Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Archiwum > 2009/2010 > Małopolska > Seniorzy > Ekstraklasa
Dożynki na Stadionie Ludowym…

 

CRACOVIA – LECHIA GDAŃSK 2-6 (1-3)

0-1 Kaczmarek 6
0-2 Wiśniewski 14
1-2 Polczak 28
1-3 Wołąkiewicz 31 (karny)
2-3 Kaszuba 53
2-4 Rogalski 62
2-5 Nowak 71
2-6 Nowak 74
Sędziowali: Mariusz Trofimiec (Kielce) oraz Mariusz Borkowski (Radom) i Tomasz Biskup (Kielce). Żółte kartki: Cabaj (53, dyskusja z sędzią), Tupalski (67, faul na Lukjanovsie), Szeliga (48, faul na Wołąkiewiczu), Ślusarski (22, niebezpieczne zagranie wysoko uniesioną nogą), Dynarek (69, faul na Surmie) – Cvirik (55, faul na Moskale), Bajić (54, dyskusja z sędzią), Nowak (47, niesportowe zachowanie). Widzów 100.
CRACOVIA
: Cabaj – Mierzejewski, Polczak, Tupalski, Derbich – Pawlusiński, Kłus, Cebula (46 Kaszuba), Szeliga (62 Dynarek), Sasin (27 Moskała) – Ślusarski.
LECHIA: M. Bąk – K. Bąk, Wołąkiewicz, Cvirik, Mysona – Kaczmarek, Nowak (76 Rybski), Surma, Bajić, Wiśniewski (59 Rogalski) – Lukjanovs (77 Buzała).

Trener Pasów, Artur Płatek zapowiadał piłkarskie dożynki na Stadionie Ludowym i sam sobie je wykrakał. Ale dla jego drużyny były to bardzo smutne dożynki, Cracovia została bowiem zmasakrowana przez Lechię, która odniosła najwyższe zwycięstwo wyjazdowe w historii swoich występów w ekstraklasie. W Sosnowcu oglądaliśmy 8 bramek i 8 żółtych kartek, zaś katem Cracovii okazał się jej były gracz, Paweł Nowak.
Cracovia już po kwadransie, kiedy to na świetlnej tablicy widniały dwa gole dla mającej wstręt do wyjazdowych zwycięstw Lechii, znajdowała się na łopatkach. Co prawda zespół Artura Płatka dwukrotnie stać było na kontaktowe trafienia, ale szybkie riposty gdańszczan całkowicie go sparaliżowały. Garstkę kibiców krakowskich (mecz nie miał nawet charakteru imprezy masowej, więc oglądali go głównie posiadacze zaproszeń) bawił jedynie spiker-wesołek, który po czwartym golu dla gości stwierdził, że „numeru gracza Lechii, który strzelił bramkę jeszcze nie zidentyfikowaliśmy”… Nie do śmiechu było natomiast trenerowi Płatkowi, którego sympatycy drużyny wzywali kategorycznie do dymisji. – Ja nie wywieszę białej flagi! – ripostował im później Płatek, który wyglądał po meczu na człowieka zdruzgotanego przez życie… Złośliwcy pocieszali go, że i tak jest postęp w grze Cracovii, albowiem w inauguracyjnej kolejce zespół stracił we Wrocławiu bramkę już w 5. minucie. Teraz gol dla rywali padł w 6. minucie… - Jest nam wstyd, nie pozostaje nam nic innego, jak przeprosić kibiców – mówił po spotkaniu Jakub Kaszuba, autor efektownej bramki dla Pasów, który akurat nie miał większych powodów do wstydu…
O fatalny nastrój i początki depresji u szkoleniowca Pasów zadbał przed wszystkim jego były podopieczny, czyli Nowak. Cracovia praktycznie nie istniała w środkowej strefie boiska, natomiast w Lechii rządził i dzielił Nowak. W drugiej połowie w ciągu 3 minut wychowanek krakowskiej Wisły strzelił dwa przytomne gole, zamykając wieko trumny z krakowianami… Do tego trzeba mu dopisać dwie asysty. – Ale proszę nie pisać, że to była moja sportowa zemsta na Cracovii – poprosił nas na koniec środkowy pomocnik Lechii, który po spotkaniu był w siódmym niebie.
Koszmarne błędy Marcina Cabaja, fatalna gra w obronie Łukasza Derbicha i szereg innych czynników spowodowały, że Lechia miała ułatwione zadanie, jeśli chodzi o zdobywanie bramek. – Ostatni raz wygrałem tak wysoko w barwach Legii, gdy w derbach Warszawy pokonaliśmy Polonię 7-2. Ale teraz ta wygrana szczególnie smakuje – cieszył się ekskrakowianin Łukasz Surma, który nic sobie nie robił z indywidualnego krycia Sławomira Szeligi i spokojnie rozdzielał piłki w środku boiska. Z kolei czarną robotę w tej strefie wykonał Marko Bajić, który miał być „pierwszym hamulcowym”, a tymczasem wcale nie zwalniał akcji gdańszczan, mądrze obsługując piłką partnerów. – Czy to był mój najlepszy mecz w Polsce? Musiałbym pomyśleć, ale również w Górniku Zabrze miałem kilka udanych spotkań. Na pewno jednak tak wysoko nie wygrałem w waszej ekstraklasie – drapał się po głowie serbski pomocnik, który - tradycyjnie już - kończył mecz z żółtym kartonikiem na koncie. – Ale co mi tam, najważniejsze jest to, że Lechia w dwóch meczach zrobiła sześć punktów. Kto by się tego spodziewał – sam sobie dziwił się Bajić.
JERZY MUCHA

Zdaniem trenerów

Artur Płatek, Cracovia:
- Odpowiedzialność za całą grę i wynik biorę na siebie. To wszystko było bardzo dziwne. Pierwszy stracony gol to deja vu z Wrocławia, tylko minuty nam się pomyliły. Od momentu, gdy przegrywaliśmy 2-4 zespół już nie podniósł się psychicznie, zaś Paweł Nowak dobił nas całkowicie. Przed meczem mówiłem, że to mogą być dożynki, bo czekał nas mecz bez kibiców, niby u siebie, ale na obcym stadionie. Ale dożynki są wtedy, gdy jest uśmiech, zabawa. Tutaj tego nie było. Jeśli ktoś przegrywa u siebie 2-6, to musi się liczyć z tym, że włodarze klubu powiedzą mu: - panu już dziękujemy! Ale ja muszę się zastanowić nad tym, co stało się z drużyną, która zagrała dobry mecz we Wrocławiu. Sam nie wywieszę białej flagi.

Tomasz Kafarski, Lechia:
- Pokazaliśmy skuteczną piłkę, zaś wynik był niecodzienny jak na warunki ekstraklasy. Ale ten wynik mógł być mylący, albowiem po straconych bramkach traciliśmy chwilowo kontrolę nad sytuacją. Ale potem wszystko szło już z górki. Jeśli chodzi o naszą siłę ofensywną, to mamy rezerwy, albowiem posiadam jeszcze kilku niezłych napastników. Co ciekawe, strzeliliśmy sześć bramek, ale nikt z napastników nie trafił do siatki. Paweł Nowak w tym ważnym dla siebie meczu zagrał bardzo dobrze.

Bohater meczu – Paweł Nowak: Pozostał mi sentyment do Cracovii

Paweł Nowak przebył z Cracovią drogę od III ligi do ekstraklasy. Teraz przyszło mu przebyć drogę nad polskie morze, gdzie nową przystań znalazł w Lechii. Mimo że w Krakowie skończył mu się kontrakt, to jednak Pasy żądały za niego 130 tysięcy złotych odstępnego. Ale chytry podwójnie traci, krakowianie nie tylko nie zarobili wspomnianej kwoty, ale jeszcze zostali upokorzeni na boisku przez Nowaka.
- To nie było lekkie, łatwe i przyjemne zwycięstwo. Zapewniam o tym wszystkich – dowodził po meczu nowy nabytek Lechii. – Wiedzieliśmy, że Cracovia ma dobry kolektyw i dobrze zagrała we Wrocławiu. To może tak wyglądało z trybun, że mieliśmy dużą przewagę, ale tak naprawdę zostawiliśmy na boisku dużo sił. Ja zawsze powtarzam, że trzeba jak najdłużej utrzymywać się przy piłce i tak też robiliśmy. To my decydowaliśmy o przebiegu gry. Drugi gol, który padł po rykoszecie i był trochę szczęśliwy, uspokoił nas psychicznie.
Nowak chciał w Cracovii więcej zarabiać, jednak do podpisania nowego kontraktu nie doszło. Podwyżkę ostatecznie dostał, ale w Gdańsku. Na swój były klub nie da jednak powiedzieć ani jednego złego słowa. – Sentyment do Cracovii na pewno pozostał, przecież w tym klubie rozegrałem prawie 150 spotkań w ekstraklasie. Te siedem lat to był dla mnie wspaniały okres – wylicza piłkarz, dodając, że szatni przed meczem nie pomylił. – Co zresztą miałem zrobić? Wybiec na boisko i nie grać, zwyczajnie położyć się na murawie. To byłoby śmieszne. Takie jest życie piłkarza, że gra się raz tu, raz tam. Ja teraz gram dla Lechii i staram się to robić jak najlepiej. Nie okazywałem wielkiej radości po bramkach, tak jak Łukasz Podolski w meczu naszej reprezentacji z Niemcami.  Nie mogłem się inaczej zachować… A przed meczem nie odbierałem telefonów od dziennikarzy, by nie zapeszyć.
JEM

Marcin Cabaj: Płakać to za mało…

Bramkarz Cracovii puścił 6 bramek, z czego połowę można zapisać na jego konto. To był z pewnością czarny dzień Marcina Cabaja…

 

- Jak skomentuje Pan wysoką porażkę Cracovii i swoje błędy?
- Co można powiedzieć czy też zrobić po takim meczu? Można się zastanawiać nad zakończeniem gry w piłkę nożną. Płakać to za mało… Szkoda, że skończyło się to wszystko tak wysoką porażką Cracovii. Nie zasłużyliśmy, by przegrać takim wynikiem.

 

- Jakie były konkretne przyczyny tej klęski w pasy?
- Większość chłopaków nie czuła się dobrze, nie potrafiliśmy dorównać biegowo, siłowo czy też wytrzymałościowo Lechii. Tydzień wcześniej wyglądaliśmy bardzo dobrze, a teraz – prawdziwa katastrofa. Mam nadzieję, że nasz trener nam to wszystko wyjaśni, ustali co się z nami działo.


- Byliście gorszym zespołem od Lechii pod względem przygotowania fizycznego, ale są jeszcze kwestie umiejętności technicznych. Przecież nagle nie zapomnieliście jak się gra w piłkę…
- Być może przemęczenie ciężkimi treningami było przyczyną porażki, a może dekoncentracja? Wygląda zresztą na to, że stadion w Sosnowcu nie jest naszym sprzymierzeńcem. Przeżyłem chyba deja vu, straciliśmy gola w szóstej minucie, niemal identycznie jak we Wrocławiu. Historia się powtórzyła. A potem rykoszet, piłka odbiła się od Tupalskiego i szybko tracimy drugiego gola. W takiej sytuacji bardzo ciężko się gra.


- Pan także nie pomógł drużynie, tych wpadek było kilka. Przecież to po Pańskim faulu był rzut karny dla Lechii.
- Może nie popisałem się przy niektórych bramkach, ale moim zdaniem karnego nie było. Ja sam dostałem wtedy w tył głowy, zaś przy mojej interwencji, po której sędzia odgwizdał „jedenastkę”, był kontakt z rywalem, ale nie było faulu. Sędzia nie powinien wskazywać na wapno…
Rozmawiał: JEM

WIADOMOŚCI

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty