Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Sporty zimowe > Skoki narciarskie > Wiadomości Skoki narciarskie
Długopolski: Medal dla Polski ciągle jest w zasięgu2015-02-23 18:12:00

- Mistrzostwa świata w Falun jeszcze nie skończyły się dla naszych skoczków i dlatego nie wolno skreślać żadnego z nich. Co nie zmienia faktu, że od następnego sezonu polskim zawodnikom przydałby się jakiś nowy impuls na treningach – mówi Krystian Długopolski, były reprezentant Polski w skokach narciarskich, a obecnie trener grupy kobiecej w Zakopanem.


- Jak ocenia wyniki konkursu na normalnej skoczni w Falun?

- Wbrew pozorom – zupełnie dobrze. Ogólnie wyniki wyszły przecież całkiem pozytywne. Może kolejność nazwisk w naszym zespole trochę się nie zgadza, ale faktem jest, że mamy zawodnika w dziesiątce i dwóch kolejnych w drugiej dziesiątce. Moim zdaniem, nie ma za bardzo na co narzekać.


- Ale zwłaszcza w przypadku Kamila Stocha oczekiwania były dużo wyższe…

- No, zgadza się. Kamil w tym sezonie dużo nie startował, ale kiedy już pojawiał się na zawodach, to skakał na najwyższym poziomie. Jak widać, normalna skocznia w Falun mu nie pasowała, bo nie oddał na niej ani jednego dobrego skoku. Można mieć niedosyt wobec tego 17. miejsca w jego wykonaniu, ale – jak już mówiłem – generalnie ekipa jako całość zanotowała całkiem przyzwoite wyniki.


- A co z Piotrem Żyłą, powszechnie uważanym za numer 2 w kadrze? W jego wypadku 33. miejsce też trudno uznać za sukces…

- Piotrek skacze w kratkę. Zdarzają mu się skoki bardzo długie oraz takie wpadki, jak w Falun. Na pewno jednak „Wewiór” nie powiedział jeszcze ostatniego słowa na tych mistrzostwach.


- Honor naszej ekipy ratowali młodsi zawodnicy – Jan Ziobro i Klimek Murańka. Chyba mało kto się spodziewał takiego obrotu sprawy?

- Dla mnie postawa Jaśka jest dużym zaskoczeniem. W tym sezonie skacze on nieźle, ale na pewno nie tak rewelacyjnie jak w poprzednim. Na takim poziomie, jakim skakał w sobotę, jeszcze go tej zimy nie widziałem – ani na treningu, ani na żadnym z konkursów. Odnośnie Klimka pojawiały się natomiast głosy przed mistrzostwami na zgrupowaniu w Szczyrku, że jest w wysokiej formie. Dlatego byłem bardzo ciekaw, jak sobie poradzi. W drugim skoku może nie wytrzymał trochę nerwowo i odbił się nieco za wcześnie, ale widać, że w tym momencie sezonu ma duże możliwości i stać go na naprawdę fajne skoki.


- Zaskoczeniem była też osoba triumfatora.

- No tak, trudno nie przyznać racji temu stwierdzeniu. Typowałem do złotego medalu kogoś z dwójki Severin Freund i Anders Fannemel. Okazało się, że Norweg jest jednak typem lotnika, który potrzebuje określonych warunków, aby daleko lądować. Mówiąc inaczej, musi mieć wiatr z przodu, bo inaczej nie do końca sobie radzi. Z kolei Niemiec jest obecnie w takiej formie, że na każdej skoczni skacze dobrze i w sobotę też mógł wygrać, gdyby tylko od jednego chociaż sędziego dostał notę o pół punktu wyższą za styl. Rune Velta na lotach w Vikersund pokazał, że jest w dobrej dyspozycji, ale nie sądziłem, że przeniesie ją na małą skocznię w Falun.


- Doskonale zna pan trenera Łukasza Kruczka, z którym sięgał pan po brązowy medal podczas konkursu drużynowego na Uniwersjadzie w 2003 roku. Zna pan też obecnych kadrowiczów i otoczkę towarzyszącą wielkim imprezom. Co można zrobić przez te kilka dni, aby nastroje po czwartkowych zmaganiach na dużej skoczni były znacznie lepsze?

- Z pewnością żadne nerwowe zagrania nie wchodzą teraz w grę. Tym bardziej że jako zespół nasi kadrowicze nie wypadli źle i nie powinni się załamywać tym pierwszym konkursem. Najważniejsze, aby nie denerwować się i do końca zachować spokój. Kiedy w czwartek wyjdą skoki Piotrkowi i Kamilowi, na co jest duża szansa, może być naprawdę super. Już po pierwszych treningach będziemy mieli wstępne sygnały odnośnie tego, czy duża skocznia „leży” naszym reprezentantom. Kamil i Piotrek są już na tyle doświadczonymi zawodnikami, że bez problemu powinni się dopasować do tego obiektu.


- Nie boi się pan, że będący pod presją biało-czerwoni podłamią się tym nieudanym występem na normalnym obiekcie?

- W skokach nie można o niczym powiedzieć w kategoriach „na pewno”, ale moim zdaniem nic takiego nie będzie miało miejsca. Kamil i Piotrek mają już swoje osiągnięcia i nie muszą nikomu nic udowadniać. A młodsi pokazali już, że na takich dużych imprezach poradzić sobie ze stresem całkiem fajnie. Zwłaszcza Jaśkowi taka dodatkowa adrenalina wydaje się pomagać. Inna sprawa, czy w konkursie zobaczymy akurat taką samą czwórkę, co ostatnio. Bo nie zapominajmy, że do dyspozycji sztabu szkoleniowego jest sześciu zawodników, co oznacza pole manewru. Patrząc po wynikach z soboty, nie spodziewam się jednak osobiście żadnych roszad w składzie. Wydaje mi się, że tą samą czwórkę zobaczymy i w konkursie indywidualnym, i drużynowym.


- Z notowań firmy bukmacherskiej Fortuna wynika, że w czwartek złoto zdobędzie Freund. Nieco niżej stoją akcje Stocha i Velty. Co pan na to?

- Z pewnością też widzę wśród medalistów Freunda. Bardzo poważnie pod uwagę trzeba również brać Veltę – w końcu jest mistrzem świata i na każdej skoczni ostatnio prezentuje się dobrze. Trzecie wolne miejsce na podium rezerwuję dla Kamila. Liczę, że lider naszej ekipy się odblokuje i da też znać o sobie sportowa złość, która bez wątpienia towarzyszy mu od soboty. Na pewno go stać na medal.


- Jeśli w Falun nie będzie żadnego medalu w skokach, czy przewiduje pan zmiany w sztabie szkoleniowym reprezentacji od nowego sezonu?

- Według mnie, latem – bez względu na wyniki mistrzostw – powinny nastąpić zmiany w polskiej kadrze. Trenera Łukasza Kruczka darzę wielkim szacunkiem, bo zrobił mnóstwo dobrego dla polskich skoków, ale nic w sporcie nie jest dane na wieki. Po prostu przychodzi taki czas, kiedy trzeba coś zmienić, żeby dać zawodnikom nowy impuls do rozwoju. Wszystko musi powoli ewoluować, aby kadrowicze mieli nowe bodźce, które pozwolą im dalej iść do przodu. A to może stać się wraz ze zmianą trenera.


- Idąc dalej tym tropem – lepsza będzie opcja polska czy zagraniczna?

- Moim zdaniem, jeżeli miałby to być trener z kraju, to widzę tu duet Piotr Fijas – Robert Mateja. W przypadku szkoleniowców zagranicznych temat jest już dużo bardziej skomplikowany, bo dochodzi kwestia dostępności poszczególnych postaci oraz ich wymagań finansowych. Ale nie ukrywam, że osobiście najbardziej cenię austriacką myśl trenerską. Do dzisiaj niezwykle miło wspominam pracę z jej przedstawicielami: Stefanem Horngacherem oraz Heinzem Kuttinem.


- Za nami w Falun także konkurs drużyn mieszanych. Niestety, znowu bez udziału polskiego zespołu. Kiedy wreszcie doczekamy się zawodniczek, które będą stanie rywalizować w imprezie tej rangi?

- Na chwilę obecną sytuacja nie jest zbyt ciekawa. W młodzieżowej kadrze prowadzonej przez trenera Sławomira Hankusa od bodaj dwóch sezonów znajdują się tylko Joanna Szwab i Magdalena Pałasz, które próbowały się dobijać do Pucharu Świata. Asia jakby dreptała ostatnio w miejscu i przestała robić spodziewane postępy. W przypadku Magdy pojawił się natomiast problem w postaci bardzo groźnych upadków i nie wiadomo, jak ona sobie teraz z tym poradzi. Wydawało się, że ta zawodniczka jest już blisko dobrych skoków, ale teraz trzeba się spokojnie zastanowić, jak zaradzić tym częstym upadkom. Bo przecież nie chodzi o to, żeby ktoś robił sobie krzywdę…


- Jeśli nie wspomniana dwójka, to kto?

- Skoczkinie z młodszego szeregu. Wojtek Tajner szkoli dziewczyny z regionu Wisły i Szczyrku, a ja z Zakopanego i okolic. Są ciekawe zawodniczki, ale potrzebują jeszcze czasu. Nie ukrywam, że myśleliśmy, iż pójdzie to wszystko szybciej, lecz trzeba jeszcze trochę uzbroić się w cierpliwość. Szkoda, że w Zakopanem warunki do treningu mamy, jakie mamy. Skocznie się sypią i musimy jeździć na treningi do Szczyrku i Wisły. Dwie najlepsze dziewczyny z mojej grupy – Kamila Karpiel i Asia Kil – poszły już do szkoły sportowej w Zakopanej, gdzie łatwiej im godzić dojazdy tam na treningi z codziennymi lekcjami. U Wojtka do wyróżniających zawodniczek należy choćby 15-letnia Kinga Rajda, którą próbowano już w Pucharze Kontynentalnym. Ale i ona musi jeszcze trochę poczekać na regularne pucharowe występy. Moim zdaniem, najpierw musi przyjść stabilna forma, a dopiero później można myśleć o międzynarodowych startach. Nie chciałbym bardzo, aby pchać teraz na siłę te młode dziewczynki na kolejne pucharowe zawody. Na to mają jeszcze czas, a teraz trzeba się skupić na spokojnym treningu i wypracowaniu odpowiedniego poziomu. Dopiero później warto jechać i porównać się z konkurentkami z innych krajów.


- Ile zatem jeszcze tego czasu potrzeba?

- Mam nadzieję, że już w przyszłym roku wspomniane dziewczyny zaczną się pojawiać na listach startowych w pucharowych zawodach. O ile nie pojawią się w międzyczasie żadne kontuzje i inne historie. Pamiętajmy, że w gruncie rzeczy mówimy jeszcze o dzieciach, których sportowy progres bywa bardzo nieprzewidywalny. Realnie patrząc, na igrzyskach w PyeongChang w 2018 roku spodziewam się, że będziemy mieli już żeńskie reprezentantki w skokach. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i będą odpowiednie warunki do treningu, to myślę, że już nawet na kolejnych mistrzostwach świata w Lahti za dwa lata jest możliwość startu polskich zawodniczek.


- Widać rosnące zainteresowanie skokami wśród dziewczyn, czy też sukcesy Stocha i spółki zupełnie nie przekładają się na większą popularność kobiecego skakania?

- Szczerze mówiąc, nawet u chłopaków nie widzę, żeby te sukcesy z ostatnich lat przekładały się na zwiększone zainteresowanie skokami. Z pewnością nie ma nic takiego, co polskie skoki przeżywały w okresie „Małyszomanii” w 2001 roku, gdy w klubach brakowało sprzętu dla wszystkich chętnych. Osiągnięcia Kamila i reszty nie odbiły się podobnym echem i chyba już się raczej nie odbiją. Na razie, nie licząc dwóch dziewczyn, które trafiły do SMS-u, mam obecnie w grupie dziewięć zawodniczek, które przychodzą regularnie na treningi. Pozostaje skupić się na jak najlepszej pracy z nimi, w czym bez wątpienia pomogłyby długo oczekiwane remonty skoczni w Zakopanem. Wiem, że są różne przymiarki w tej kwestii, ale jak to u nas w kraju, wszystko musi potrwać ze względu na wszelakie procedury. Ze względu na całą tą tzw. papierologię kiepsko to widzę w najbliższym czasie. Nie ma wyjścia, w najbliższych dwóch-trzech sezonach nie pozostaje nam nic innego, jak tylko w poszukiwaniu formy jeździć na treningi do Szczyrku.


www.arskomgroup.pl





więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty