Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Wiadomości piłka nożna
RYSZARD NIEMIEC o strzeleckim wyczynie Roberta Lewandowskiego, który rozwibrował umysły dziennikarzy i kibiców do granic poczytalności2015-09-26 16:32:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (309 bis)

„Lewy” niczym król Jan III…


Strzelecki wyczyn Roberta Lewandowskiego, polegający na walnięciu 5 bramek wicemistrzowskiej drużynie Bundesligi rozwibrował umysły dziennikarzy i kibiców do granic poczytalności. Jednym zaparło dech w piersi z powodu ilości goli, których autorem został zawodnik wchodzący do gry z ławki, inni popadli w orgazm z racji rekordowo krótkiego czasu wykonawstwa tej sztuki. Ci, którzy padli na twarz przed oboma aspektami snajperskiego majstersztyku, zaczęli doszukiwać się w nim nadprzyrodzonych sił sprawczych, nad którymi zapanowała noga Lewandowskiego! Nie powtórzyli wprawdzie za Maradoną przekonania o tym, że za wyczynem stoi ręka boska, pewnie ze względu na świadomość wykonawstwa kończyn dolnych, nie górnych, aliści sugestia o interwencji nie z tej ziemi brzmi bardzo wyraźnie. Nawet redaktor Maciej Polkowski, były naczelny Przeglądu Sportowego i wytrawny znawca zagadnień piłkarskich, ponadto człowiek twardo stąpający po ziemi przekonuje, że oprócz talentu i pracy, w rekordzie „Lewego” jest coś tajemniczego, wymykającego się racjonalnym kryteriom. Najczęściej powtarzana jest magiczność jego nieprawdopodobnej skuteczności, ale rozumiana - jak sądzę - nie w kontekście sztuczek czarnoksiężniczych, ale najwyższej sprawności technicznej, niedostępnej nawet arcymistrzom futbolu.


Stoję na stanowisku zakładającym przynależność wyczynu sportowego do zabawowych dziedzin ludzkiej aktywności, doskonalonej z pokolenia na pokolenie, a tym samym przesuwającej maksymalne granice wydolności i sprawności. Z roku na rok udoskonalane są procesy treningowe, co w powiązaniu z rosnącymi możliwościami psychofizycznymi (cechy motoryczne i wolicjonalne) stwarza szanse na postęp w zdobywaniu niedostępnych jeszcze wczoraj granic wyczynu. To wyłącznie tematyka dla fizjologów, biomechaników, psychologów i metodyków treningu sportowego, a nie mistycyzmu i metafizyki…


Schodząc z płaszczyzny teorii na grunt praktyki, miejmy przed oczyma Gerda Muellera - arcysnajpera z najsilniejszej ligi świata, który zadziwiał świat skutecznością… Zestawiając jego sylwetkę kurdupla z krótkimi nogami z fizycznością Roberta, ufundowaną na słusznym wzroście (bramki zdobywane głową), proporcjonalną budową i niewątpliwie efektywniejszym treningiem i selekcji, mamy czarno na białym personifikację skali przeobrażeń, otwierających nowe, dotąd nieosiągalne, horyzonty.


Niezwykle oryginalnie brzmią ochy i achy wznoszone przez publicystów uprawiających na co dzień działkę polityczno-historyczną, a usiłujących opisać sportowe osiągnięcie naszego piłkarza analogiami i metaforami z retoryki patriotycznego etosu. Redaktor „Rzeczpospolitej” Dominik Zdort poszedł najdalej w sztuce nadawania piłkarskiej maestrii „Lewego” znamion wyczynów zbrojnych naszych narodowych bohaterów. Sięgnął nawet po hetmana i króla Jana III Sobieskiego z jego wiedeńską odsieczą, osłaniającą chrześcijańską Europę przed najazdem tureckich islamistów. Na Sobieskim nie poprzestał, sięgając śmiało po nowsze triumfy polskiego oręża, na przykład po Monte Cassino, czy powietrzną bitwę o Anglię. Postawiony obok generała Władysława Andersa, nieszkolony wojskowo Robert Lewandowski spełnia wszakże jedno ważne kryterium wspólne ze wspomnianymi bohaterami narodowej historii: walczy i rozsławia Polskę poza granicami kraju. Nie jest husarzem spod Wiednia, ni pilotem dywizjonu 303, ani nawet fizylierem Brygady Karpackiej, ale strzelać potrafi i to nie tylko do Niemców! Zdort zastrzega się, że podejmuje temat piłkarskiego geniuszu Lewandowskiego w konwencji stricte felietonowej, zakładającej przejaskrawienia i niekontrolowane skojarzenia.


Nie, żebym pretendował do rozleglejszej od autora „Rzepy” wyobraźni, czy - broń Panie Boże - erudycji, ale do panoramy naszych przewag militarnych uwznioślających goleadorskie osiągnięcie napastnika monachijskiego Bayernu, dodałbym jeszcze dorobek króla Bolesława Chrobrego, który na kierunku niemieckim osiągnął najwięcej, nawet w terytorialnym ujęciu. On także ma na koncie nieprawdopodobny sukces militarny w postaci wkroczenia do Kijowa! Zdobył tam nie bramkę, jak „Lewy”, ale wręcz Złotą Bramę, na której uszkodził osobisty miecz, który pod mianem „Szczerbca” uchodzi dziś za cymelium wśród narodowych pamiątek. Trzymając się poetyki zdobywanych bramek w meczu piłkarskim, odnajdujemy w naszej historii XVI-wieczny wyczyn Stefana Batorego, którego zmagania z potencją moskiewską doprowadziły pod Psków i Wielkie Łuki. Korzystając z przywileju felietonowej przesady, tak intensywnie eksploatowanej przez red. Zdorta, pójdę i ja za ciosem i odwołam się do zdobytej (chyba główką!) Bramy (nie bramki) Smoleńskiej, przez którą droga prowadzi prosto do Moskwy! Nasz człowiek w Monachium musi o tym wyczynie pamiętać, bo na nim w znacznym stopniu opierać się będzie batalia, której ukoronowaniem będzie start w finałach piłkarskich mistrzostw świata 2018. Bez goli „Lewego” i to w ilości co najmniej podwójnej niż ostatnio rozsławiona „piąteczka”, droga do Moskwy może okazać się tak samo trudna, jak dla hetmanów króla Stefana...


Ryszard Niemiec



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty