Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Archiwum > Małopolska 2010/2011 > Seniorzy > IV liga Małopolska

Lotnik Kryspinów - Sandecja II Nowy Sącz 1-1 (0-0)

0-1 Fałowski 71
1-1 Będkowski 90+2

Sędziował Rafał Ziach (Chrzanów). Żółte kartki: Cebula - Słaby, Małek, Owsianka, Zygmunt, Fałowski. Widzów 80.
LOTNIK: Czarnecki - Szatan, Osmola, Będkowski, Cebula - Soboń (46 Domański), Sadko, Satora, Kosowicz (80 Kokoszka), Borowski (70 Pamuła) - Keshi.
SANDECJA II: Zwoliński - Jawczak, Czernecki, Janur, Słaby - Zawiślan (46 Zieliński), Małek, Leśniak (46 Owsianka), Szczepański (88 Niemiec), Szeliga - Zygmunt (53 Fałowski).

 

 

W ostatniej chwili Lotnik uratował remis dzięki swojemu kapitanowi - Będkowskiemu. W drugiej z doliczonych minut z rzutu wolnego, podyktowanego tuż za linią pola karnego (za rękę jednego z sądeczan), na siłę kropnął w kierunku dalszego rogu bramki. Piłka przedarła się przez gęstwinę nóg, być może jeszcze trafiła w te należące do Domańskiego i wpadła do siatki. Była to nagroda dla gospodarzy za walkę do ostatnich chwil meczu, ale na pewno nie za styl gry, bo ten nie zachwycił, zresztą także jeśli chodzi o Sandecję. Można znaleźć jednak sporo usprawiedliwień na ogólnie kiepski poziom meczu - pierwsze i kluczowe to stan boiska w Kryspinowie, które tuż przed meczem wpędzało w wątpliwości czy warto na nim grać. Zdecydowano, że tak, ale gra na podmęczonym opadami grzęzawisku była to dla obu ekip drogą przez mękę. W sumie jednak lepiej w tych błotnistych okolicznościach przyrody odnajdowały się rezerwy Sandecji, występujące w młodym składzie, niemal pozbawionym ligowców z kadry pierwszego zespołu. To lekko lepsze wrażenie wynikało z lekko lepszych sytuacji stworzonych przez  gości, a szczególnie Zawiślana z Leśniakiem, w I połowie, a także z lekko bardziej wyrazistego pomysłu na grę.

 

W drugiej po tym jak sprytną główką Fałowski wyprowadził zespół na prowadzenie goście zbyt wcześnie zaczęli jednak szanować wynik, co się zemściło w ostatniej chwili. Napór Lotnika, choć może bez technicznych fajerwerków (niemożliwych na tej nawierzchni), przyniósł wyrównującą bramką i sprawiedliwy w finale remis.


Przez całą pierwszą połowę wyglądało jakby bohaterowie dnia mieli kłopot z przystosowaniem się do murawy. Nie brali pod uwagę, że piłka nie będzie nabierać poślizgu, tylko zwalniać na grzęzawisku i często nie byli w stanie dopasować siły, z jaką kopią piłkę. Zbyt lekko zagrana zatrzymywała się więc i hamowała czasem nawet nieźle zawiązujące się akcje. Widocznymi postaciami tej części gry byli Zawiślan i Leśniak, zawodnicy pozostający w szerokim składzie I-ligowej Sandecji. Zwłaszcza Zawiślan akcjami z prawego i lewego skrzydła mógł narobić gospodarzom szkód, gdyby tylko po jego dośrodkowaniach przed bramką Lotnika znajdował się rasowy snajper i potrafił je wykorzystać. A tak akcje - z 30 min czy 34 min kończyły się najwyżej zamieszaniem i wybiciem piłki przez obrońców. Leśniak z kolei pokazał się w 8 min, gdy po jego strzale z rzutu wolnego bramkarz Lotnika musiał się mocno wysilić, żeby wybić piłkę spod poprzeczki. Przez następne pół godziny Czarnecki setnie się jednak wynudził , więc w 30 minucie przeprowadził regularną rozgrzewkę w polu karnym, bo w chłodnym wietrze miał prawo zmarznąć. Przydała się ta rozgrzewka  w w 36 min, gdy wrzutka Szczepańskiego okazała się właściwie strzałem na bramkę. Niespodziewanie wiatr przesunął bowiem piłkę i zmierzała pod poprzeczkę, stamtąd w ostatniej chwili Czarnecki wybił ją nad bramkę.


Piłkarze Lotnika mieli w tej części gry dwa pomysły - szukali z przodu swojego strzelca wyborowego Keshiego, licząc na jego indywidualne umiejętności (i powinien się nimi wykazać w 43 min, ale gdy stanął przed Zwolińskiem ... podał mu piłkę do rąk), albo próbowali strzałów z dystansu (Kosowicz, Satora), którymi najwyżej sprawdzali czujność bramkarza, bo krzywdy nie robili mu żadnej.

Druga połowa meczu była żywsza, ale też nie zachwycała poziomem. W 49 min akcję Zygmunta ze Szczepańskim zatrzymał obrońca Lotnika. Z kolei po drugiej stronie Małek ofiarnie nadstawił głowę, gdy mocno bił piłkę z rzutu wolnego Będkowski. W 60 min jeszcze raz pokazał się Keshi. Sandecja straciła piłkę w środku pola, stamtąd poszło znakomite, prostopadłe podanie d Keshiego właśnie, a ten znów uderzył tak lekko, że bez trudu złapał Zwoliński.

Sandecja przed trafieniem w 71 min zrobiła do niego przymiarkę w 66 min - Szczepański strzelał kąśliwie po ziemi z 18 metrów. Wreszcie w 71 min Fałowski wykorzystał idealną wrzutkę z lewej strony, głową przedłużył piłkę w kierunku dalszego, górnego rogu bramki.

 

W 78 min Jawczak zatrzymał Lotnika, gdy groźnie dogrywał Domański. Z kolei w 88 min Pamuła zakończył ciekawą akcję zespołu mocnym strzałem.

W drugiej z trzech doliczonych minut Będkowski skorzystał z ostatniej szansy, fachowo wykonując rzut wolny. Może nawet bardziej niż on cieszył się z tak uratowane punktu Domański, o którego prawdopodobnie otarła się piłka w tłumie pod bramką.

DARO

WIADOMOŚCI

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty