoistą dedykację polskim mędrkom. Specom klasy światowej od faszerowania tzw. gawiedzi bzdetami o istnieniu w naszym kraju prawidłowego systemu szkolenia. Jeden z kanonów ich bałamutnych teorii stanowi złota myśl, że na rozwój talentu zawodników młodych trzeba cierpliwie czekać. Racja. Szkopuł jednak w tym, że w Polsce ciągnie się to czekanie w nieskończoność. I przeradza w beznadzieję, a kończy się niczym. Za to ciepłe posadki grzeją wciąż ci sami łaskawcy, których cała robota sprowadza się do pobierania pensji za rozpowszechnianie kłamliwych teoryjek.

Takim fachowcom pozwoliłby Löw co najwyżej na zakręcenie kurka z kasą. Czy Pan Jerzy Engel zgadza się ze mną? Jakoś nie sądzę...

Jerzy Cierpiatka

PS.
Jakże oryginalnie potraktowany przez Roberto Rosettiego i jego asystenta w meczu Argentyna - Meksyk wątek sędziowski wymaga rozwinięcia tematu w szerszym kontekście. Chodzi o znaczący wpływ FIFA na aferalną stronę mundialu. Póki co, futbolowi buchalterzy skrupulatnie liczą gole podarowane Argentynie na stadionach RPA. Wczoraj do Gabriela Heinzego i Gonzalo Higuaina (obłaskawionego podwójnie w meczu z Koreą Południową) dołączył Carlos Tevez. FIFA z uporem maniaka twierdzi, że wpadki sędziowskie są wliczone w ludzki wymiar futbolu. Nie przeczę. Ale skoro tak, tym bardziej oczekuję na sprecyzowanie przez Seppa Blattera definicji futbolu nieludzkiego. W świetle ostatnich doświadczeń prezydent FIFA nie powinien mieć z tym najmniejszych kłopotów.





więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty