Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Archiwum > Małopolska 2010/2011 > Seniorzy > V liga (Kraków-Wadowice)

Wróblowianka Wróblowice - Spójnia Osiek-Zimnodół 2-0 (1-0)

1-0 Adam Gawlik 9

2-0 Jakub Mączeński 66

Sędziowali: Maciej Pytlowski - Piotr Nosal, Piotr Gęborczyk (wszyscy Oświęcim). Bez kartek. Widzów 120.

WRÓBLOWIANKA: M. Grzesiak - T. Grzesiak, Karamo Sane, Golonek, Lubański - Gawlik, Mikołajczyk, Pape Drame, Mielec - Kijowski, Bodzioch (56 Maczeński).

SPÓJNIA: Dziedzic (46 Kubiczek) - D. Glanowski, Kordaszewski, Ziarno, Gocyk - Bereta, Marcin Mróz, Michał Mróz (46 Nowak), Rzeźniczek, Porębski - Tukaj.

 

Wynik jest sensacyjny z kilku względów - po pierwsze to goście walczą o IV ligę, a Wróblowianka o uścisk dłoni prezesa. Po drugie we Wróblowicach są ogromne problemy kadrowe i trudno było na spotkanie ze Spójnią skompletować skład. Jakby tego było mało, to za kartki pauzowali Larin Alabi Oladotun i Artur Krzeszowiak oraz nie było żadnego bramkarza! To już trzeci mecz, w którym między słupkami musiał stanąć gracz z pola! Bronili już Maciej Golonek i w wygranej potyczce na Tramwaju Larin Alabi, ale ten drugi ma karencję. W tej sytuacji trener Jacek Piszczek (podobnie jak Maaskant przyjechał na holenderskim rowerze) szukał chętnych i wybór padł na wysokiego defensora Marcina Grzesiaka. A na ławce rezerwowych usiadł tylko jeden gracz - Jakub Mączeński.

 

W tej sytuacji zdecydowanym faworytem byli goście i - tak sądzono - jedynym problemem pozostawała ilość straconych goli. Tymczasem miejscowi pokazali ogromną wolę walki i rozegrali znakomity mecz, a gwiazdą pierwszej wielkości okazał się - nie po raz pierwszy - Karamo Sane. Walczył na całej długości boiska, pomagał swojemu golkiperowi, rozbijał niemrawe ataki Spójni i sam je inicjował. To po jego fenomenalnej indywidualnej akcji padł drugi gol. Należy się tylko zastanawiać jak tak świetny piłkarz nie gra jeszcze w ekstraklasie. Wisła szuka wzmocnień w Ameryce Południowej, a tu na miejscu ma kompletnego i uniwersalnego zawodnika.

 

Miejscowi rozpoczęli z dużym rozmachem i już po 9 minutach prowadzili. Do długiej piłki ruszyli Adam Gawlik i chyba niepotrzebnie wybiegający poza pole karne bramkarz Damian Dziedzic. Pomocnik z Wróblowic był szybszy i przelobował golkipera, a futbolówka wpadła do siatki. Spójnia starała się dominować na murawie, ale niewiele z tego wynikało. Tak słabo grającej drużyny już dawno we Wróblowicach nie widziano i przyjezdni powinni być zadowoleni, że nie wyjechali z pokaźnym bagażem goli. Podopieczni Piszczka przeprowadzali zabójcze kontry i tak na dobrą sprawę powinni wygrać w rekordowych rozmiarach. Goście z każda minutą grali coraz bardziej nerwowo, kłócili się i mieli wzajemne pretensje. Nic zatem dziwnego, że im nie szło, a dobre okazje stworzył im po dwóch niepewnych interwencjach Grzesiak. W 83 minucie - po jego nieporozumieniu z Łukaszem Lubańskim - szansy nie wykorzystał Marcin Mróz, a w 90 minucie minął się z dośrodkowaniem, lecz Daniel Tukaj nie trafił z bliska. Co by jednak nie mówić - zakończył mecz na zero, a nie uczynili tego dwaj profesjonaliści z Osieka - Dziedzic i Kubiczek!

Spójnia, w której szeregach brakowało pauzującego za kartki kapitana Piotra Kasprzyka, mogła mieć tylko jedną klarowną i wypracowaną przez siebie szansę. W 71 minucie arbiter nie skorzystał z przywileju korzyści i kiedy Tukaj wychodził sam na sam... gwizdnął i wrócił z akcją! Za to miejscowi seryjnie marnowali stuprocentowe okazje, a mieli je: Drame Pape (20 minuta), Gawlik (36) i Mielec (76). To co się jednak stało w 78 minucie trudno zrozumieć. Znakomita kontra w wykonaniu Karamo Sane i Lubańskiego zakończyła się - po minięciu bramkarza - podaniem tego pierwszego, a drugi mając przed sobą pustą bramkę w nią nie trafił! Po meczu Lubański tłumaczył, że w pierwszym odruchu myślał, że jest na pozycji spalonej. To go jednak w żaden sposób nie usprawiedliwia. Do tego trzeba dodać potężne uderzenia zza linii pola karnego świetnie spisującego się Dariusza Mielca (25 i 48) czy Tomasza Grzesiaka (54) i Gawlika (59).

Drugi gol dla Wróblowianki to popis Karamo Sane, który mijał rywali jak na slalomowym stoku i kiedy wybiegł sam na Piotra Kubiczka trafił w słupek! Przytomnie zachował się rezerwowy Jakub Mączeński i zdążył z dobitką. Warto jeszcze odnotować ładną bramkę Pawła Bodziocha w przedłużonym czasie gry pierwszej połowy, której sędzia nie uznał dopatrując się spalonego.

Andrzej Godny

 

 

WIADOMOŚCI

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty