Facebook
kontakt
logo
Strona główna > STREFA BLOGU
RYSZARD NIEMIEC o kompromitacjach na zawodowym ringu bokserskim
autor
Ryszard Niemiec (ur. 1939), dziennikarz, reporter, felietonista, działacz sportowy. Koszykarz m. in. Cracovii, Sparty Nowa Huta, Resovii. Były redaktor naczelny "Dziennika Polskiego", "Tempa", "Gazety Krakowskiej". Laureat Złotego Pióra (1979, 1985). Członek Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Od 1993 prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Wcześniejsze wpisy:

LEKCJA GIMNASTYKI (186)

Pokory lekcje obowiązkowe

Jeszcze nie przebrzmiały żałosne echa farsy zgotowanej kibicom pięściarstwa podczas Gali w Rzeszowie, a polscy macherzy z tak zwanych grup zawodowych wyszykowali nam kolejną kompromitację. Szopka zainstalowana w hali na Podpromiu polegała na obsadzeniu w roli przeciwnika Artura Szpilki tchórzliwego ukraińskiego oberwańca bez butów i majtek - Tarasa Bidenko… Człowiek zmęczony życiem, najprawdopodobniej bezrobotny, połasił się na parę tysięcy zielonych za to, że nad Wisłokiem da sobie kuć mordę przez kilka rund. Okazał się wszakże gościem na tyle inteligentnym, że postanowił oszwabić organizatorów, symulując kontuzję dolnej kończyny i po pierwszej rundzie, w której Szpilka nie zadał żadnego mocniejszego ciosu, poprosił sekundanta o pokazanie ręcznika! Farsa miała kolejne odsłony: najpierw organizatorzy obcięli Bidence połowę honorarium, słusznie oskarżając go o ucieczkę z pola walki, następnie poszkodowany, wyzywając organizatorów od złodziejaszków, posłał im faxowe zaświadczenie, w którym ukraińscy lekarze potwierdzili uszkodzenie jego stawu kolanowego… Realnym następstwem atrakcji zafundowanym rzeszowskim sympatykom boksu, jest powszechne rozczarowanie i przekonanie, że na organizowane w Rzeszowie w przyszłości gale nie przyjdzie już pies z kulawą nogą.


Najnowszym wyczynem naszych pachciarzy biznesu bokserskiego, było posłanie Bogu ducha winnego Andrzeja Wawrzyka, by w moskiewskiej jaskini lwa, skrzyżował rękawice z rosyjskim zabijaką wagi ciężkiej Aleksandrem Powietkinem. Nazwać ich rywalizację w ringu pojedynkiem Dawida z Goliatem, to pójść na tanią metaforykę historyczno-biblijną, podczas gdy różnica umiejętności między nimi oddaje najlepiej pomiar w latach świetlnych! No, i stało się to, co stać się musiało: Wawrzyk poległ z kretesem, a przed ciężkim uszkodzeniem ciała uchronił go arbiter, odsyłając do rogu w trzeciej rundzie. Używając ulicznego slangu, można powiedzieć, że Andrzej dostał straszliwy wpierdol, a za tym okropnym upokorzeniem stoją nieodpowiedzialni, nastawieni na zysk za wszelką cenę, menadżerowie. Nasi promotorzy boksu zawodowego dostali kolejny dowód na swoją organiczną niekompetencję i cynizm w wykorzystywaniu naiwności zawodników. Lekcje od życia aplikowane krakowskiej trójce (Wawrzyk, Wach, Szpilka) pozwalają na zinterpretowanie ich manipulacji bokserami. Nie podejrzewam bowiem, aby ten cały festiwal przechwałek i prężenia muskułów, demonstrowanych przez Wawrzyka przed pojedynkiem z Powietkinem, pochodził z jego wyobraźni i przekonań. Mocodawcy kazali mu podbijać sobie bębenka, mając na uwadze eskalowanie napięcia i drażnienie rosyjskich kibiców, a tych polskich do zapłacenia kosztów oglądania transmisji łomotu, reklamowanego jako równorzędny bój o pas WBA. Rzeczywistą ocenę swoich możliwości i umiejętności biedny Wawrzyk ujawnił wchodząc między liny: cały przestraszony, próbował budować ze swoich dyszli i gardy, jakiś dziwny szaniec zaporowy przed rozpędzonym Szaszką. Nie zdobył się na bodaj jedną ofensywną kombinację ciosów, a przy akcie zarządzonej kapitulacji nie objawiał gestów niezadowolenia, o protestach nie wspominając…


Casus Wawrzyka jest dokładną kopią operacji marketingowej, przeprowadzonej przez amerykańskich promotorów Wacha, pchających go, w każdym calu bezbronnego pod kule (czytaj: lawinę ciosów Kliczki). Menadżer zza Atlantyku, cokolwiek by o nim nie mówić, wykazał się wobec naszego zawodnika gestem wysokiego humanitaryzmu: zaaplikował mu porcję koksu, jako znieczulającą osłonę przed neurourazami, wynikającymi z przewidywanej masakry. A, że Wachowi udało się przetrwać 10-rundową nawałnicę, to nie jego zasługa, jeno efekt dopingu oraz wyrachowania Kliczki, któremu pijarowcy zabronili załatwianie gościa przed upływem umówionej ilości rund. Z doświadczenia Wacha i Wawrzyka właściwe wnioski powinien wyciągnąć Szpilka, furt wyrywający się do stawania w szranki z mocarzami. W tym przypadku, właściciele stajni nie muszą podbechtywać chłopaka snuciem miraży mistrzowskich pasów. Szpilka sam z siebie rzuca hasła o swej gotowości do największych wyzwań, ukołysany zwycięstwami nad ewidentnymi turystami, raz nas emeryckich papierach, kiedy indziej na statusie worków treningowych do wynajęcia za każdą sumę. Artur zdaje się nie rozumieć, że pęknięta na początku drogi zawodowca szczęka, zawsze jest sygnałem do katorżniczej pracy nad obroną i powinna skłaniać do pokory. Zwłaszcza że zanim zostanie popchnięty, by stanąć naprzeciwko kogoś takiego, jak choćby Powietkin, musi najpierw pokazać, że upora się ze swojakiem, czyli Krzysztofem Zimnochem - bokserem mało gadatliwym, a przez to groźnym.


Ryszard Niemiec

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty