Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Sporty zimowe
Justyna Kowalczyk: Trzeba być szczęściarzem2010-02-28 10:41:00

- Tak się składa, że nawet Marit Bjoergen nie ma tego co ja. Mam mistrzostwo świata, mam Puchar Świata, mam Tour de Ski, którego Marit nie ma i mam mistrzostwo olimpijskie. Trzeba być szczęściarzem - mówi czterokrotna już medalistka olimpijska Justyna Kowalczyk. 


- Tak wielkie zawodniczki, jak chociażby Virpi Kuitunen nie mają żadnego medalu olimpijskiego indywidualnego. Do tego wszystkiego potrzeba dużo szczęścia. Trzeba być szczęściarzem.

 

Gdy minęła metę, pomyślała: - Fajnie było wygrać z Marit. Fajnie, że wygrałam. Wiedziałam, że dojdę ją, nawet wtedy gdy mi uciekła. Wiedziałam też, że nie mogę tego zrobić na 1-2 kilometrach. Gdybym rzuciła się za Marit, wówczas zakwasiłoby mi mięśnie i nie mogłabym dobrze finiszować. Bardzo dobrze, że mój trener tam stał i mówił: "Spokojnie Justyś, nie dobiegaj jej, dogonisz ją na stadionie". Oczywiście miał rację, spokojnie, spokojnie, krok po kroczku... Trochę mi zjazdy utrudniały życie, ale i tak jak na mnie było z tym super. Później jechałam za nią cztery kilometry i ostatni kilometr to już była walka - mówiła w TVP mistrzyni ostatniego biegu igrzysk na 30 km stylem klasycznym.


Justyna Kowalczyk, Vancouver / fot. sportowetempo.pl

 

- Wiedziałam, że 30 kilometrów to jest mój dystans, klasyk to jest mój styl, ale to się może wydawało łatwe dla państwa, może z waszej pozycji presja była nieodczuwalna. Dzień przed biegiem mama Kristiny Smigun powiedziała do mnie "Justyna, jutro idziesz na wojnę". Wszyscy, którzy tutaj są, trzymali za mnie kciuki, no może Norwegowie nie bardzo ... - śmiała się Kowalczyk. - Trzy czwarte świata narciarskiego klepało mnie po plecach od przedwczoraj i mówiło "to będzie twój dzień, to będzie twój dzień". Proszę wierzyć, to naprawdę nakłada presję - przyznawała i dodawała: - Żeby wygrać z Marit Bjoergen trzeba się było namęczyć... O ostatnich metrach biegu mówiła: - Myślałam, że Marit jest ciągle za mną. Chciałam być pierwsza na zjeździe i to się udało. Finisz był już pełen automatycznych zachowań, gdzie walczy się do końca.

Kowalczyk przyznawała, że chociaż to były dla niej tak wspaniałe igrzyska nie będzie ich dobrze wspominać: - Były piękne wyniki sportowe, jednak za dużo było tych wszystkich emocji. Każdy bieg, który tutaj miałam, to były wyżyny moich możliwości. Wbrew temu co wszyscy mówią, to było zdecydowanie więcej, niż zrobiłam w zeszłym roku w Libercu. Pod względem sportowym, to było niesamowicie. Jeśli natomiast chodzi o emocje, o te niepotrzebne dyskusje, to wszystko pozostawi duży niesmak.
Polka sama rozpętała burzę zarzutami wobec zawodniczek, które z powodu astmy biorą medykamenty, normalnie w sporcie niedozwolone. Po ceremonii dekoracji Kowalczyk przepraszała za to: - Chciałam za to przeprosić. To nie był czas, żeby o tym rozmawiać. To nie był personalny atak na Marit, która zawsze była dla mnie sportową idolką. Dla mnie to ideał biegaczki. Ale problem astmy w naszej dyscyplinie nie zniknął, jest wielu chorych i to trzeba jakoś rozwiązać.

Kowalczyk mówiła dziennikarzom, że jest równie dumna ze startu na 10 km techniką łyżwową, w którym zajęła 5. miejsce, co z innych już medalowych, a to, że w sporcie osiągnęła już wszystko o czym może marzyć sportowiec, nie odbierze jej motywacji. Dodawała, że nie boi się też "justynomanii", która może ją czekać zaraz po wylądowaniu w poniedziałek o godz. 9 w Warszawie: - W samochodzie będą czekać rodzice. Wsiądę i pojedziemy do domu. Poradzę sobie, jestem asertywna...


tv17a.jpg



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty