Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Reprezentacja
Sebastian Boenisch: Czuję się Polakiem2011-04-26 10:44:00

Z Sebastianem Boenischem, piłkarzem reprezentacji Polski i Werderu Brema, rozmawia Sebastian Staszewski.


Czy w przyszłym sezonie wciąż będzie grał Pan w Bremie?

Wszystko na to wskazuje. Działacze Werderu zaproponowali mi przedłużenie umowy o 12 miesięcy. Taka propozycja jest dla mnie sygnałem, że w Bremie nie zostałem skreślony. To tym bardziej znaczące, że niedawno, mimo iż miałem oferty z innych klubów, postanowiłem zostać w Werderze.

 

Skąd pochodziły te oferty?

Z Niemiec, ale nie tylko. Była też propozycja z Anglii, z Premiership i z ligi rosyjskiej.

 

Rozmowę rozpocząłem od pytania o klubową przynależność, bo w Pana obecnej sytuacji zdrowotnej przedłużenie kontraktu nie było takie oczywiste.

Faktycznie, ale ufaliśmy sobie. Jestem wdzięczny trenerowi Thomasowi Schaafowi i działaczom, że w trudnej chwili nie zostawili mnie samego. Po wyleczeniu urazu zrobię wszystko, by odwdzięczyć się za ten nowy kontrakt.

 

We wrześniu 2010 r. przeszedł Pan artroskopię kolana. Miał Pan wrócić do gry w marcu, ale okazało się, że niezbędny będzie kolejny zabieg. Dziś przechodzi Pan kolejną rehabilitację. Jak Pan to znosi?

Kiedy dowiedziałem się, że ponownie muszę przejść operację, miałem spory kryzys. Było mi bardzo ciężko... Po pierwszej rehabilitacji wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem, że na dobre wrócę do treningów. Później doktor Ulrich Boenisch z Augsburga powiedział, że będziemy musieli wszystko powtórzyć.

 

To był cios.

Ogromny cios. Dla każdego byłby. Cała tytaniczna praca, którą poprzednio wykonałem, poszła na marne. Ale doktor to fantastyczny człowiek. Kibic. Co tydzień śledzi rozgrywki Bundesligi. Wie, jak bardzo zależy mi na powrocie. W tym tygodniu mam zaplanowaną kolejną konsultację. I wiem jedno: będzie dobrze.

 

Doktor Boenisch to rodzina?

Nie, ale tak jak kiedyś mówiłem, na początku naszej współpracy zażartował, że Boenisch Boenischowi krzywdy nie zrobi. Ufam mu całkowicie. Zresztą, nie mam innego wyjścia.

 

Jak ocenia Pan stan kolana?

Opuchlizny już nie ma. Najważniejsze jest to, że w tym momencie nie czuję bólu, wykonując ćwiczenia. Lekarze twierdzą, że za kilkanaście dni będę mógł chodzić. Natomiast nie mogę doczekać się chwili, w której pozwolą mi biegać.

 

Lekarze wyznaczyli Panu termin powrotu do treningów?

Nie, ale ja sam wolę wrócić miesiąc później, ale być w stuprocentowej dyspozycji, aniżeli miesiąc wcześniej i po kilku treningach znów leżeć na stole operacyjnym. Dlatego ciężko stwierdzić, kiedy dokładnie wrócę na boisko. Cztery miesiące dalszej rehabilitacji są pewne. Hm, myślę, że wrzesień lub październik to taki realny termin.

 

Tomasz Dawidowski, który na leczenie kontuzji zmarnował kilka lat, wielokrotnie podkreślał, że najcięższa walka o powrót na boisko toczy się w głowie. Pan współpracuje z psychologiem?

Nie, nie był mi potrzebny. Jestem wystarczająco silnym gościem. Chociaż gdybym chciał, to Werder oczywiście zapewniłby mi taką opiekę. Często rozmawiałem o moich problemach z rodzicami, z moją kobietą i przyjaciółmi. Oni byli dla mnie najlepszym psychologiem.

 

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.

Dokładnie tak. Już w tym momencie czuję się silniejszym człowiekiem niż przed tą kontuzją.

 

Jest Pan wierzący?

Najlepszym katolikiem może nie jestem, nie modlę się codziennie, ale oczywiście wierzę.


Patrzył Pan czasami w trudnych chwilach w niebo i pytał: Dlaczego właśnie ja?

Oczywiście. Pytałem Boga i siebie, czemu muszę przechodzić to wszystko, czemu mi się to przytrafiło. Nie znalazłem żadnej konkretnej odpowiedzi, ale wiem jedno: takie jest już życie. I nie pozostaje mi nic innego jak tylko zacisnąć zęby i walczyć.

 

Bremeńskie gazety pisały, że planuje Pan zakończenie kariery.

Czytałem te artykuły, ale to głupie plotki. Gdyby miał skończyć karierę sportową, to czy codziennie wylewałbym pot na siłowni i w sali rehabilitacyjnej? Nie po to też wybierałem polską reprezentację, żeby grę w niej zakończyć z zaledwie dwoma spotkaniami na koncie.

 

Od kilku miesięcy mieszka Pan u rodziców w Heiligenhaus. To małe, spokojne miasteczko Pana nie nudzi?

Absolutnie nie. Tu mam wszystko, czego potrzebuję. Szczególnie jedzenie przygotowywane przez mamę (śmiech). Na rehabilitację dojeżdżam do Düsseldorfu. Czasami jestem też w Bremie, zwłaszcza kiedy Werder gra mecze w Bundeslidze. Co jakiś czas odwiedza mnie także Tatjana, moja dziewczyna, która jest modelką i pracuje w Wiedniu. Przyjeżdża na dwa, trzy dni. Była u mnie w ostatnią środę.

 

Wspomniał Pan o reprezentacji Polski. Jak więc czuje się Pan, będąc członkiem 71. kadry świata?

To, że w rankingu jesteśmy tak nisko, niczego nie zmienia... Jak to niczego? Jak tak dalej pójdzie, to w trakcie losowania grup eliminacyjnych na kolejny mundial będziemy losowani z piątego koszyka, razem z takimi drużynami jak Azerbejdżan i Macedonia.  Ranking FIFA jest oczywiście ważny, ale dziś to, czy będziemy na 70., czy na 40. miejscu, nie zmieni niczego w procesie przygotowań do Euro 2012. A to jest cel priorytetowy, prawda? Nie chcę mówić, że ten ranking to tylko papierowa zabawa, nie chcę być ignorantem, ale my - jako drużyna będąca na 60. czy 70.  miejscu - wygraliśmy z będącym w drugiej dziesiątce Wybrzeżem Kości Słoniowej.

 

Myśli Pan, że dziś - gdyśmy zagrali z Hiszpanią - znów przegralibyśmy 0-6?

Nie sądzę, że znów stracilibyśmy aż sześć bramek. Zresztą, niedługo będzie można się o tym przekonać, bo gramy z rywalem podobnej klasy. Z Niemcami.

 

Rozumiem, że przyleci Pan do Warszawy na to spotkanie?

Oczywiście, że tak. Takiego meczu nie mógłbym sobie odpuścić. Może pojawię się też w czerwcu, w Gdańsku, kiedy będziemy grali z Francją.

 

Mecze z reprezentacjami Francji czy Niemiec - to brzmi dumnie, ale ostatnio rywalizowaliśmy zaledwie z drugim składem Litwinów i Greków. Miał być piłkarski top, a wyszedł klop.

Lepiej byłoby, gdybyśmy grali z najlepszymi, bo nieporównywalnie większą wartość ma mecz z Hiszpanią, Włochami czy z Niemcami właśnie niż sparing z takim San Marino. Ale widocznie tylko takich rywali udało się zakontraktować. Nie ma co nad tym rozpaczać, na to za późno, trzeba korzystać z tego, co mamy. Z takich meczów jak ten z Niemcami.

 

Nie będzie Panu żal, kiedy po przeciwnej stronie barykady będą biegać koledzy z młodzieżowej reprezentacji Niemiec: Boateng, Khedira czy Özil? Przepraszam, że jestem cyniczny, ale dla nich sukcesem będzie medal Euro 2012, a dla nas wyjście z grupy.

Nie będzie mi żal, dlaczego ma być? Zdecydowałem się na grę dla Polski i to powinno być dla wszystkich najważniejsze. Bo to oznacza, że czuję się Polakiem. Żal mi tylko tego, że zamiast na boisku będę siedzieć na trybunach. I tyle w tym temacie.

 

Podobnie jak reprezentacja Polski w słabej dyspozycji jest Werder Brema. Jedenaste miejsce w tabeli to lokata znacznie poniżej waszych oczekiwań, prawda?

Oczywiście, przecież przez ostatnie siedem lat regularnie graliśmy w Lidze Mistrzów... Cóż, taki jest futbol. Mam nadzieję, że w nowym sezonie pójdzie nam lepiej, bo taka marka jak Werder zasługuje, aby grać w Lidze Mistrzów i walczyć o mistrzostwo kraju. Chociaż akurat w tym sezonie Borussia była poza zasięgiem wszystkich. Już można im składać gratulacje z okazji zdobycia mistrzostwa. Mają taką przewagę i tak styl, że nic ich nie zatrzyma. Super, że aż trzech naszych reprezentantów to w Borussii ważne postacie.

 

A co powie Pan o Sławomirze Peszce, który występuje w Köln?

Sławek podjął dobrą decyzję, wybierając właśnie Kolonię. Nie rozmawialiśmy przed jego transferem, ale na pewno polecałbym mu taki ruch. W Kolonii jest młoda drużyna i jeżeli w tym sezonie utrzymają się w Bundeslidze, to nie powinni martwić się o spadek. Doświadczenie na pewno zaprocentuje. A Köln to świetni kibice i fantastyczna atmosfera.

 

Zaczęliśmy od transferów i nimi zakończmy. Podobno rozmawiał Pan z Rafałem Murawskim o transferze do Bremy, kiedy "Muraś" planował wyprowadzkę z Kazania. To prawda?

Nie, nie rozmawiałem o tym z Rafałem. Czytałem tylko w internecie, ze Werder jest Murawskim zainteresowany albo jego menedżer rozmawiał z klubem, nie pamiętam dokładnie. Jak widać, nic z tego nie wyszło. Zapytam o to Rafała, kiedy pojawię się w Polsce. Pewnie przy okazji meczu z Francuzami. Wygranego przez nas, ma się rozumieć.

 

Rozmawiał Sebastian Staszewski/Polska The Times


boenosch.jpg



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty