Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Inne > Wiadomości inne
JERZY CIERPIATKA: Odszedł bokser, który nie bał się nikogo2012-11-17 13:50:00 Jerzy Cierpiatka

ZAMIAST DOGRYWKI (117)

Nieustraszony Władzio Jędrzejewski


Dwa smutne wydarzenia miały miejsce w ostatnim tygodniu. Najpierw odszedł Władysław Jędrzejewski, a kilka dni później Urugwajczycy gładko wypunktowali Polaków na gdańskim stadionie. Zaraz po końcowym gwizdku pomyślałem sobie, że w życiu ani sportowej karierze  Jędrzejewskiego podobne sytuacje nie miały miejsca. Walka o różne cele trwała non stop. Do ostatniego gongu. Nieuchronnego wyroku ciężkiej choroby, z którą pomagała mu zmagać się ukochana rodzina: małżonka wraz z dziećmi.

Ojca nie znał w ogóle, bo zmarł zanim Władzio przyszedł na świat. Matką nie nacieszył się, w 1941 miał ledwie sześć lat. Pozostała babka, bracia, brukiew, obierki z ziemniaków. Mimo to wyrósł chłop na schwał, do dwumetrowej skali zabrakło mu 11 cm. Szkoły nie znał w ogóle, książek i zeszytów w tornistrze tym bardziej. (Na odrabianie edukacyjnych zaległości nadeszła pora dopiero w dorosłym życiu). Dodając sobie lat do metryki jako junak Służby Polsce krążył po kraju. Został traktorzystą, a znów w Zawierciu wylądował w tkalni. Choć nie za bardzo chciał, w końcu wszedł do ringu. Najpierw w barwach Włókniarza Zawiercie, wkrótce jako zawodnik Stali/ŁTS Łabędy. W 1957 już był mistrzem Polski i zadebiutował w reprezentacji narodowej. To był początek długiego pasma sukcesów. Epoka wspaniałego spryciarza Lucjana Treli miała nadejść grubo później.

Z początkiem lat 60. Jędrzejewski pojawił się w Nowej Hucie, w ringu Hali Garaży walczył niemal przez dekadę. Trafił do wspaniałej drużyny, mozolnie tworzonej przez Bronisława Olejniczaka. Z miejsca stał się idolem Hali Garaży, choć wcale nie jedynym. Bezpośrednio przed nim występowali Lucjan Słowakiewicz (średnia) i nieco później Stanisław Dragan (półciężka). On zamykał pochód i zazwyczaj był to bardzo mocny akcent. Schodząc z ringu jesienią 1969 miał w kolekcji pięć indywidualnych i dwa drużynowe tytuły MP. Brylował w krajowej konkurencji, choć wcale nie była to droga usłana różami.

W zasadzie nigdy nie znalazł sposobu na rozszyfrowanie sposobu walki bielszczanina Ferdynanda Kumorka. Dał się zaskoczyć sile korpulentnego warszawianina Eugeniusza Laska, ale wziął na nim srogi rewanż akurat na stołecznym ringu. Wcale nie z góry musiał traktować jeszcze wyższego gdańszczanina Zbigniewa Gugniewicza, zanim został on zawodowym matrosem. Rywalizacja była ostra, lecz per saldo właśnie Jędrzejewski najczęściej kończył ją zwycięsko. Przez wiele lat można było w ciemno obstawiać, że przy rozdawaniu nominacji na międzynarodowe turnieje i mecze postawi Feliks Stamm na Pana Władka.

Czynnikiem bodaj najważniejszym były niesamowite cechy wolicjonalne Jędrzejewskiego. Jego fantastyczna wiara w zwycięstwo i to, że nie bał się nikogo. Był nieustraszony, ale w dwóch olimpijskich próbach zapłacił za to słoną cenę. Rzymski Palazzo dello Sport był miejscem dotkliwej porażki z jeszcze mocniej bijącym Danielem Bekkerem (RPA). W tokijskiej hali Korakuen nie miał szans ze znajdującym się w życiowej formie Wadimem Jemielianowem, Rosjanin był wówczas szybszy od wiatru, choć nie od Joe Fraziera. Paradoks, ale z mnóstwa zagranicznych bojów Jędrzejewskiego o najwyższą stawkę najlepszy był ten w debiucie ME. Lucerna '59, półfinał z Andriejem Abramowem i brązowy medal na osłodę honorowej porażki z bezkonkurencyjnym Rosjaninem, który mistrzem kontynentu zostawał trzykrotnie z rzędu.

Gdyby jednak spytać wieloletniego szefa miesięcznika „Boks”, red. Lucjana Olszewskiego, o wskazanie pojedynku z udziałem Jędrzejewskiego jaki najbardziej zapadł w pamięć, odpowiedź byłaby dla Lucka dziecinnie prosta, chociaż z pozoru zaskakująca. Jeśli uzmysłowić sobie ogromną rangę spotkań międzypaństwowych sprzed półwiecza i do tego dodać niesamowite okoliczności towarzyszące berlińskiemu meczowi z NRD, łatwiej zrozumieć wybór dokonany przez Olszewskiego.

Rywale nas nie lubili (i vice versa), całkowicie wbrew doktrynie towarzysza Władysława Gomułki i Parteigenosse Waltera Ulbrichta. Znaczenie propagandowe ewentualnego zwycięstwa nad Polakami było kolosalne, widoki na sukces bardzo obiecujące, bo NRD prowadziła 10-8. Naprzeciw Jędrzejewskiego stanął Karl Degenhardt i był to przeciwnik, którego można się było bać. Potężnie zbudowany, szybki, przebiegły, a na dodatek dysponujący tamtego jesiennego dnia 1961 atutem własnego ringu. Degenhardt pragnął zamknąć sprawę błyskawicznie i po męsku. Przed czasem, jeszcze w pierwszej rundzie, podczas której omal złamał Jędrzejewskiemu charakter. Naiwniak… Bo tak się tylko Degenhardtowi wydawało, kiedy solidnie naruszył Polaka. Odpowiedź nadeszła w drugiej rundzie, z chwilą przejścia Jędrzejewskiego do kontrofensywy. Była miażdżąca, wedle zasady „przyjąć i jeszcze mocniej oddać”. Niemiec stracił pewność siebie i już nie uciekł od klęski.

Lucjan Słowakiewicz, Stanisław Dragan, Władysław Jędrzejewski… Kiedyś dzięki nim Hutnik niemal na pewniaka księgował ligowe punkty w najcięższych kategoriach wagowych. Teraz musiałby oddać trzy walkowery, a i trener Bronisław Olejniczak sam byłby bezradny…

JERZY CIERPIATKA


Jerzy Cierpiatka



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty