Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Reprezentacja
Żewłakow: Smuda do świętoszków nie należy2011-04-04 20:36:00

- Tak naprawdę to ja nie wiem, dlaczego nie pasowałem Smudzie. Trener nie posiadł daru jasnego przekazywania myśli i nigdy wprost nie powiedział, o co mu chodzi - kwituje relacje z selekcjonerem Michał Żewłakow w bardzo szczerym wywiadzie.


CEZARY KOWALSKI, Polska The Times: - Jak się udała impreza w Pireusie z okazji zakończenia reprezentacyjnej kariery?

MICHAŁ ŻEWŁAKOW: - Było znakomicie. Bawiliśmy się na typowej greckiej imprezie. Zaprosiłem na buzuki. Przyszli tylko najbliżsi. Moi koledzy z reprezentacji się nie pojawili. Trener Smuda zabronił.

- Dziwi się Pan?

- Trenerowi czy zawodnikom? Im to się raczej nie dziwię. Nawet ich rozumiem. Przecież w tej kadrze jest tak, że jak ktoś się wychyli, to od razu wylatuje. Powiedziałem im: dobra, zostańcie w hotelu, bo kto się ze mną pojawi, to zostanie skasowany. Jakby za wielu się pokazało w moim towarzystwie, to w końcu nie miałby kto zagrać na tych mistrzostwach.

- Ale było Panu przykro...

- No nie da się ukryć, że trochę tak. Chciałem im pokazać, jak się Grecy bawią. W końcu mieszkałem tu kilka lat. Zresztą zamierzałem zaprosić wszystkich, cały sztab, także trenera Smudę. Żeby miał wszystkich na oku, no i przekonał się, że jak piłkarze gdzieś wychodzą, to nie zawsze po to, aby się uchlać i paść na twarz. Buzuki to radość, śpiew, taniec, dobre jedzenie, picie też. Można było się spotkać, pośmiać się, powspominać, popatrzeć na piękne kobiety. No, ale jak nie, to nie. Nie mam zamiaru się narzucać. Zresztą słyszałem, że już przed meczem z Litwą, zanim jakiekolwiek zaproszenie wystosowałem, że trener stanowczo zabrania.

- Skąd się wzięła ta niechęć selekcjonera do Pana? Przecież Franciszek Smuda to kontaktowy człowiek, bezpośredni. Da się lubić.

- Tak naprawdę to ja nie wiem, dlaczego mu nie pasowałem. Trener nie posiadł daru jasnego przekazywania myśli i nigdy wprost nie powiedział, o co mu chodzi. Do momentu tego feralnego lotu z Kanady nie było żadnych problemów. Raz tylko zwrócił mi uwagę, jak przy okazji meczu z Kamerunem porównałem kadrę do trzeciej ligi kambodżańskiej. Tłumaczył, że mogłem obrazić piłkarzy itd. Wytłumaczyłem chłopakom, że nie chodziło mi o to, aby kogokolwiek obrazić. Zresztą dla każdego inteligentnego człowieka było to oczywiste.

- Zakończył Pan już przygodę z kadrą, może Pan szczerze i samokrytycznie opowiedzieć, co się działo na pokładzie tego samolotu?

- Wracałem na swoje miejsce i zauważyłem, że trener Smuda stoi nad Arturem Borucem i stanowczo mówi, że jest niezadowolony z jego zachowania. Kiedy się zbliżyłem, zapytałem, o co chodzi. Wtedy odniósł się też do mnie. Odparłem, że jedyną osobą w tym gronie, która wygląda na zdenerwowaną i podnosi głos, jest on.

- Piliście alkohol, podrywaliście stewardesy...

Nie podrywaliśmy stewardes. Na pewno nie piliśmy wina z buteleczek, jak głosi legenda. Może nie były to ekskluzywne kieliszki, tylko plastikowe, ale jednak kieliszki. Normalna sprawa, dorośli ludzie wracający samolotem, będący po pracy. Rozmawialiśmy z 53-letnią Polką, która mieszka w Indiach i nam o tym kraju opowiadała. Owszem, chodziliśmy po pokładzie, bo nie da się usiedzieć w jednym miejscu przez osiem godzin lotu. Zapewniam, że do żadnych gorszących scen jednak tam nie doszło.

- A może Smudzie chodziło o całokształt podczas wypadu do Ameryki? Najpierw zabalowaliście po pierwszym meczu w Chicago, a później po następnym z Ekwadorem w Montrealu.

- Po meczu ze Stanami sam poszedłem do trenera i poprosiłem w imieniu drużyny, żeby nas puścił na miasto. Aż byłem zdziwiony, że tak łatwo mi poszło. Udaliśmy się na piwko, następnego dnia grzecznie spotkaliśmy się na śniadanku, wszystko było OK. Po Ekwadorze sam Smuda zdecydował się dać nam czas wolny.

- Po co przebrał się Pan za koszykarza Chicago Bulls? Na lotnisku Okęcie wywołał Pan sensację. A zdjęcia, które pojawiły się w mediach, dopełniły afery. Skoro pozwolił Pan sobie na taki luz, to pewnie luz był także podczas tournée.

- Gdybym wiedział, że będzie taka burza, to bym się tak nie ubrał. Zna mnie pan, ja nie jestem i nigdy nie byłem piłkarzem, który za wszelką cenę musi zwracać na siebie uwagę. Prawda jest taka, że nie miałem żadnych świeżych ciuchów. Po tych dwóch wyjściach, o których wspominałem, cywilne ubrania były brudne. Pomyślałem, że ubiorę się luźno, odpowiednio na wielogodzinną podróż. Ale tak już na chłodno, to twierdzę, że cała ta afera z winami to był tylko pretekst.

- Smuda chciał się pozbyć ot tak dwóch ważnych zawodników?


- Tak sądzę. On nie chce indywidualności, ludzi, którzy mają jakąkolwiek charyzmę, czy takich, którzy mają cokolwiek do powiedzenia. To on ma być największą gwiazdą tej drużyny, reszta ma siedzieć cicho. Smuda jest taki, że każdą uwagę czy delikatną krytykę odbiera jako atak na własną osobę. Nie znosi tego, nie toleruje polemiki. Obowiązuje tylko jego tok myślenia. A ja rzeczywiście głos zabierałem. Np. wówczas, kiedy jako kapitan w imieniu drużyny sugerowałem, aby zrobił jeden trening zamiast dwóch, bo jesteśmy zmęczeni podróżą, albo próbowałem rozmawiać na temat innych różnych spraw zawodowych. I nie chodziło mi o to, aby się wychylać przed szereg, dyskredytować go czy podważać autorytet. Jako kapitan starałem się być takim łącznikiem między trenerem a drużyną. Pomóc mu. Być narzędziem w jego ręku. Boruc też nie bał się mówić. No i koniec z nami. Kolejnego, który nie chował głowy w piasek, Mariusza Lewandowskiego, selekcjoner pozbył się już na samym początku. Muszę powiedzieć, że byłem zaskoczony tym, co zastałem podczas tego mojego pożegnalnego meczu. Nawet nie zdołałem się ze wszystkim przywitać po przyjeździe. Cisza jak makiem zasiał, pochowani wszyscy po pokojach. Za czasów Jerzego Engela, Pawła Janasa czy Leo Beenhakkera to było nie do pomyślenia. Nikt nie szedł do pokoju, zanim wszyscy się serdecznie nie przywitaliśmy. Moim zdaniem to jest najgrzeczniejsza kadra na przestrzeni tych wszystkich lat, w których występowałem.

- Może Smuda właśnie tego chce, ciągle tłumaczy, że te poprzednie zwyczaje wypali żelazem.


- Pewnie tak, ale prawda jest taka, że piłkarze nigdy nie byli, nie są i nigdy nie będą zakonnikami. Jak młodzi ludzie przebywają ze sobą dzień w dzień przez długi czas, to zawsze pomysł, aby wyskoczyć na piwko, się pojawi. Czy tego trener chce, czy nie, czy będzie ich trzymać pod kluczem, czy nie. Najciekawsze jest jednak to, że w tak spokojnej kadrze jest tak wiele afer jak nigdy wcześniej. Niestety sam trener dolewa oliwy do ognia. Przecież to on opowiada o wszystkim mediom. Ja, podobnie jak Artur Boruc, o tym, że uczestniczyłem w aferze, dowiedziałem się z gazet.

- Przeżył Pan sześciu trenerów kadry. Z tych słów można wywnioskować, że Smudę uważa Pan za najgorszego.

- Spośród tych wszystkich trenerów na pewno obecnego selekcjonera od drużyny dzieli największy dystans. Wszyscy poprzedni byli dla zawodników partnerami w znacznie większym stopniu. Poprzedni selekcjonerzy nawet w trudnych momentach stali za drużyną. Wójcik, Engel, Janas, a Beenhakker to już była prawdziwa klasa. Wiem, że to teraz niepopularne dobrze o nim mówić, ale uważam go za wielkiego człowieka. Nawet jak już było wiadomo, że jest po nim, a spór z PZPN sięgnął zenitu, on wobec piłkarzy był bardzo fair. Do końca z nami. Weźmy sprawę Mariusza Lewandowskiego. Wyobraża pan sobie, co Smuda zrobiłby z zawodnikiem, który demonstruje swoje niezadowolenie z powodu zmiany, nie podaje trenerowi ręki i coś tam jeszcze bluzga pod nosem? Od razu by go nie było. A Beenhakker wystawił go w pierwszym składzie trzy dni później. I chłopak rozegrał najlepszy mecz w karierze. Przeciwko Portugalii. To był przykład mądrości trenerskiej i dobrych relacji międzyludzkich. Pal licho ze mną. Ja już zbliżam się do końca kariery. Ale taki Boruc ma przed sobą jeszcze 5-6 lat gry na najwyższym poziomie. Najlepszy polski bramkarz, a w kadrze tego trenera nie ma szansy już wystąpić. Wie pan co, ja nawet pogodziłbym się z tak surową oceną mojej osoby przez selekcjonera, gdyby wyrzuty robił mi ktoś krystalicznie czysty, autorytet o nienagannych manierach. A jak wszyscy wiemy, trener Smuda w pewnych kwestiach do świętoszków nie należy.

- Jakie kwestie ma Pan na myśli?

- Nie zamierzam rozwijać tego wątku. Przecież dziennikarze znają trenera doskonale.

- Jednak trener Smuda pozwolił Panu na rozegranie tego ostatniego meczu z Grecją.

- No tak, przywitał mnie słowami: ale przytyłeś.

- To pewnie był żart.


- Słaby. Wagę trzymam.

- Relacje trenera z drużyną Pana zdaniem bywają trudne, a ja wyglądają kwestie sportowe?

- Tutaj trener ma jasny przekaz i konkretną wizję. Od początku było wiadomo, jak ta drużyna ma grać. Pytanie tylko, w jakim stopniu ten plan udaje się realizować i czy są wykonawcy, którzy potrafią to zrobić. Różnie to wychodzi.

- Pana miejsce w kadrze zajmie najprawdopodobniej Manuel Arboleda. Godny następca?


- Znam Manuela tylko z telewizji. Niezręcznie mi się wypowiadać na jego temat.

- Jest Pan za naturalizacją obcokrajowców, którzy trafiają do kadry?


- Dopóki to były rodzynki w cieście jak Olisadebe czy Roger, to było OK, ale na taką dużą skalę, jak to się planuje obecnie, to przesada. Przecież sam trener przed objęciem posady mówił, że jest mnóstwo dobrych polskich piłkarzy, tylko trzeba umieć ich wyszukać i zgrać. To niech szuka i zgrywa. Tylko żeby nie przesadzał z tymi powołaniami dla wszystkich. Słyszałem o rozmowie dwóch młodych piłkarzy: Ty, grałeś już w kadrze? Nie, jeszcze nie. To dziwne, w klubie mógłbyś nie grać, ale w kadrze to grają wszyscy. A tak serio to niektóre powołania są śmieszne. Do kadry trafiają zawodnicy bez żadnego doświadczenia i żadnego ligowego dorobku.

- Podobno Pana klubie w Ankaragucu nie płacą.

- To prawda. Zastanawiam się, czy nie zakończyć kariery. Jestem zmęczony psychicznie tymi sprawami w Turcji i reprezentacji. Chcę już wrócić do Polski.

- Zaczynał Pan w Polonii, mógłby Pan tam skończyć...


- Nie chcieli tam mojego brata, to nie sądzę, aby chcieli mnie.

- A do Legii Panu nie wypada.

- A dlaczego nie? Miałem propozycję od pana Miklasa przed sezonem. Nie chcę teraz spekulować. Grałem w Lidze Mistrzów w Belgii i Grecji, moim marzeniem jest zagrać jeszcze raz z polską drużyną w tych rozgrywkach, wyzwolić w sobie jeszcze nową motywację, udowodnić coś ludziom, którzy nade mną się ostatnio pastwili. Biję się z myślami, bo z drugiej strony: czy ja muszę jeszcze coś udowadniać?

- Spotka się Pan z trenerem Smudą?

- Chętnie. Zasługuję na rzeczowe wyjaśnienia. Nurtuje mnie to, bo ja nie jestem konfliktowy i nigdy dotąd nie miałem zatargów z żadnym swoim trenerem. Chciałbym się dowiedzieć, czy o to wino poszło, czy o to, że jestem taki pyskaty, za wolny, za stary, za gruby? Żeby mi powiedział wprost, tak jak żona do męża, od którego odchodzi, tłumacząc, że jest brzydki i już nie nadaje się do łóżka.
Rozmawiał Cezary Kowalski, Polska The Times


zewlakow michal98.jpg



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty