Facebook
kontakt
logo
Strona główna > IO > Vancouver 2010 > Narciarstwo biegowe > Wiadomości Narciarstwo biegowe
VANCOUVER Z KRAKOWA (7)2010-02-20 11:13:00 Jerzy Cierpiatka

Czy w celi jest telewizor?


Daleko za plecami bezkonkurencyjnej Marit Bjoergen rozgorzał bój o centymetry. Odjazd Norweżki był  imponujący, walka o „brąz” toczyła się o centymetry, a może jeszcze mniej. Z czysto ludzkich względów byłoby najlepiej, gdyby przyznano dwa medale, bo okrutnie prześladowanej przez los Kristin Steiry było bardzo żal. Skoro jednak wyrok musiał zapaść, Kristin można tylko złożyć wyrazy współczucia. Nasza radość z powodu ponownego wkroczenia Justyny Kowalczyk jest duża. Choć to dopiero połowa drogi, aż trzech krążków nigdy nie udawało się wcześniej zdobyć.

Frapujący bój w Whistler o dłuższy czubek buta jako żywo kojarzył się z rywalizacją  mężczyzn na tym samym dystansie w Lake Placid. Z tą różnicą,  że trzy dekady wstecz mordercza walka toczyła się o najwyższą stawkę. Dwumetrowy Fin Juha Mieto miał już na koncie złoty medal w sztafecie z Innsbrucku, ale osobista sprawa wciąż czekała na załatwienie. Młodszy o kilka lat Thomas Wassberg, choć od parę sezonów doskonale znany w świecie, dopiero otwierał kartę olimpijskich sukcesów. Zderzenie tytanów przeszło do historii sportu, bo Wassberg wyprzedził Mieto zaledwie o jedną setną sekundy. Szwed, niezależnie od dwóch triumfów sztafetowych na kolejnych olimpiadach, dorzucił w Sarajewie na prywatne konto jeszcze złoty krążek w maratonie. Mieto osobistej satysfakcji nie znalazł nigdy, ale teraz jest deputowanym do parlamentu. Steira, niebywała kolekcjonerka czwartych miejsc w igrzyskach, zawsze może pójść tą samą drogą. Życzyć jej jednak trzeba, aby wcześniej w końcu weszła na podium.

Z cokolwiek dziwnych powodów proponuję przenieść się na Węgry, regularnego outsidera zimowych zmagań. Wszak Madziarzy doczekali się postaci absolutnie wybitnej, choć o niej głucho w olimpijskich kronikach. Facet nazywa się Attila Ambrus i ma 42 lata. Z akt policyjnych jednoznacznie wynika, że to na Węgrzech zdecydowanie najbardziej utytułowany przestępca. Ambrus regularnie robił skoki na banki, urzędy pocztowe i agencje turystyczne. Z tych akcji uzbierało się 20 milionów forintów, czyli ponad milion dolarów. Bez wątpienia były to akcje popisowe. Cechujący się dużą inteligencją Attila przygotowywał się do pracy perfekcyjne, wszystko miał rozplanowane w najdrobniejszych detalach. Przy wielu zmianach wyglądu regularnie korzystał z charakteryzacji, ale nigdy nie zmieniał dobrych manier. W trakcie napadów nikogo nie zranił, kobiety obdarzał czarującym uśmiechem i kwiatami, a policji wysyłał po skokach butelki markowych win. Jak przystało na gościa nazywanego „Whiskey Robber” sam gustował w szlachetnym trunku, aż wpadł. Ale uciekł po sznurze zrobionym z prześcieradła i trochę pomieszkał w apartamencie kupionym w luksusowej dzielnicy Budapesztu. W końcu ponownie przegrał z policją i znów znalazł się za kratkami. Dostał maksymalną karę, 17 lat więzienia.

Dlaczego piszę o Ambrusie akurat w tym miejscu i w ogóle? Bo Attila, dla wielu Madziarów taki współczesny Robin Hood, to najgorszy bramkarz w historii hokeja na lodzie! Próbował znaleźć się bramce budapeszteńskiego Ujpestu, ale gdy całkowite beztalencie Ambrusa wyszło na jaw, ubłagał władze klubowe, aby pozwoliły mu być dozorcą lodowej tafli. Z tej bezgranicznej miłości do hokeja jednak nie dało się wyżyć, radykalne przekwalifikowanie się uznał Attila za konieczność życiową. Wiadomo, że chodziło o zupełnie inną branżę, w niej był akurat specem klasy światowej. Nie wiem natomiast, czy Ambrusowi dano teraz szansę na komentowanie olimpijskich parad Martina Brodeura oraz innych bramkarzy turnieju w Vancouver. Stan wyposażenia celi Attili, zwłaszcza jeśli chodzi o telewizor, pozostaje pilnie strzeżoną tajemnicą służby więziennej...






Jerzy Cierpiatka


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty