Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Archiwum > 2009/2010 > Małopolska > Seniorzy > I liga
ARKADIUSZ ALEKSANDER wraca do krainy przyjemności2009-09-04 18:37:00 MAS

Rozmowa z napastnikiem Sandecji - o ciepłych klimatach, zrządzeniach Opatrzności, noszeniu na rękach i bitwie z Górnikiem Zabrze


Arkadiusz Aleksander, nowy napastnik Sandecji, wróci w niedzielę do Zabrza, gdzie przeżył najprzyjemniejszy czas w swojej piłkarskiej karierze. W barwach Górnika wystąpił w 51 meczach ekstraklasy, zdobył 15 goli.


- Sentyment do tego miejsca pozostał, na pewno serce mocniej zabije, gdy się tam pojawię, odżyją wspomnienia, ale tylko na chwilę. Potem trzeba podchodzić do swoich obowiązków bez sentymentu, teraz jestem w Sandecji, na jej zwycięstwie mi będzie zależeć – zapowiada 29-letni piłkarz.


- Można się spodziewać, że na trybunach zasiądzie kilkanaście tysięcy kibiców Górnika. Jakiego przyjęcia z ich strony się Pan spodziewa? Czy poradzicie sobie z ich dopingiem?

 

- Nie zawracam sobie tym głowy. Już w Szczecinie graliśmy przy dużej publiczności, chociaż może nie tak licznej jak w Zabrzu, i w pierwszej połowie nie miało to wpływu na naszą postawę. Graliśmy dobrze, potem po błędach straciliśmy bramki, ale byliśmy chwaleni za postawę. Mam nadzieję, że w Zabrzu również zagramy dobrze, ale bez błędów, które spowodowały, że w Szczecinie przegraliśmy 0-4.

 

- Dotąd na wyjazdach Sandecji kompletnie nie idzie? Zmienicie coś w taktyce, żeby nie powtórzyły się wyniki ze Świnoujścia i Szczecina?

 

- Trener nad tym myśli. Na pewno musimy być bardziej skoncentrowani. W pierwszej połowie meczu z Pogonią tak było, prowadziliśmy równą grę, po przerwie dekoncentracja spowodowała błędy i przegraliśmy 0-4. Nie sądzę, że powinniśmy rezygnować z naszego stylu gry na rzecz prostego wybijania piłki na oślep, nie o to w futbolu chodzi. Gra się dla ludzi, ten styl - otwarty, ofensywny - przynosi już efekty na naszym boisku, zacznie też przynosić na obcych. W Zabrzu Górnik musi wygrać, a my chcemy. Dlatego będzie nam łatwiej niż rywalom.

 

- Myśli Pan, że występem przeciwko Zniczowi Pruszków trener Dariusz Wójtowicz ostatecznie się do Pana przekonał? Mam wrażenie, że wcześniej, chyba dlatego, że to nie on był głównym inicjatorem Pana gry w Nowym Sączu, podchodził do Pana z dużą nieufnością – najpierw w ogóle nie powołał do kadry na mecz z MKS Kluczbork, w następnym tylko posadził na ławce, dopiero ze Zniczem zagrał Pan w podstawowym składzie.

 

- To nie tak. Trener bardzo chciał, żebym grał w Sandecji. Nie mnie rozstrzygać, czemu nie od razu grałem. Może po zwycięstwach nie chciał zmieniać składu. Nie czuję się pewniakiem po meczu ze Zniczem, nikt się tak nie może czuć.

 

- Kibice od razu Pana zaakceptowali, po meczu ze Zniczem prawie nosili na rękach... Z kolegami z zespołu też już się Pan zakolegował?

 

- E, aż tak, żeby mnie nosili na rękach, to nie (śmiech). Po jednym dobrym meczu nie jestem od razu bohaterem, bo jedna jaskółka wiosny nie czyni, przyjdzie słabszy występ i co powiem? Ale dobrze się czuję w Nowym Sączu, w zespole, choć  jestem w nim bardzo krótko, też.

 

- Nie miał Pan pewności, że tak będzie w chwili podpisywania kontraktu, bo związał się Pan z Sandecją tylko na pół roku.


- Zobaczymy co będzie potem. Sandecja jest beniaminkiem, było trochę niepewności na co ją stać w tych rozgrywkach. Start jest jednak całkiem dobry, więc niewykluczone, że zostanę w Nowym Sączu dłużej.

 

- I liga spełnia Pana aspiracje? Nie marzy się Panu pograć wyżej albo za granicą?

 

- W pierwszej lidze grają piłkarze z reprezentacyjną przeszłością, nikt na nią nie narzeka. Ja też, zwłaszcza, że jestem dzięki temu w domu.

 

- Ale do sezonu przygotowywał się Pan w Izraelu i miał nadzieję tam zostać...

 

- Widocznie tak miało być, że jednak nie zostałem. Bozia tak chciała i jestem w Nowym Sączu.

 

- W Izraelu był Pan najbliżej świętych miejsc, więc rzeczywiście można tak powiedzieć, ale czy temat gry w zagranicznym klubie jest już dla Pana definitywnie zamknięty? Ostatnie pół roku spędził Pan przecież w przyjemnym miejscu – na Cyprze?

 

- Na dziś temat gry gdzie indziej jest zamknięty, jestem w Sandecji i o innych miejscach w ogóle nie myślę. Chociaż Cypr rzeczywiście był miłym miejscem do mieszkania, ciepłym, słonecznym, tylko klub wpadł w kłopoty finansowe.


- Pana chyba także dotknęły, klub Nea Salamis nie wypłacił chyba należnych pieniędzy.

 

- Nie chciałbym narzekać. Wiadomo jak to jest z greckimi klubami, czasem nie wywiązują się z ustaleń. Akurat klub, którym grałem dotknął kryzys finansowy, i ja na tym też trochę straciłem.


MAS
sandecja.jpg


WIADOMOŚCI

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty