Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Archiwum > Małopolska 2012/2013 > Seniorzy > IV liga (Kraków-Wadowice)
Zmarł Wiesław Kraj2013-06-27 12:33:00

Wczoraj odszedł Wiesław Kraj, powszechnie lubiany i ceniony krakowski dziennikarz. Ciężko chorował od kilku tygodni i niestety przegrał tę nierówną walkę. Miał niespełna 71 lat.


Trudno znaleźć bardziej bratnią duszę od Wieśka. Pomagał ludziom zawsze i chętnie, robił to ze zwykłej potrzeby serca. A że czasem rodzą się z tego komiczne sytuacje... Cztery dekady wstecz byłem z Wieśkiem jeszcze „na pan”. W osiedlowym klubie przy ul. Bałuckiego miał się pojawić specjalny wysłannik jednej z krakowskich gazet na olimpiadę w Monachium, by zeznawać jak to „Kaka” Deyna przechytrzył Madziarów w wielkim finale, zaś Jan Szczepański zjadł techniką innego Węgra, Laszlo Orbana. W ostatniej chwili okazało się, że redaktor nagle zaniemógł, ale w poczuciu obowiązku wysłał na spotkanie z kibicami zmiennika. 


Akurat Wieśka, bo ten również był naocznym świadkiem zmagań w stolicy Bawarii. Dwugodzinna opowieść „PAP-owca” (w barwach tej firmy „Krajowy” oficjalnie wystąpił) zaskarbiła Wieśkowi ogromną wdzięczność słuchaczy. Monachijskie wydarzenia komentował ze znawstwem, odsłaniał kulisy gry prowadzonej na aucie Olympiastadionu, przekonywał argumentami trudnymi do zbicia. Aż sam nie wytrzymałem. - Panie redaktorze, czy gdyby amerykańscy sprinterzy nie zaspali byłby możliwy triumf Walerego Borzowa „na setkę”? - Jestem absolutnie pewien, ich nieobecność nie miała żadnego znaczenia. Miałem z miejsc prasowych świetną widoczność, Borzow był poza zasięgiem wszystkich - kategorycznie rozwiał Wiesiek wątpliwości. 


Dziesięć lat później „Krajowy” przypadkiem zdradził mi tę "tajemnicę mundialu”. - Wiesiu, nawet nie wiesz, jak zazdroszczę Ci tamtego wyjazdu na olimpiadę... - Juruś, jakiego wyjazdu? - No, do Monachium, pamiętasz to spotkanie z kibicami... - Stary, przecież to był „kit”. Olimpiadę oglądałem u siebie, na Komandosów. A kogo by interesował na Bałuckiego taki „specjalny wysłannik”?


Choć później rzecznikował Wiesiek Orłowi Piaski Wielkie i trzymał za niego kciuki, ukochanym klubem pozostała do końca życia Bronowianka. Można nawet powiedzieć o istotnym znaczeniu klanu Krajów, który zapisał piękną kartę w historii klubu. Do grona założycieli Bronowianki należał Władysław Kraj, którego żona Aniela pomagała w pracach gospodarczych. Ich syn, Wiesław, z powodzeniem bronił barw klubu zanim został popularnym dziennikarzem krakowskim. Mieszkał sto metrów od jej boiska, również to determinowało wybór barw. 


Jako utalentowany junior „Krajowy” skaperował do Bronowianki kumpla ze studiów polonistycznych, Andrzeja Szeląga. I jak by było mało tej hojności - już przy pierwszej okazji obsłużył Andrzeja podaniem, po którym późniejszy as telewizyjnego mikrofonu strzelił filmową bramkę... Oprócz Szeląga (który zmarł w 2006) znaczące kariery w mediach stały się udziałem innych kolegów. Choćby szwejkologa Leszka Mazana i dokładnie takiego samego jak on fanatyka Cracovii, Andrzeja Stanowskiego. 


A Wiesiu? Wylądował w „Gazecie Krakowskiej”, gdzie występował w różnych rolach. Najlepszego tytularza w Polsce, co dzięki sugestii Mazana zostało docenione przez władze SDP. Depeszowca, który na tytułową stronę organu partyjnego przemycił zdjęcie Ludmiły Biełousowej i Olega Protopopowa, gdy w połowie lat 70. ci słynni rosyjscy łyżwiarze figurowi wybrali „wolność” na zgniłym Zachodzie. Sekretarza redakcji oraz szefa działu sportowego, bo na futbol chorował od dziecka i nie wyleczył się jako dziadek-rencista. Wreszcie specjalnego wysłannika „GK” do Magnitogorska, skąd informował o postępie budowy gigantycznej huty i socjalizmu przy okazji. Ponadto współpracował z „Przekrojem” i „Supertempem”.


Jako snajper dziennikarskiej ekipy wielekroć korzystałem z idealnych podań Wieśka, aż nieodwołalnie powiedział „pas”. Zanim zacząłem „sępić” na „Krajowym” miały miejsce słynne mecze międzypaństwowe. W górniczym mieście Tatabanya nikomu nie udało się powstrzymać Madziarów, bo mieli fenomenalnego Floriana Alberta. W 1967, jeszcze przed rozpoczęciem kariery dziennikarskiej, najlepszego zawodnika Europy. Z kolei w Bratysławie któryś z polskich partnerów wypuścił Wieśka akurat w czeską „uliczkę”. Ten niespodziewanie odpuścił doskonałe podanie, bo jak sam szczerze zeznał - serce nagle stanęło.


Wczoraj niestety w ogóle przestało bić…


JERZY CIERPIATKA




WIADOMOŚCI

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty