Los sprzysiągł się przeciwko nam - mówił po przegranym meczu z Orłem Łódź trener KSM Krosno Ireneusz Kwieciński. "Wilkom" pozostaje już tylko walka o trzecie miejsce w lidze.

- Pierwsza porażka na własnym torze przytrafiła się wam w najważniejszym, jak dotąd, momencie. Czym to wyjaśnić? - pytamy trenera KSM Krosno Ireneusza Kwiecińskiego.

- Od razu zaznaczam, że nie szukamy usprawiedliwień. Owszem, to było wręcz jak jakieś fatum; pech nas dopadł już przed meczem i nie opuszczał do jego zakończenia. Najpierw zatelefonował Kenneth Hansen, że najprawdopodobniej nie da rady przyjechać więc w jego miejsce zastosowaliśmy zastępstwo zawodnika. Na sobotni trening nie dotarł Mateusz Kowalczyk. Miał wypadek samochodowy, w którym ucierpiał jego sprzęt. W zawodach musiał startować na pożyczanych motocyklach, sam też odczuwał skutki tej kraksy. Czarę goryczy przelały defekty Kristiana Jacobsena. Zbyt dużo było przeciwko nam, jednak jak zaznaczyłem – nie usprawiedliwiamy się. Wygrał zespół lepszy.
- Łodzianie polegli jednak na waszym torze w rundzie zasadniczej...
- Mówiłem przed tym spotkaniem, w ogóle przed play off, iż ta runda rządzi się swoimi prawami. Plan został wykonany, awansowaliśmy do czwórki, co jednak nie znaczy, że w tym momencie spoczęliśmy na laurach. Nie mieliśmy nic do stracenia, podjęliśmy walkę z liderem. Orzeł pokazał nam, że nieprzypadkowo wygrał rundę zasadniczą. Wcześniej z łódzkim rywalem wygraliśmy mecz na własnym torze, teraz jednak przeciwnik wykorzystał nasze słabości i udowodnił swoje aspiracje.
- Pozostaje wam walka o trzecie miejsce, bo chyba nikt nie liczy na wygraną w Łodzi?
- Spojrzeć musimy realnie – w tym momencie możemy myśleć o pojedynkach o trzecie miejsce, niemniej jednak chcemy w Łodzi godnie pożegnać się z rywalizacją o awans. Inna sprawa, że taka „dogrywka” o trzecią pozycję to jazda o  pietruszkę. Jeśli wygramy, to przynajmniej humory będą lepsze na koniec sezonu.