Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Archiwum > 2009/2010 > Małopolska > Seniorzy > A klasa (Podhale)

Lepietnica Klikuszowa – Huragan Waksmund 1-0 (0-0)

1-0 Matuszek 78.
LEPIETNICA:
Pępek – D. Żółtek, Parzygnat (62 Huzior), Wiesław Żółtek (59 Opyrchał),  Antolec, R. Szeliga, Chudoba, Dziurdzik, Madeja, Matuszek, Nosalik (75 Chorążak).
HURAGAN: Rejczak – Budz, D. Mroszczak, Michniak, Bryja, W. Waksmundzki I, Oraczko (72 W. Waksmundzki II), Cyrwus, Sz. Drożdż (87 Garbacz), B. Drożdż, Sral (65 Ł. Rogal).

- Piłka częściej była w krzakach niż w rękach bramkarzy. To najlepiej obrazuje poziom tego spotkania – powiedział trener gospodarzy, Marek Pranica.
Rzeczywiście nie było to spotkanie wysokich lotów. Nudą wiało z boiska. Widocznie wczesna pora konfrontacji nie odpowiadała piłkarzom. Byli wolni, ospali, sprawiali wrażenie, jakby wprost z jakieś imprezy  wskoczyli na murawę.  – Grają w beki. Tego nie da się oglądać – w pewnym momencie nie wytrzymał jeden z kibiców. 
Na palcach jednej ręki można było policzyć sytuacje golowe. Po dwie nie wykorzystali:  B. Drozdż (10 i 40 min), z a drugim razem trafił w boczną siatkę i R. Szeliga. Napastnik  klikuszowian  w 28 min zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału i został zablokowany, wcześniej niepotrzebnie podawał do partnera, zamiast huknąć z 14 metrów. 
- To jedna z naszych najsłabszych pierwszych odsłon. Rywal był agresywniejszy niż my – twierdzi Marek Pranica.
- Na tak małym boisku trudno o składne akcje. Gramy lepiej niż w ostatnich potyczkach – stwierdził kierownik Huraganu Jan Kunka, po trzech kwadransach gry.
Wszyscy liczyli na przebudzenie piłkarzy po przerwie. Tymczasem nadal grano manianę. Na boisku więcej było przypadkowości niż przemyślanych akcji. Zbyt często też któryś z piłkarzy zwijał się na murawie.
Świetną sytuację na objęcie prowadzenia zmarnował B. Drożdż. Minął już bramkarza, ale zbyt ostry kąt nie pozwolił umieścić mu piłki w siatce. Kiedy wydawało się, że już nic się nie wydarzy, wprowadzony Ł. Rogal okazał się sprzymierzeńcem gospodarzy. Niczym partner z drużyny podał na 16 metr ( narożnik pola karnego) do Matuszka, a ten od razu huknął i piłka wylądowała pod poprzeczką. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry Ł. Rogal mógł się zrehabilitować, ale stojąc samotnie  cztery metry od bramki fatalnie skiksował.
- Mieliśmy dużo szczęścia – przyznaje Marek Pranica. – To przeciwnik prowadził grę, a my byliśmy ślepi we mgle. Ambicją i wolą walki wydarliśmy trzy punkty.
- Szczęście było przy gospodarzach, bo byliśmy zespołem lepszym, ale nie potrafiącym wykorzystywać dogodne sytuacje.  Oddali jeden strzał w światło bramki i dał im zwycięstwo, chociaż mieli jeszcze  poprzeczkę (90 min R. Szeliga – przyp. SL)
Les

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty