Facebook
kontakt
logo
Strona główna > STREFA BLOGU
JERZY CIERPIATKA nigdy nie ukrywał, że od małego kibicował Garbarni
autor
Jerzy Cierpiatka (ur. 1953 w Krakowie) - dziennikarz sportowy. Reporter i felietonista „Tempa”, „Gazety Krakowskiej”, „Dziennika Polskiego”, „Przekroju”, wieloletni współpracownik katowickiego wydawnictwa „GiA”. Autor bądź współautor wielu książek, m. in. trzech monografii Małopolskiego Związku Piłki Nożnej, „Boży doping”, „90 lat Białej Gwiazdy”, „85 lat RKS Garbarnia”, „Od Urugwaju do Rosji” (historia mundiali), „Jak to było naprawdę” (prawdziwe opowieści sportowe), „Olimpizm polski”, „Poczet związkowych legend”.
Wcześniejsze wpisy:

ZAMIAST DOGRYWKI (62)

Garbarnia przypomina się Polsce i Krakowowi

Jeśli dokładnie dziewięć dekad Garbarni Kraków ograniczyć tylko do ostatniego półwiecza, wychodzi czarno na białym, że hasło „powrót” wcale nie brzmi dumnie. Liczę w pamięci do przodu i odwrotnie, wciąż wychodzi to samo. 1959, 1973, 1996, 2011 i tyle. Ostatnie święto, po golach strzelonych przez Bartosza Praciaka Szreniawie, trwa od dwóch dni. „Brązowi” znów są w II lidze. Szczerze i bez klajstrowania: wielce jestem rad z tego powodu.

Pierwszy z powrotów pamiętam słabo i przez mgłę. Dokładnie tyle, ile zapamiętał sześcioletni chłopak prowadzony przez dziadka albo ojca na stary stadion. Zaczęło się źle, od porażki u siebie z Tarnovią 0-2. Ale to była jedyna przykrość zaznana w całym sezonie, zresztą piekielnie wyczerpującym. Momentem zwrotnym było zdeklasowanie Kabla (7-0), któremu także na jego stadionie spuszczono manto. Gros ze stu bramek rozgrywek regularnych zdobył duet rozumiejący się w ciemno: Jerzy Jasiówka - Mieczysław Grabowski. Ale boje trzeba było toczyć dalej, już w krajowej stawce. Unia Lublin, Siemianowiczanka, Skra Częstochowa... Rywale byli bez szans, choć zdarzyło się, że w jednym meczu na starym Ludwinowie „Garbarze” zmarnowali aż dwa karne. Premią absolutnie specjalną były telewizory marki „Turkus”. Który z żyjących podopiecznych Karela Finka, a po nim Tadeusza Legutki jeszcze ma je na stanie? Za to jest absolutnie pewne, że Jurek Jasiówka zapisał wtedy w kajecie jedno słowo na koniec: „Bravissimo”...

Drugoligowy powrót w 1973 przypadł paradoksalnie na parszywą porę dla klubu. W lutym poszła z hukiem stara trybuna, słynne „ludwinowskie gniazdo” przestało istnieć. Garbarnię wygnano na obiekty Wawelu i Korony, nikt nie miał pojęcia, że tułaczka potrwa aż siedemnaście lat. Perspektywy powrotu do II ligi też nie rysowały się w różowym kolorze, dystans punktowy do Stali Stalowa Wola i GKS Tychy wydawał się nie do odrobienia. Ktoś jednak puścił z Warszawy cynk, że wkrótce ma dojść do reorganizacji rozgrywek. W sześciu ostatnich meczach Garbarnia wywalczyła 11 punktów, na 12 możliwych. Ze scenek doprawdy rodzajowych, oprócz wiązanki kwiatów wręczonej sędziemu przed ostatnim meczem z Rakowem Częstochowa (6-1), zapamiętałem życzenia megafonowo przekazane arbitrowi przez spikera, Władysława Janickiego. To był absolutny mistrz dobrych manier, więc musiał powiedzieć, że te najlepsze życzenia imieninowe składa Garbarnia „kochanemu Panu Sędziemu”...

W połowie 1996 reporterskie losy rzuciły mnie do Anglii, na finały EURO. Dokładnie na Elland Road w Leeds dowiedziałem się, że Garbarnia wróciła po rocznej nieobecności. Tyle, że do III ligi, z której spadła sezon wstecz. Wspólny mianownik z 1959 stanowiły narodziny kolejnego duetu snajperów wyborowych, choć w trochę innych proporcjach dzielących się łupami od Jasiówki i Grabwskiego. Listę strzelców bezapelacyjnie otwierał Paweł Ścibor, powinien chłopak zrobić zdecydowanie większą karierę... Ale i dorobek Jerzego Sippeliusa (na łamach jednej z gazet rzekomo mającego litewskie obywatelstwo...) był godny szacunku. Dwa lata później pojechałem na finały MŚ do Francji, tam znów mnie dopadł telefon. Ale w tym przypadku przeklinałem wynalazek Alexandra Grahama Bella. Po otrzymaniu szokującej wiadomości, że choć w środku tabeli właśnie spadła Garbarnia do IV ligi, musiałem napić się wódki. Z czystej rozpaczy.

Od przedwczoraj „Garbarze” znów wrócili na ogólnopolskie areny. Ile to czasu zajęło? Ano 37 lat, licząc udział w rozgrywkach centralnych. Szmat czasu, mnóstwo doświadczeń, przeprowadzki... Najbliższa z nich zresztą szykuje się niebawem, bo nie ma szans, aby stadion przy Rydlówce otrzymał drugoligowy placet. Wygląda na to, że trzeba będzie co dwa tygodnie jeździć na Suche Stawy, jeśli przymiarki nabiorą urzędowej mocy. Zanim to jednak nastąpi, zwykła przyzwoitość nakazuje podziękować drużynie prowadzonej przez Krzysztofa Szopę. W pomeczowym komentarzu do meczu ze Szreniawą odniósł się trener do stylu, w jakim został wywalczony awans. Padły słowa o braku piękna zastąpionego jednak czynnikiem najistotniejszym w każdej lidze. Regularnością formy obliczonej praktycznie na cały i zarazem długi dystans.

Rzeczywiście, zdecydowanie bardziej potrzebne były umiejętności maratończyka od średniodystansowca. W tym długim biegu uczestniczono wspólnie, każdy coś wnosił od siebie. Marcin Pluta z Łukaszem Szewczykiem dawali stabilność w defensywie. Bracia Mateusz i Marcin Siedlarzowie, oprócz wysokich umiejętności, natchnęli drużynę wiarą. To samo Rafał Kmak, „Garbarz” zaledwie od kilku miesięcy, a już od początku ktoś swój. Krzysztofowi Kalembie dożywotnio będzie zapisany na koncie zasług gol strzelony jesienią tarnowskiej Unii, bo było to trafienie bardzo ważne. Dające dodatkowy filar przy ewentualnym sporządzaniu bilansu bezpośrednich spotkań. Z przodu postacią  absolutnie wiodącą był Bartosz Praciak. I już nikogo innego nie chwalę imiennie, ale o każdym pamiętam.

Malkontentom w stylu „panie, co oni grają” polecam niezwłoczne zapoznanie się ze stanem punktowym oraz ilością zwycięstw podpieranych kilkoma remisami. I dedykuję zapis środowych scen na dachu budynku klubowego. Tam była radość. Wielka radość, którą klub ma bardzo konkretne powody traktować w kategoriach towaru ściśle reglamentowanego. Sam nie wiem, co będzie jutro, co będzie z kasą. Ale jestem absolutnie pewien, że nawet z pustymi kieszeniami warto pchać się do tej drugiej ligi. Kraków był do tej pory całkiem głuchy na problemy Garbarni. Ale od środy wcale nie musi.

Jerzy Cierpiatka

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty