Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Archiwum > Małopolska 2010/2011 > Seniorzy > III liga (Kraków-Kielce)
„Brązowi”: konsekwentnie i na przekór złemu losowi

Krakowska Garbarnia uczyniła dziś w Andrychowie ważny krok ku awansowi do II ligi. Piłkarze Krzysztofa Szopy pokonali Beskid i - przy walkowerze z Kmitą Zabierzów - wystarczy im zdobyć 4 punkty w trzech pozostałych meczach, aby słowo stało się ciałem...

 

Beskid Andrychów - Garbarnia Kraków 0-1 (0-1)

0-1 Pluta 45+4
Sędziowali: Rafał Rzeszutek oraz Michał Jagieła i Dominik Kustra (Starachowice). Żółte kartki: Kruk, Nowicki. Widzów 600.
BESKID: Góra - Nowicki, Czarnik, Kliber, Panek, Kaczmarczyk (88 Rzeszutko), Kruk, Kmieć, Chowaniec, Knapik, Cecuga.
GARBARNIA: Jękot - Mateusz Siedlarz, Haxhijaj, Szewczyk (12 Schacherer), Pluta, Kmak (77 Przeniosło), Sepioł (88 Kalemba), Chodźko, Marcin Siedlarz, Kozieł (46 Zelek), Praciak.

 

 

Na doskonale prezentującym się obiekcie Beskidu rozegrano twardy mecz, w którym nie było miejsca dla kompromisów. Bardzo szybko odczuł to na własnej skórze filar Garbarni, Łukasz Szewczyk, który w przypadkowych okolicznościach doznał kontuzji lewego kolana. Pojawiła się karetka, która odwiozła pechowca do wadowickiej lecznicy. Wyglądało to dramatycznie. Wkrótce będzie znana diagnoza, najprawdopodobniej chodzi o uraz więzadeł krzyżowych.

 

W drużynie lidera bardzo szybko zatem musiało dojść do przegrupowania szyków. Miejsce Szewczyka zajął Marcin Pluta, przesunięty z lewej obrony, gdzie z kolei pojawił się Anthony Schacherer. Nikt jeszcze nie wiedział, że Pluta okaże się absolutnie pierwszoplanową postacią całego meczu.

 

Garbarnia, niewątpliwie wytrącona z konceptu dramatem kolegi, długo nie potrafiła uporządkować gry. Z kolei Beskid szukał szansy przede wszystkim w stałych fragmentach gry. A zwłaszcza rzutach wolnych, które obligatoryjnie egzekwował grający trener andrychowian, Mirosław Kmieć. Po jednym z chytrych zagrań rutyniarza jego centra nagle zamieniła się w nieprzyjemny strzał, Adrianowi Jękotowi przyszedł w sukurs słupek.

 

W 28. minucie  nagle oko w oko z Pawłem Górą znalazł się rozpędzony Bartosz Praciak któremu jednak dynamika akcji akurat nie wyszła na dobre. Piłka nieco odskoczyła od nogi, bramkarz Beskidu zareagował błyskawicznym wybiegiem z bramki i sparował piłkę. Przy okazji nabawił się kontuzji, ale wrócił. Urazy Szewczyka oraz Góry sprawiły, że arbiter przedłużył pierwszą połowę aż o siedem minut.

 

W czwartej z nich doszło do zdarzenia o pierwszorzędnym znaczeniu. Z kornera zacentrował Marcin Siedlarz. Dziś wprawdzie nie prezentował się tak korzystnie jak w poprzednich meczach lidera, ale w tym konkretnej sytuacji Marcin Siedlarz spisał się doskonale. Dośrodkowanie spod chorągiewki było precyzyjne, a na dodatek bite z odpowiednią siłą. Pozostawiony bez opieki Pluta idealnie skontrował piłkę i Góra nie miał szans. Efektowny gol akurat na koniec pierwszej połowy....

 

Wydarzenia po pauzie rozpoczął Kmieć, którego strzał minięciu dwóch rywali został ofiarnie zablokowany. Wkrótce, po centrze Kmiecia z wolnego, nad poprzeczką strzelał Dawid Panek. Zanim to jednak nastąpiło, Garbarnia stanęła przed niepowtarzalną szansą podwyższenia wyniku. Po wywalczeniu piłki w środkowej strefie boiska akcję, która musowo powinna zakończyć się golem rozprowadzał Sebastian Sepioł. Miał dwie opcje do wyboru, ale zdecydowanie najistotniejsze miało być to, aby podanie było natychmiastowe (i oczywiście dokładne).

 

Sepioł jednak całkiem niepotrzebnie spowolnił akcję. Wprawdzie w posiadanie futbolówki wszedł Rafał Kmak, ale był już obstawiony i jego strzał zneutralizował Góra. A były wszelkie dane, aby tę akcję zupełnie inaczej finalizować: sytuacją „sam na sam” względnie wjazdem do bramki rywala.

 

Kolejnym kontrakcjom „Brązowych” brakowało czegoś, zazwyczaj precyzji w rozgrywaniu piłki. Popełniono zatem takie grzechy, jak: niepotrzebna „koronka” (Kmak), mało przekonująca próba ucieczki prawą flanką (Przeniosło), zagranie prostopadłej piłki przez Adama Przeniosłę nie przed Praciaka, a „na plecy” napastnika, bądź zbyt głęboka penetracja przedpola rywala (Tymoteusz Chodźko).

 

Pod przeciwną bramką w mur przeciwników trafił z wolnego Szymon Nowicki. Ale  w tej fazie meczu ani razu nie wystawiono bramki Jękota na realne niebezpieczeństwo, choć w przeciwieństwie do Janiny Libiąż w niedawnym spotkaniu z „Brązowymi” dzisiejsi rywale Garbarni nie wywiesili białej flagi aż do końcowego gwizdka. Swoją drogą, zbyt często wydającego niestety fałszywe tony. Ale nie zdradzę, o jakie gamy chodzi. Arbiter sam się domyśla.

 

W meczu niewątpliwie trudnym i o jak najbardziej wyrównanym przebiegu lider znów objawił charakter. Sam trafił raz i to wystarczyło. A później bronił się nienagannie, w czym zasługa całego bloku defensywnego. A zwłaszcza Pluty, który pod przymusową nieobecność Szewczyka wziął na siebie główną odpowiedzialność. Zresztą w podwójnym znaczeniu, bo przecież nie tylko o własną bramkę chodziło...

 

JC

 

WIADOMOŚCI

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty