Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Archiwum > Małopolska 2010/2011 > Seniorzy > IV liga Małopolska
Warto mieć Zająca po swojej stronie

Karpaty Siepraw - Lotnik Kryspinów 2-1 (0-0)

1-0 Kaczor 47, karny

1-1 Podgórski 77

2-1 Zając 84

Sędziowali Wacław Gargula oraz Paweł Bielak i Piotr Filipowocz (Nowy Sącz). Żółte kartki: Stanula, Kaczor, Zając - Dobosz, Miś, Sadko. Widzów 50.
KARPATY: Matysiak - Stanula, Cichoń, Szablowski, Morawiec (89 Baś) - Galas (87 Stolarski), Turcza, Kaczor (89 Komperda), Kubera - Szych, Zając (90+2 Tylek).
LOTNIK: Miś - Szatan, Kwater, Będkowski, Dobosz  - Sadko, Drame (59 Domański), Podgórski - Pamuła, Bajorek (59 Polek) - Keshi.

 

 

W sobotnie przedpołudnie spotkali się w Sieprawiu mężczyźni po przejściach. Karpaty ostatnie zwycięstwo odniosły w IV lidze w sierpniu, potem spadło na ekipę trenera Michała Wiącka trochę kadrowych nieszczęść, które w połączeniu z boiskowym niefartem dały marne punktowe efekty. Po trzech zwycięstwach w pierwszych kolejkach sezonu, czwarte przyszło dopiero dziś - w 12. serii gier...

Lotnik przejść miał mniej, ale ostatnie niezwykle bolesne. Podopieczni Mateusza Misia przegrali po kiepskiej grze u siebie z Wolanią aż 1-4. Było się za co w Sieprawiu rehabilitować. Tylko, że argumentów do wywiezienia punktowej zdobyczy piłkarzom z Kryspinowa zabrakło. Byli wprawdzie bliscy uratowania punktu, ale byłby to trochę na wyrost dorobek. Karpaty na jedną bramkę więcej zasłużyły. A zasłużyły m.in dlatego, że przy mniej więcej równej sile defensywy obu zespołów (nawet tej Lotnika z Kwaterem jako
stoperem...), ofensywa sieprawian z Krzysztofem Zającem w roli głównej robiła lepsze wrażenie.

 

- Dziś zagrał na własną odpowiedzialność, przez dwa tygodnie właściwie nie trenował, ale bardzo chciał pomóc zespołowi się odblokować, bo we wcześniejszych meczach graliśmy nawet nieźle, ale punktów nie było. Bardzo mu za ten dzisiejszy mecz dziękuję - mówił o Krzysztofie Zającu trener Karpat. Filigranowy Karpat z szelmowską wprawą dawał się faulować, także w polu karnym, co zaowocowało jedenastką zamienioną przez Filipa Kaczora na bramkę. W 84 min zaś przytomnie poszedł za piłką wykopaną niemal na oślep do przodu spod bramki Lotnika, po czym w sytuacji sam na sam nie stracił zimnej krwi i zdobył zwycięską bramką. Zając, kryjący się pod pseudonimem Kijek, jak na osobowość piłkarską przystało, nie trzyma się czasem taktycznych standardów, czasem gra zbyt egoistycznie, ale - jeśli efekt jego przebywania na boisku jest taki dziś - można mu tylko oddać honor. - Fakt, Kijek potrafi czasem wkurzyć niesamowicie, ale to bardzo ważna postać dla zespołu - przyznawał ze śmiechem Michał  Wiącek.

Mateuszowi Misiowi nie było dziś do śmiechu. - Druga porażka z rzędu, bo dajemy wygrywać innym, dajemy im takie prezenty, jak ten karny z niczego, a potem gol właściwie z odkopu piłki, gdy Zając wychodzi na czystą pozycją korzystają z błędu w ustawieniu obrońców. Ale nie tylko o błędy w defensywie chodzi. W ofensywie też nie mieliśmy atutów, nie tworzyliśmy klarownych sytuacji, bo brakowało nam dokładnych podań. Trochę inaczej to wygląda, gdy na boisku jest Satora. Dziś go nie było, ale są inni, którzy powinni kreować grę. Czekam na ich przebudzenie, bo póki co mamy problem.

Ten problem nie był jeszcze tak wyraźny do przerwy, bo oba zespoły pokazały w niej poranny, całkiem zaspany futbol. Pierwszy celny strzał na bramkę Zając oddał dopiero w 28 min, nie sprawił nim żadnego kłopotu Misiowi. Najmocniej pachniało bramką w 34 min, gdy po rzucie rożnym piłka plątała się w polu karnym Lotnika, sprzed linii bramkowej w ostatniej chwili wybił ją Będkowski.

Kibice, którzy zeszli na przerwę w cieplejsze miejsce niż wietrzna trybuna, mogli nie zobaczyć sytuacji, po której gospodarze wyszli na prowadzenie. Wkrótce po wznowieniu gry w polu karnym doszło do starcia Zająca z Misiem. Bramkarz gości faulem zatrzymał rywala, więc zaraz musiał bronić rzut karny. Z niego Kaczor strzałem z prawy róg zdobył bramkę. Z lekką przewagą gospodarzy, ale bez kolejnych bramek, toczyła się gra przez kolejne minuty. Ciekawiej zrobiło się dopiero w 75 min, gdy Szych z lewej strony wszedł w pole karne, przerzucił sobie piłkę nad sobą i dograł wzdłuż bramki, ale nie zdążył do niej Zając.
W 77 min, całkiem nieprzekonujący dotąd w ofensywie Lotnik, zdobył jednak gola. Ten, na którego nastawiona była cała gra gości - Keshi, zmusił do błędu Stanulę, wyciągnął też z bramki Matysiaka i gdy ten zaplątany przy końcowej linii nie strzegł bramki, do piłki zagranej na wolne pole dopadł Podgórski i strzałem pod poprzeczkę trafił do pustej bramki. W 80 min Lotnik miał drugą niezłą szansę - prawą stroną pomknął Domański, wrzucił piłkę w pole karne, Keshi uderzał piłkę głową tak, że lobem przeleciała nad bramkarzem, ale i i nad poprzeczką.
W 84 min Zając w sposób opisany na wstępie zdobył zwycięskie trafienie, choć przeszkadzał mu jeszcze Dobosz.

- Mamy trochę kadrowych problemów i to widać. Dziś nie mogło zagrać trzech obrońców, stąd wariant z Kwaterem w roli stopera. I co ciekawe był najjaśniejszą postacią w obronie. Mamy sporo do przemyślenia
- martwił się Mateusz Miś.

Cieszył się jego dobry kolega Michał Wiącek: - Myślę, że to zwycięstwo się nam zależało, nawet jeśli przyznamy, że wszystkie bramki sobie nawzajem sprezentowaliśmy. Taki mecz był nam potrzebny, żebyśmy odzyskali wiarę w sens tego co robimy. Nawet jeśli ostatnio nieźle graliśmy, to bez szczęścia i zwycięstw.

MAS

WIADOMOŚCI

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty