Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Hokej > Wiadomości hokej
Play-off: Cracovia i Tychy o krok od finału2011-02-22 19:59:00 AnGo

Po dzisiejszym zwycięstwie w Jastrzębiu już tylko jedna wygrana dzieli hokeistów Cracovii od awansu do finału play-off. Być może nastąpi to w piątek, bowiem "Pasy" będą podejmować rywala na lodowisku przy ul. Siedleckiego. W drugiej parze GKS Tychy pokonał w Oświęcimiu Unię i też potrzebuje tylko jednej wygranej.


JKH GKS Jastrzębie - Cracovia 1-2 (0-1, 0-0, 1-1)

0-1 Martynowski - Kostuch - Słaboń 14:33 w przewadze

0-2 Wilczek - Piotrowski 51:36

1-2 Bryk - Kral - Rimmel 55:18 4 na 4

Sędziowali: Paweł Meszyński (Warszawa), Zbigniew Wolas - Artur Hyliński (obaj Oświęcim), Jacek Bernacki (Sosnowiec). Kary: 8 - 8 minut. Widzów 900.

Stan rywalizacji: 1-2. JKH potrzebuje jeszcze 3 wygranych, Cracovia tylko 1.

JKH: Kosowski - Bryk (2), Rimmel; Lipina (2), Kral, Danieluk - Labryga, Górny; Urbanowicz (2), Słodczyk, Bordowski - Dąbkowski, Pastryk; Kulas, Kąkol, Furo - Bychawski, D. Galant (2); Kiełbasa, Szczurek, Bernacki.

CRACOVIA: Radziszewski - Wajda, Kłys (2); L. Laszkiewicz, Pasiut, D. Laszkiewicz (2) - Wilczek, P. Noworyta; Łopuski, Słaboń, Piotrowski - Witowski, Prokop; Kostuch (2), Dvořak (2), Martynowski - Landowski, Guzik; Kosidło, Rutkowski, Sarnik.

 

Jastrzębie zagrało w identycznym składzie jak dzień wcześniej, w Cracovii zabrakło kontuzjowanego Dulęby, którego zastąpił Guzik, a za Bielę zagrał Sarnik. Dulęba po ostrym starciu w poniedziałkowym meczu trafił do szpitala z urazem głowy i kręgosłupa oraz wstrząśnieniem mózgu.

W dwóch pierwszych tercjach Cracovia była zdecydowanie lepsza, w trzeciej zaatakowali gospodarze i zostali skontrowani. - Byliśmy lepsi o tę jedną bramkę - podsumował trener gości, Rudolf Rohaček.

W 15 minucie na ławkę kar powędrował Galant i "Pasy" potrzebowały zaledwie 27 sekund, aby objąć prowadzenie. Słaboń rozegrał krążek ze znajdującym się za bramką Kostuchem, który dostrzegł samotnie stojącego przed bramkarzem Martynowskiego. Temu nie pozostało nic innego jak dołożyć łopatkę kija i Kosowski był bez szans. - Wczoraj też prowadziliśmy 1-0, a mecz zakończył się dla nas porażką. Musimy uważać w obronie i jeszcze coś strzelić - mówił w przerwie Grzegorz Pasiut. I jak się później okazało, dobrze przewidział sytuację.

W drugiej tercji nadal przyjezdni mieli przewagę i przesiadywali w tercji obronnej rywala. Swoje okazje stworzyli Łopuski i Pasiut, ale Kosowski nie dał się pokonać, choć w 37 minucie popełnił błąd wyjeżdżając daleko z bramki. Po chwili naprawił błąd broniąc uderzenie Pasiuta, lecz ewentualnemu golkiperowi reprezentacji czegoś takiego robić nie wolno.

W ostatniej odsłonie zaatakowali odważnie jastrzębianie i za to należa im się brawa. Zbytnie odkrycie się w potyczce z Cracovią musiało źle się skończyć. Kontrę lewą stroną przeprowadził Wilczek i po minięciu obrońcy zagrał do stojącego za bramką Piotrowskiego. Ten odegrał koledze i będący sam przed bramkarzem "Wilku" skierował krążek w górny róg. Miejscowi nie odpuszczali i ich ambicja została nagrodzona. Kral wycofał "gumę" przed linię niebieską, a Bryk bez przyjęcia potężnie uderzył i trafił pod poprzeczkę. Na 50 sekund przed końcem sam od połowy lodowiska pojechał Martynowski, lecz nie pokonał Kosowskiego. Ostatnie sekundy miejscowi grali bez golkipera, ale nie mieli okazji na wyrównanie i ewentualną dogrywkę.

- Łatwy był tylko pierwszy mecz. W Jastrzębiu ciężko jest wygrać, ale o tym zdawaliśmy sobie doskonale sprawę. We wczorajszym spotkaniu za dużo daliśmy gospodarzom swobody i stosunkowo łatwo wjeżdżali do naszej tercji. Dzisiaj zagraliśmy więc pressingiem na całym lodowisku, atakowaliśmy bardzo wysoko i to przyniosło sukces. Brakuje nam do awansu jednego zwycięstwa, lecz będzie o to bardzo trudno - powiedział po meczu trener Cracovii, Rudolf Rohaček.

(AnGo)

Aksam Unia Oświęcim - GKS Tychy 2-4 (0-0, 2-3, 0-1)

0-1 R. Galant 22:09

1-1 Krajči - Jaros 28:20 w podwójnej przewadze

1-2 Michał Woźnica 32:28

1-3 Šimíček - Bagiński - Sokół 34:21 w przewadze

2-3 Řiha - Zatko - Krajči 38:01 w przewadze

2-4 Vitek 58:52

Sędziowali: Włodzimierz Marczuk (Toruń) i Grzegorz Dzięciołowski (Bydgoszcz) oraz Grzegorz Klich i Marek Wieruszewski (Sosnowiec). Kary: 14 - 18 (w tym 2 techn.) minut. Widzów 3500.

Stan rywalizacji: 1-2. Unia potrzebuje jeszcze 3 wygranych, Tychy tylko 1. Kolejny mecz w piątek w Tychach.

UNIA: Zborowski - Zatko (2), Dronia; Krajči, Jakubik, Řiha (2) - Gabryś, A. Kowalówka; Klisiak, Tabaček (2), Jaros (4) - Piekarski, Połącarz (4); Modrzejewski, Stachura, Valusiak oraz Piotrowicz

GKS: Sobecki - Gonera (2), Kotlorz (2); Paciga, Parzyszek, Vitek - Jakeš, Sokół (2); Woźnica, Šimiček, Bagiński (4) - Csorich, Majkowski (2); Krzak, Garbocz (2), Galant - Gwiżdż (2), Witecki, Gurazda, Banachewicz.

 

Po dwóch tercjach drugiego oświęcimskiego spotkania wynik był identyczny jak pierwszego, kiedy miejscowi potrafili przechylić szalę na swoją korzyść, przegrywając 0-2, by ostatecznie wygrać 4-3. Nic jednak nie zdarza się dwa razy. To głównie dlatego, że tyszanie mieli oparcie w bramkarzu, natomiast oświęcimianie już nie. - Moim zdaniem Krzysztof Zborowski bronił poprawnie. Może to raczej strzały naszych zawodników były precyzyjne - powiedział Michał Garbocz, środkowy trzeciego ataku GKS. Być może dlatego starał się docenić miejscowych, bo w przeszłości występował w oświęcimskim klubie.

Szybko Arkadiusz Sobecki zaprezentował swój bramkarski kunszt, bo już w 3 minucie wygrał pojedynek sam na sam z Mariuszem Jakubikiem. - Trzeba było się postarać odbudować psychicznie po poniedziałkowej wpadce w Oświęcimiu i chyba mi się to udało - cieszył się po meczu Arkadiusz Sobecki. - Owszem, Mariusz Jakubik grał w przeszłości w Tychach, ale w takiej sytuacji nie ma czasu na analizowanie kto o kim wie więcej. Trzeba się zdać na intuicję i dlatego wyjąłem krążek zmierzający w "okienko".

W 17 min Jakubik raz jeszcze stanął przed szansą otworzenia wyniku, ale trafił w Romana Simiczka, zastępującego między słupki Sobeckiego, którego wcześniej trafił w kask Robert Krajci, ale sędzia zwlekał z przerwaniem gry.

Goście trafili w najmniej spodziewanym momencie, bo Radosław Galant, atakując lewą stroną, po przejechaniu linii niebieskiej, trafił najpierw w deski Mirosława Zatki, a jego poprawka była skuteczna; krążek wylądował w siatce w przeciwnym rogu.

Oświęcimianie wyrównali w podwójnej przewadze, bo najpierw karę zarobił Bagiński, a potem tyski zespół za większą liczbę zawodników na lodzie. Miejscowi potrzebowali 26 s spośród 88 s jakie mieli na to przeznaczone.

Jednak wtedy coś w grze miejscowych się zacięło, zaczęli popełniać szkolne błędy, zapraszając tyszan do wymierzania im "klapsa". - Po prostu podkręciliśmy tempo gry i rywale najzwyczajniej się zgubili - tłumaczył Dominik Salamon, II trener GKS.

Po błędzie Pawła Droni omal do siatki nie trafił Sławomir Krzak, a przy odsiadce Mirosława Zatki, stojący przed pustą bramką Adrian Parzyszek nie trafił czysto w krążek. Była 31 minuta.

Chwilę później Adrian Kowalówka "złapał na wędkę" atakującego Michała Woźnicę, którego prostopadłym podaniem wypuścił w bój Tomasz Jakesz, więc sędzia przyznał tyszanom karnego. Poszkodowany nie miał kłopotów z wymierzeniem sprawiedliwości. - Takimi podaniami akcje ofensywne powinni rozpoczynać nasi obrońcy - żałował Karel Suchanek, trener Aksamu.

Z kolei przy karze Łukasza Rzichy, Roman Simiciek z bliska wepchnął krążek pod poprzeczkę po szybkim rozegraniu krążka pomiędzy Łukaszem Sokołem i Adamem Bagińskim.

Miejscowi wrócili do gry po trafieniu Łukasza Rzichy, a w ostatniej odsłonie z uderzenia wybijały ich łapane kary. Jeszcze w 59 min ambitnie walczący Marcin Jaros wyłuskał krążek pod bramką Sobeckiego, wycofał krążek na linię niebieską, stamtąd uderzył Jerzy Gabryś, ale nikt z partnerów nie wepchnął do siatki odbitego do boku krążka.

Sztab szkoleniowy Aksamu coraz częściej spoglądał na zegar, szykując się do wycofania bramkarza. Jednak na ostatnią akcję zdecydował się mający nietuzinkowe umiejętności Łukasz Rziha. Jak na lidera przystało, chciał wziąć na swoje barki ciężar odpowiedzialności za wynik. Jednak w tercji neutralnej krążek wyłuskał mu Josef Vitek, a skoro znalazł się sam przed bramkarzem, nie miał kłopotów z trafieniem do siatki. Tym samym goście uniknęli nerwowej końcówki.

- Zabrakło nam dzisiaj szczęścia - ocenił Karel Suchanek, trener Aksamu Unia. - Gdybyśmy na pierwszą przerwę schodzili z przynajmniej dwubramkową zaliczką, kontrolowalibyśmy mecz.

- Czym różniły się oba oświęcimskie mecze? Ano tym, że w III tercji drugiego pojedynku ustrzegliśmy się prostych błędów, którymi pogrążyliśmy się w poniedziałek - zwrócił uwagę Dominik Salamon, II trener tyszan.

Jacek Filus

 

Aktualizacja 21:55

 

 


AnGo
unia9.jpg



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty