Przed tygodniem Tomas Jirsak jako rezerwowy poprowadził Wisłę Kraków do wygranej z Ruchem Chorzów 3-1. – Konkurencja służy nie tylko mi, ale całej drużynie – podkreśla czeski pomocnik.

Kiedy sędzia techniczny zasygnalizował tuż po przerwie zmianę Michaiła Siwakou, wielu zastanawiało się, czym podyktowana jest taka decyzja Roberta Maaskanta. Niespełna w ciągu czterech minut chorzowianie doprowadzili do remisu, wykorzystując pierwszą naprawdę dogodną sytuację do zdobycia gola. Wtem Jirsak udowodnił, że Wisła może również funkcjonować z nim w składzie. – Rywale nie zachowali się najlepiej, bowiem pozwolili się wyprzedzić. Cieszę się, że moje uderzenie okazało się skuteczne – wspomina.

Kiedy Wisła sprowadzała Jirsaka za 600 tysięcy euro w 2007 roku, spodziewano się, że szybko wywalczy sobie miejsce w podstawowej jedenastce. Czech był jednak głównie rezerwowym, a kiedy otrzymywał więcej minut na boisku zawodził. Był zawodnikiem trudnym do zdefiniowania – nie wyróżniał się atutami stopera w środku pola, ani nie odgrywał istotnej roli w organizacji ofensywnego oblicza zespołu.

Czy ostatni mecz okaże się przełomowy? – Oczywiście życzyłbym sobie więcej takich występów popartych takimi golami i asystami. Myślę, że nadszedł teraz czas, abym pokazał swoją przydatność dla tej drużyny – mówi.

rb