Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Sporty zimowe > Kombinacja norweska
Zarycki mistrzem, dramat Pochwały2010-12-22 23:59:00

Walka o każdy metr, niesamowite zwroty akcji, a na końcu niespodziewane zwycięstwo Andrzeja Zaryckiego - tak w skrócie można przedstawić przebieg dzisiejszych mistrzostw Polski w kombinacji norweskiej na normalnej skoczni w Zakopanem.


Niecała trzydziestka zawodników zdążyła się zaprezentować w skoku w dość dobrych warunkach, po czym zaczęło wiać znacznie mocniej, w dodatku z różnych kierunków. Jedni radzili sobie z tym lepiej, inni trochę gorzej. Jedni mieli nieco szczęścia, inni mniej. Najwięcej zyskali startujący z niskimi numerami: Rosjanin Eugeny Klimov, Szczepan Kupczak, czy Jakub Wolny.

Skąd w Zakopanem Rosjanie? Przyjechali na zgrupowanie ze swoim trenerem Lechem Pochwałą, ojcem Tomasza Pochwały.

Najlepszy na skoczni był Rosjanin Klimov i to on ruszał na trasę biegu na 10 km (5x2km) jako pierwszy. Drugi, ze stratą 20 sekund, był Szczepan Kupczak. Dalsze miejsca zajmowali murowani kandydaci do medalu, którzy na skoczni nieco zawiedli: Mateusz Wantulok i Tomasz Pochwała (obaj około 40 sekund straty). Stanisław Biela startował 64 sekundy po Rosjaninie, a prawie równo z nim Jakub Wolny i zaraz potem Andrzej Zarycki. Adam Cieślar był dopiero 12., a Paweł Słowiok zepsuł skok i zajmował odległą, 20. lokatę.

Po skokach sytuacja nieco się wyjaśniła, ale duża grupa zawodników mieściła się w odstępie dwóch minut i wszystko można było jeszcze zmienić dzięki dobrej postawie na trasie biegu. Trener kadry typował do złota Pochwałę, tak też podpowiadał zdrowy rozsądek. Reprezentant Wisły Zakopane był wysoko, a w dodatku ostatnio do tego stopnia lepiej prezentował się na trasie biegu, że FIS zaznaczał na listach startowych, że ten zawodnik lepiej biega niż skacze. - Nie sądziłem, że kiedyś powiem Tomkowi, że gorzej skacze niż biega i musi to poprawić. A jednak - śmiał się trener kadry Jakub Michalczuk.

Zgodnie z oczekiwaniami Tomasz Pochwała ruszył z kopyta od samego początku i już po pierwszym okrążeniu był na czele wyścigu, oddalając się od rywali. Kilkanaście sekund tracili do niego biegnący razem Klimov i Kupczak. Za nimi podążał Wantulok, a kolejni na punkcie pomiarowym byli: Zarycki, Biela i Cieślar. Powoli do przodu przesuwał się Słowiok.

Pochwała parł do przodu jak czołg, coraz bardziej powiększając przewagę. Za jego plecami tasowali się rywale. W końcu utworzyła się grupka pościgowa, złożona z Zaryckiego, Cieślara i Wantuloka. Tempo cały czas nadawał Zarycki. Biela starał się trzymać rytm, ale po piętach deptał mu już Słowiok.

Kiedy wszyscy pogodzili się już ze złotym medalem Tomasza Pochwały, stało się coś niespodziewanego. Po dłuższym oczekiwaniu na metę jako pierwszy wpadł... Andrzej Zarycki. Sześć sekund później końcową linię przekroczył Adam Cieślar, a pół minuty później Mateusz Wantulok. Na czwartym miejscu zawody ukończył Paweł Słowiok, piąty był Stanisław Biela, a na szóstej pozycji uplasował się Michał Pyclik. Pochwały jednak dalej nie było na mecie!

W końcu okazało się, że Tomasz Pochwała zasłabł na ostatnim podbiegu i musiał zejść z trasy. Ostatkiem sił doszedł do ambulansu i spędził w nim następne 40 minut. Lekarze stawiali go na nogi, a także przeprowadzali badania. Najprawdopodobniej za mocno rozpoczął bieg, spadł mu poziom cukru i w rezultacie "odcięło mu prąd". Ogromny pech.

Ale nie można powiedzieć, że na złoto nie zasłużył Andrzej Zarycki. 21-latek z Poronina jeszcze kilka dni temu był ostatni w Pucharze Świata z ogromną stratą i w drugim dniu rywalizacji nie został wystawiony do zawodów. Długa rozmowa z trenerami sprawiła jednak, że postanowił dawać z siebie więcej w przyszłości i trenować jeszcze bardziej. Jak widać, czasem trzeba spaść na dno, żeby potem odnieść sukces.

Alicja Kosman, PZN




2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty