Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Hokej > Wiadomości hokej
Hokeiści Podhala niespodziewanie przegrywają po karnych w Jastrzębiu2010-02-19 20:39:00 AnGo

Od wtorku znaliśmy pierwszą parę półfinałową play off, a stworzyły ją zespoły Cracovii i Zagłębia Sosnowiec. Dzisiaj hokeiści GKS Tychy wygrali w Oświęcimiu, a to daje im awans do czwórki. Wydawało się, że także Podhale już będzie przygotowywać się do półfinału, ale doznało kolejnej nieoczekiwanej porażki z JKH GKS Jastrzębie. Tak więc kto z tej pary trafi do strefy medalowej zadecyduje sobotnie spotkanie w Jastrzębiu.


Aksam Unia Oświęcim - GKS Tychy 2-5 (1-1, 1-3, 0-1)

1-0 Wojtarowicz - Gallo - Klisiak 7:32
1-1 Garbocz - Proszkiewicz - Gonera 13:34 w przewadze
2-1 Gallo - Wojtarowicz - Klisiak 20:36 w podwójnej przewadze
2-2 Paciga - Parzyszek - Wołkowicz 33:23
2-3 Bagiński - Wołkowicz - Krzak 34:34
2-4 Krzak - Wołkowicz 37:02
2-5 Sokół - Krzak 41:26

Sędziowali: Przemysław Kępa - Robert Długi, Wojciech Kolusz (wszyscy Nowy Targ). Kary: 12 - 18 min. Widzów 4000. Stan rywalizacji play-off do 3 wygranych: 0-3 i Tychy w półfinale.
UNIA: Szydłowski - Gallo, A. Kowalówka (2); Klisiak (2), Jakubik, Wojtarowicz - Kasperczyk, Javin (2); Buczek, Stachura, Modrzejewski - Cinalski (6), Połącarz; Szewczyk, Adamus, Twardy. Trener: Alesz Flaszar.
GKS: Sobecki - Śmiełowski (2), Gonera; Paciga, Parzyszek, Bacul (2)  - Jakesz (2), Kotlorz (6); Woźnica (2), Garbocz, Proszkiewicz; K. Majkowski, Sokół; Bagiński (2), Krzak, Wołkowicz (2) - Witecki, Galant, Maćkowiak. Trener: Jan Vavrečka.


Pojedynki lokalnych rywali zawsze cieszą się wielkim zainteresowaniem kibiców, ale frekwencja przekroczyła najśmielsze oczekiwania organizatorów. Na trybunach nie było gdzie wcisnąć szpilki. Starszym kibicom przypomniały się te czasy, kiedy Unia walczyła o krajowy prymat, a konkretnie, gdy na początku lat 90., rodziła się jej potęga.
Przed rozpoczęciem spotkania, minutą ciszy uczczono pamięć zmarłego 24-letniego byłego oświęcimskiego hokeisty, Kamila Rudnickiego, który rok temu "zawiesił łyżwy na kołku". Potem już zaczął się mecz.
Rozpoczął się sensacyjnie, bo po krzyżowym podaniu Petra Gallo, Wojciech Wojtarowicz pokonał Arkadiusza Sobeckiego. Całą akcję rozpoczął Waldemar Klisiak.
Wprawdzie Michał Garbocz doprowadził do remisu, wykorzystując odsiadkę Adriana Kowalówki, ale miejscowi raz jeszcze poderwali się do walki.
Drugą tercję rozpoczęli od przewagi (kara Michała Kotlorza, który w 19 min przewrócił będącego przed pustą bramką Wojciecha Stachurę), a kiedy na przymusowy odpoczynek dodatkowo później został odesłany Robin Bacul, oświęcimianie zaraz po wznowieniu gry wyszli na prowadzenie za sprawą płaskiego uderzenia Petra Gallo, potrzebując na to 11 s z 38 s okresu podwójnej liczebnej przewagi. Potem mieli jeszcze dwie okazje do podwyższenia wyniku, lecz Martin Buczek z Maciejem Szewczykiem przegrali pojedynki sam na sam z Arkadiuszem Sobeckim. - Miałem na plecach obrońcę, więc trudno mi było oddać precyzyjny strzał - tłumaczył ten drugi.
Był to okres bardzo dobrej gry obu stron i wielu interwencji bramkarzy, którzy byli pierwszoplanowymi postaciami. Jednak pierwszy "spalił" się Zbigniew Szydłowski, dając się w sytuacji sam na sam wyciągnąć do boku Adrianowi Parzyszkowi, który przytomnie wycofał krążek na linię niebieską, a że oświęcimski bramkarz nie zebrał się z lodu, Ladislav Paciga trafił do pustej bramki. - Nie zdążyłem wstać z lodu, bo poszedłem wślizgiem na szarżującego tyskiego napastnika - tłumaczył Szydłowski.
71 s później tyszanie już prowadzili, popisowo rozgrywając kontrę w układzie "trzech na dwóch". - Zabrakło nam konsekwencji, by przedłużyć ćwierćfinałową rywalizację ponad minimalną liczbę trzech spotkań - westchnął Waldemar Klisiak, 43-letni weteran oświęcimskiego zespołu. - W pewnym momencie zbyt odważnie podeszliśmy do przodu pod utytułowanych rywali, którzy nas skontrowali - dodał.
Kiedy w 42 min Sokół lobem po raz piąty pokonał Szydłowskiego, mecz się skończył, a hokeiści obu drużyn zaczęli niepotrzebnie faulować, na czym straciło widowisko. - Musieliśmy dzisiaj skończyć rywalizację w Oświęcimiu, bo na sobotę miałem zaplanowany wyjazd w góry, żeby się ode stresować przed finałem - żartował po meczu Sebastian Gonera, obrońca GKS, który przed laty reprezentował barwy Unii.
- Naszą dobrą postawę i szansę przeciągnięcia ćwierćfinału przynajmniej do soboty przekreśliły indywidualne błędy - ocenił Alesz Flaszar, trener Aksam Unia.
- Oprócz wygranej i jej rozmiarów cieszy mnie postawa trzeciej formacji, która zdobyła trzy gole - podkreślił trener tyszan Jan Vavreczka.
ADI

JKH GKS Jastrzębie - Podhale Nowy Targ 4-3 (0-1, 1-0, 2-2 - 0-0) po karnych

0-1 Bakrlik - Suur - Malasiński 19:37
1-1 Lipina - Zdráhal 36:06 4 na 4
2-1 Lipina - Zdráhal 40:52
3-1 Radwan - Zdráhal - Lipina 46:33
3-2 Baranyk - Zapała 55:53
3-3 Suur - Malasiński 58:37 w przewadze
4-3 Zdrahal 65:00 decydujący karny

Sędziowali: Grzegorz Dzięciołowski (Bydgoszcz) - Wojciech Moszczyński, Sławomir Szachniewicz (obaj Toruń). Kary: 8 - 18 min. Stan rywalizacji play-off do 3 wygranych: 2-2 (z bonusem dla Podhala).
JKH: Kosowski -  Wolf; Bryk, Zdrahal, Radwan, Lipina (2) - Piekarski, Labryga (4); Urbanowicz, S. Kowalówka, Danieluk - Górny, Pastryk (2); Kulas, Kiełbasa, Kąkol. Trener Wojciech Matczak.
PODHALE: Zborowski - Sroka, Ivičič; Baranyk, Zapała (2), Kolusz - Dutka, Suur (2+10); Kapica, Voznik, Bakrlik - Łabuz (2), D. Galant; Malasiński, Dziubiński, Kmiecik (2). Trener Milan Jančuška.


Jastrzębianie nastawili się na obronę własnej bramki. Odnosiło się wrażenie jakby chcieli jak najdłużej utrzymać korzystny rezultat, a przy okazji... może jakiś farfocel wpadnie. Czyhali na kontry i kilka razy przetestowali Zborowskiego, który jako jedyny w nowotarskiej „kamandzie” wykazywali najwięcej spokoju. Jego koledzy grali bardzo nerwowo. Krążek podskakiwał im na kiju i to w bardzo ważnych momentach, kiedy trzeba było oddać strzał czy dobić go. Górale atakowali, ale brakowało kropki nad „i”. Gospodarze czyhali na błąd rywala, a tymczasem sami go popełnili na linii niebieskiej, wyprowadzając kontratak. „Gumę” przejął Malasiński, a Bakrilk mocnym strzałem ulokował ją w krótkim rogu jastrzębskiej bramki.
Na początku drugiej tercji „Szarotki” przetrzymały 106- sekundowy okres gry w podwójnym osłabieniu. Gdy z ławki kar wyskoczył Łabuz znalazł się sam na sam i został faulowany przez Labrygę, który otrzymał karę 4 minut. Tej okazji górale nie wykorzystali. Ich strzały nie były na tyle zaskakujące, by zmusić do kapitulacji Kosowskiego. Potem do głosu doszli gospodarze. Atakowali z wielką furią. Od utraty gola ratował Podhalan Zborowski. Niestety w 37 minucie nie zapobiegł nieszczęściu. Jeden z nowotarskich obrońców zapędził się pod bramkę jastrzębian, a ci wyprowadzili kontrę dwa na jeden. Zdrahal oddał mocny strzał, który sparował „Zbora”, a nadjeżdżający Lipina na raty go pokonał. Za drugim razem krążek posłał pod poprzeczkę.
W 52 sekundzie trzeciej tercji Sroka dostał krążkiem w twarz i zwijał się pod bandą. Sędzia nie przerwał gry. Ponowił więc strzał Zdrahal, a Lipina tylko dołożył łopatkę kija i czarny kauczukowy przedmiot zatrzepotał w siatce. Podhale rzuciło się do odrabiania strat, ale w 47 minucie strata krążka pod bandą we własnej tercji była kosztowna. Zdrahal zagrał do pozostawionego bez opieki pod bramka Radwana i Podhalu zaciskała się pętla na gardle. Gospodarze cofnęli się i zaczęli bronić wyniku. W 56 minucie Kosowski popełnił błąd. Krążek wyłuskał mu Zapała i Baranyk zdobywa kontaktowego gola. Za moment na ławkę kar wędruje Lipina i Suur z niebieskiej linii doprowadza do wyrównania. Chwilę później Voznik mógł przechylić szalę zwycięstwa na stronę Podhala. Dogrywki nie wyłoniła zwycięzcy. Bliscy jej zakończenia był Wolf, ale na 90 sekund przed końcem nie wykorzystał sytuacji sam na sam. W karnych znowu tragedia. Bakrlikowi, Koluszowi, ani Voznikowi nie udało się pokonać Kosowskiego. Za to Zdrahal ulokował krążek w bramce Podhala.
- Tylko w pierwszej tercji w końcówce meczu graliśmy poprawnie, uważnie w obronie, szybko i agresywnie – mówi drugi trener Podhala, Marek Ziętara. – Niestety w drugiej odsłonie nasza gra zaczęła się psuć. Chaos wkradł się w nasze poczynania, podania nie znajdywały adresatów. Byliśmy wolniejsi od rywala. Do tego w trzeciej tercji popełniliśmy dwa błędy we własnej tercji, po których gospodarze prowadzili 3-1. Wydawało się, że jest po meczu, ale wtedy podnieśliśmy się z kolan i doprowadziliśmy do dogrywki. W niej grano w szachy. W karnych postawiliśmy na wypróbowanych graczy i znowu się nie udało. Jutro walczymy o „życie”.
Stefan Leśniowski

 


AnGo



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty