Facebook
kontakt
logo
Strona główna > IO > Vancouver 2010 > Narciarstwo biegowe > Wiadomości Narciarstwo biegowe
VANCOUVER Z KRAKOWA (15)2010-02-28 11:13:00 Jerzy Cierpiatka

Sobota była dla nas


Czy można sobie wyobrazić  piękniejszy bieg? Nie, nie i jeszcze raz nie! Przed maratonem na 30 kilometrów apetyty mieliśmy nadzwyczaj wyostrzone, ale to, co zdarzyło się na trasie w Whistler przekraczało granice wyobraźni. Najpierw mozolne przygotowywanie gruntu pod toczenie długiego dialogu z Marit Bjoergen, a później fascynujący finisz, którego ostatnie metry rozgrzały wszystkich do białości. Tomasz Zimoch przy radiowym mikrofonie odchodził od zmysłów. Istotnie, można było zwariować od tego nadmiaru szalonej wrażeń. Ale najważniejsze, że dzięki Justynie Kowalczyk i jej nadzwyczajnej determinacji zwariowała Polska ze szczęścia.

Pisałem przed kilku dniami, iż pora najwyższa, aby Wojciech Fortuna wreszcie przestał być kawalerem. I teraz oto dzięki Kowalczyk mamy na najwyższym podium parę olimpijczyków, którzy w odstępie 38 lat wyśnili złoty sen. Szokujący sygnał o niesamowitym sukcesie Fortuny na skoczni Okurayama w Sapporo nadszedł rankiem, na jakże miłe przebudzenie. Pakując książki do szkoły byłem przekonany, że się przesłyszałem. Ale spiker przekazał najprawdziwszy, jakże cudowny komunikat. Dopiero popołudniu można było zobaczyć ten fantastyczny lot zakopiańczyka na 111 metrów. I usłyszeć z dalekiej Japonii głos bohatera, który na apel prezesa Sylwestra Pancherza, aby Wojtek pozostał miłym, skromnym człowiekiem - sympatycznie podziękował. I grzecznie dodał: z wzajemnością...

Sytuacja Kowalczyk w stosunku do Fortuny różniła się zasadniczo tym, że Polka bezapelacyjnie plasowała się w ścisłym gronie największych faworytek. Ciążyła na niej ogromna odpowiedzialność, a skalę wyzwania podnosiła świadomość, że Norweżka Bjoergen znalazła w Vancouver klucz do fantastycznej formy. Przebieg biegu na 30 kilometrów zresztą bezapelacyjnie to potwierdził. Z dwóch wielkich biegaczek tylko jedna mogła zostać ozłocona. Ten niezapomniany finisz już wszedł do cyklu „Wielkie chwile polskiego sportu”. I bez wątpienia stanowił dla świata jeden z najbardziej frapujących momentów całych igrzysk w Vancouver. Jeszcze kilka metrów, jeszcze metr i Justyna Kowalczyk wygrała ten niesamowity bój gigantek „klasyka” i „łyżwy”. Po prostu raj...

Elwira Seroczyńska i Helena Pilejczykowa weszły na olimpijskie podium równo przed półwieczem. Z kolei Katarzyna Bachleda-Curuś, Luiza Złotkowska i Katarzyna Woźniak teraz sięgnęły do skarbca z wielkimi niespodziankami. Wywalczeniem brązowego medalu dały odpór prześmiewcom, którzy jeszcze przedwczoraj publicznie wywieszali nazwiska polskich łyżwiarek szybkich na czarnej tablicy. Panie zapewne polały wtedy łzy bezsilnego żalu. Ale po prześcignięciu Amerykanek płakały już z wielkiej radości. Medialnym prokuratorom powinno pozostać poczucie wstydu. Choć nie zaszkodzi zauważyć, że szef polskiej misji w Vancouver też cokolwiek za wcześnie wyjął z szafy togę oskarżyciela.


Jerzy Cierpiatka


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty