Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Formuła 1 > Wiadomości F1
307 km znaków zapytania - Formuła 1 wraca do Australii2016-03-17 17:42:00

Czy Lewis Hamilton utrzyma formę z ostatnich dwóch lat? Czy Nico Rosberg rzuci na dzień dobry mu rękawicę? Czy ktoś jest faktycznie w stanie już na starcie rzucić rękawicę Mercedesowi? I wreszcie - jak ze sportem przywita się nowy zespół Haas? Oto 307 kilometrów znaków zapytania. Odpowiedź na wszystkie powyższe kwestie poznamy na dystansie pierwszego wyścigu w kalendarzu Formuły 1 w Australii.


Albert Park. Wspaniały tor zlokalizowany w Melbourne, nad którym rokrocznie zawodnicy startują od 1996 roku. Wcześniej na Antypodach rywalizacja odbywała się w Adelajdzie, która do dziś kojarzy się z rywalizacją Damona Hilla i Michaela Schumachera na mecie sezonu 1994. Niemiec wypchnął wówczas Anglika z toru i sięgnął po pierwszy tytuł. MSC zapisał się też spektakularnie na aktualnym obiekcie, bo w 2004 roku ustanowił rekord toru, z którym do dziś nikt nie może sobie poradzić, ale mowa o momencie, kiedy sport nie opierał się tylko na wprowadzaniu modyfikacji zwalniających moc silnika. 


Co roku już na sześć tygodni przed faktycznym weekendem wyścigowym lokalny ośrodek wypoczynkowy zamienia się w tor wyścigowy, który z kolei zostaje rozmontowany do czterech tygodni po imprezie. Frekwencja zwykle sięga łącznie 300 tysięcy ludzi (ponad 100 tysięcy przychodzi na sam wyścig). Tym razem można spodziewać się podobnej liczby widzów, bo pierwszy wyścig zawsze przyciąga fanów spragnionych mocnych wrażeń. I mających dosyć ścieżek spacerowych i rowerowych rozciągającej się po całej powierzchni obiektu. Dziś nie ma po nich śladu, bo zastąpił je tor mający 5,3 kilometra i składający się z 16 zakrętów. FIA potwierdziła w 2014 roku, że impreza będzie figurowała w kalendarzu F1 minimum do 2020 roku. 


Najczęściej do tej pory na obiekcie triumfowali David Coulthard, Kimi Raikkonen i Lewis Hamilton. Jak wiadomo – ten pierwszy wyścig ogląda już z paddocku jako ekspert telewizyjny i prasowy, drugi raczej będzie miał problemy nawet, żeby pokonać partnera z zespołu Vettela i wreszcie trzeci to absolutny faworyt. Na 20 startów na Albert Park dwunastu zwycięzców sięgało później po mistrzostwo świata. W ostatnich latach był to Vettel (2011) i oczywiście LH (przed rokiem). Po cichu kibice oddaliby wiele za walkę Niemca z pierwszym Brytyjczykiem, który sięgał dwa lata z rzędu po tytuł. Seb marzy z kolei o piątym mistrzostwie świata z rzędu, żeby zrównać się w tej kwalifikacji z legendarnym Juanem Manuelem Fangio. Schodząc na ziemię - musi na razie zaakceptować fakt, że Mercedes wciąż może być poza zasięgiem, a tym samym najmocniejszym zawodnikiem z Niemiec pozostanie w stawce Nico Rosberg.


Nico triumfował przed rokiem 6 razy, dokładając spektakularne 7 pole position. Aż w 15 z 19 możliwych startów stawał na podium. A mimo to i tak został łatwo rozbity przez Hamiltona. Anglik wygrywał 11 razy pierwsze pole i dołożył aż 10 zwycięstw. Absolutny dominator. Dziś jego największym rywalem - zdaniem mediów - może być on sam, bo udziela się chyba za często we wszystkich możliwych przedsięwzięciach niezwiązanych już nawet z meetingami sponsorskimi. Raz na ściance na Paris Fashion Week, innym razem ścigający się (tym razem sprintersko) w Brazylii z małymi lwami i tygrysami. Wreszcie - ostatnio narzekający na złe traktowanie w jednym z kasyn w Australii. Czy można już mówić, że jego życie prywatne ma punkty wspólne z Jamesem Huntem? Chyba tylko pod względem non-stop pojawiających się przy nim nowych dziewcząt. Przy mocnych alkoholach i papierosach nigdy go nie widziano, ale i tak Nico może doszukiwać w koncentracji swojej szansy. Panowie idą powoli na noże, ale Hamilton przyznał po zdobyciu tytułu w Austin w zeszłym roku: "Nie jestem najłatwiejszym partnerem zespołowym".


Globalna gwiazda kontra gwiazda sportów motorowych. Szef Mercedesa - Toto Wolff - zapowiedział, że nie chce tym razem za bardzo ingerować w rywalizację dwóch gigantów niemieckiej stajni. W ostatnich latach szefowie wydawali tzw. team orders, żeby na torze unikać sytuacji m.in. z Belgii przed dwoma laty. Wówczas Rosberg zderzył się z Hamiltonem rywalizując o pierwszą lokatę. Anglik miał z kolei gigantyczne pretensje o brak wolnej ręki w podejmowaniu decyzji w Meksyku i Brazylii, co miało w zeszłym sezonie zmniejszać jego szansę na wygraną. 


- Zdecydowaliśmy się ograniczyć restrykcje dla komfortu współpracy naszego duetu. Mają do siebie duży szacunek, podobnie jak w poprzednich sezonach. Nowe przepisy o ograniczonej komunikacji radiowej zespołu z kierowcą pomogły nam, bo inżynier nie ma tak dużego wpływu na bolid oraz kierowcę. Oznacza to mniej wytycznych dotyczących strategii, optymalizacji opon czy prowadzenia bolidu. Więcej zostaje w rękach kierowcy, a to plus dla sportu. Zwiększona presja będzie kolejnym wysiłkiem – komentuje Wolff dla Formula1.com. Zdaniem bukmacherów - odpowiedź na faworyta rywalizacji LH - NR w najbliższym sezonie wciąż jest prosta. Firma Fortuna typuje, że lepiej w tej parze wypadnie Hamilton (kurs 1.27), a na Rosberga (3.09).


Gigantyczne emocje jak zwykle budzi McLaren, który musi się nareszcie obudzić. Stajnia z Woking cały zeszły sezon przecierpiała dostając nieprawdopodobne cięgi od konkurencji. Honda z kolei nie może sobie pozwolić przy swoim doskonałym wizerunku na ciągłe porażki. Fernando Alonso zdaje się zachowywać spokój, dobrze czuje się ze swoimi dwoma tytułami, ma komfort finansowy i wciąż czerpie przyjemność z jazdy. 


Fakt, że Hiszpan nie jest już w gorącej wodzie kąpany jak przy pierwszej współpracy z zespołem (sezon 2007) może tylko pozytywnie wpłynąć na stopniowe odbicie się legendarnej marki od dna. Trudno jedynie przewidzieć, czy zespół będzie zdolny zdobywać punkty już w pierwszej fazie sezonu (Australia, Bahrajn, Malezja), ale największe koszmary ma już prawdopodobnie za sobą. Gorzej jeśli będzie znów bił się na końcu stawki. Tym razem z nową ekipą Haas Team, która będzie zaopatrywana w jednostki napędowe Ferrari. 


Debiutanci już pod koniec 2014 roku wykupili fabrykę Marusii w Banbury, więc szef Gene Haas od dawna wylewał fundamenty pod budowanie sukcesu w debiutanckim sezonie. A tym byłaby choćby jakakolwiek konkurencyjność z jakimkolwiek innym zespołem. Gwarancję tego, że przepaści może udać się uniknąć mają zapewnić Romain Grosjean i Esteban Gutierrez. Wróżenie z fusów dobiegnie końca już za kilka dni, a fanom z Europy pozostaje już tylko ustawić budziki na 2:30 w piątek, kiedy zacznie się pierwsza sesja treningowa...


www.arskomgroup.pl





więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty