Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Mistrzostwa Świata > Wiadomości MŚ 2010
AFRYKA Z KRAKOWA Jerzego Cierpiatki (2): Angielski pasztet2010-06-13 13:17:00 Jerzy Cierpiatka

Równe sześć dekad po sprawieniu  światowej megasensacji w Belo Horizonte amerykańscy chłopcy znów głęboko urazili angielską dumę. Wówczas nie ustrzegły Albionu przed totalną kompromitacją dryblingi Toma Finneya ani dynamika Stana Mortensena. Nie pomógł Alf Ramsey, doskonale znany nam później w zupełne innej roli. Osobiście najmniej był winny legendarny skrzydłowy, Stanley Matthews, bo on tego dnia akurat nie uczestniczył w blamażu.


Ojczyznę futbolu załatwili wtedy czystej krwi amatorzy, którzy pracowali w różnych zawodach. Na przykład pochodzący z Haiti Joe Gaetjens zmywał talerze w knajpie, ale mu to nie przeszkodziło, aby przejść do historii. Właśnie po golu Gaetjensa, w połowie lat 60. zamordowanego przez reżim Francois Duvaliera, dokonała się ogromna sensacja, Stany Zjednoczone pokonały Anglię 1-0. Temu intrygującemu pod wieloma względami wydarzeniu poświęcono przed kilku lat bardzo ciekawy film „The Game of Their Lives” w reżyserii Davida Anspaugha. Gorąco polecam, nigdy nie zaszkodzi poznać kulisy sprawy po której futbolowa hierarchia legła w gruzy.

Wczoraj na kolację zaserwował rodakom i sobie niezły pasztet Robert Green. Na co dzień bramkarz londyńskiego West Ham United z niewiarygodną nieudolnością przepuścił do siatki „szmatę” po słabym kopnięciu piłki przez Clinta Dempseya. Nota bene sąsiada zza miedzy, piłkarza Fulham. Greena natychmiast wziął w obronę Frank Lampard, który powiedział to, co powiedzieć powinien. - Gramy razem, wygrywamy i przegrywamy. Kłopoty też muszą być wspólne - taki był mniej więcej sens wypowiedzi Lamparda, który sam rozegrał wczoraj słabą partię.

Ale problem między słupkami pozostał. Kto zresztą wie, czy pozycja bramkarza aby nie stanowi najsłabszego ogniwa w drużynie Fabio Capello. Green już pokazał, co potrafi. W odwodzie pozostają jeszcze młody Joe Hart (Birmingham City) i weteran David James (Portsmouth). O tym drugim wiadomo od dawna, że w każdej chwili jest gotów wywinąć jakąś dramatyczną woltę. Tylko nikt nie wie, łącznie z Jamesem, kiedy to nastąpi.

Brytyjska prasa, co nie dziwi wcale, nie pozostawiła na Greenie suchej nitki. Trzeba bić na alarm póki nie jest za późno, choć równocześnie zdawać sobie sprawę, iż pole manewru Capello wydaje się być wąskie. Mnie osobiście Greena jest żal choćby z tego powodu, że bramkarze zdecydowanie większego formatu nieraz dostawali w trakcie mundiali pasem po d... Z pewnością nie był orłem Ron? Springett, który w 1962 przegrał Anglii ćwierćfinałowy mecz z Brazylią 1-3, bo nie zamortyzował piłki i z tego prezentu skrzętnie skorzystał Vava. Do tej samej grupy zakwalifikować trzeba Petera Bonettiego, jemu w ćwierćfinale z RFN w 19070 strzelił Uwe Seeler kuriozalnego gola tyłem głowy.

Ale już do bramkarzy wybitnych z pewnością trzeba zaliczyć Davida Seamana, którego przed ośmiu laty z ustawianej piłki i prawie z połowy boiska zaskoczył kuglarz Ronaldinho. (Jako żywo przypominało to straszną wpadkę Seamana w słynnym finale PZP pomiędzy Arsenalem i Realem Saragossa, kiedy zaskoczył go z jeszcze dalszej odległości Nayim). Z naszej perspektywy nigdy nie zapomnimy „pachówki” Petera Shiltona po strzale Jana Domarskiego na Wembley. Związek pomiędzy tym meczem eliminacyjnym a finałami mundiali jest taki, że głównie z powodu błędu Shiltona nie pojechali Anglicy na finały MŚ ’74.

Na pozornie prostej drodze potykali się również najlepsi bramkarze na świecie. Lew Jaszyn stracił w 1962 podczas spotkania z Kolumbią cztery kilogramy. I puścił w tym meczu dokładnie tyle bramek. W tym bezpośrednio z kornera, tego psikusa sprawił Jaszynowi Marcos Coll. W powszechnej opinii najlepszym golkiperem imprezy w Chile był Viliam Schrojf. Słowak w barwach Czechosłowacji istotnie bronił w turnieju świetnie, ale akurat poza finałem z Brazylią. Ponieważ akurat w tym najważniejszym meczu najpierw dał się zaskoczyć strzałowi Amarildo niemal z zerowego kąta. A później tak nieporadnie wybiegł po „wrzutki” Djalmy Santosa, że zostawił piłkę poza plecami, co postawiło Vavę w sytuacji bez wyjścia. Center „canarinhos” musiał posłać futbolówkę do pustej bramki. A czyż bez winy był przed ośmiu laty w Jokohamie Oliver Kahn, bez wątpienia najlepszy bramkarz całego turnieju? Retoryczne pytanie, za prezent przy pierwszej bramce powinien być Ronaldo wdzięczny Kahnowi dozgonnie.

Robert Green nie był zatem pierwszym, ani nie pozostanie ostatnim golkiperem, któremu podczas mundiali przytrafiły się fatalne lapsusy. Wprawdzie marne, ale jednak pocieszenie powinna dać Anglikom świadomość, że autorstwa najpiękniejszej interwencji mundialowej nic i nikt nie odbierze z rąk Gordona Banksa. W czerwcu 1970 w Guadalajarze uderzał piłkę głową sam Pele i zrobił to kapitalnie. Banks zdołał się jednak obronić fenomenalną paradą, w której połączył w jedno niebywały refleks i kocią zwinność akrobaty. Co, tak na marginesie, zapewne nie grozi Greenowi...


Jerzy Cierpiatka



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty