Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Hokej > Wiadomości hokej
RYSZARD NIEMIEC o sytuacji polskiego hokeja na lodzie przed kwietniowymi mistrzostwami świata w krakowskiej Arenie2014-11-30 13:20:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (266)

Hokej przed wielką szansą…


Rozkręcił się sezon hokejowy i pora pochylić się nad dyscypliną, która niegdyś bywała centrum zainteresowania kibiców po skończonych rozgrywkach piłkarskich. Zaliczyłem trzy ważne dla układu tabeli ligowej mecze, rozgrywane przez Cracovię z najważniejszymi konkurentami do mistrzowskiego tytułu: Sanokiem, Oświęcimiem i Nowym Targiem…


Pierwsze wrażenie to pełzająca ekspansja zawodników zagranicznych, którym na drodze nie staną limity ograniczające rozmiary ich partycypacji w składach drużyn. Nie napawa to optymizmem, zwłaszcza że baza tej dyscypliny jest w Polsce uboga; hokej uprawia jakieś niecałe dwa tysiące zawodników (bardzo ogólny szacunek) i z nich należy wystrugać narodową reprezentację, której każemy wrócić do światowej elity i potykać się z gigantami z tamtej półkuli (Kanada, USA), Skandynawami, czy Rosjanami. Wyjątkiem tej tendencji jest Podhale, gdzie dominuje rodzima młodzież i to imponująca szlachectwem hokejowego pochodzenia (Wronka, Bryniczka, Mrugała, Różański, Tomasik, Dziubiński), trenowana przez kolejnego przedstawiciela zobowiązującej progenitury - Marka Ziętarę, syna Walentego…


Kiedy mowa o niewielkiej dawce optymizmu, towarzyszącej opinii na temat szans rozwoju polskiego hokeja i jego możliwościach w przyszłorocznej próbie przebicia się na przestwór czołówki międzynarodowej rywalizacji, przychodzi na myśl ocena siły ligowych klubów. To jedyny rezerwuar, z którego możemy czerpać kadrowy budulec silnej reprezentacji. W odróżnieniu od innych krajów, których hokeiści wędrują masowo na uniwersytet NHL, gdzie zdobywają papiery na gwiazdy, Polska, po powrocie Oliwy i Czerkawskiego, nie ma okazji do pochwalenia się swym człowiekiem na tamtejszych lodowiskach. Niestety, nasze kluby ligowe, jadące na bieda-budżetach, większość swej energii poświęcają na przetrwanie, a nie budowanie... Spauperyzowany do cna wyczyn klubowy Górnego Śląska, na kierunku hokejowym demonstruje systematyczny zjazd w dół, ograniczając ilość grup szkoleniowych, brnąc w długi wobec zawodników, zaniżając poziom sportowy. Ledwie wiążące koniec z końcem takie kluby jak GKS Katowice, Polonia Bytom, Naprzód Janów, siłą rzeczy przestały być wylęgarnią talentów i dostawcą reprezentantów kraju. Dziś trudno wypatrywać w tej okolicy zawodników o poziomie porównywalnym z takimi hokeistami jakimi niegdyś byli Gruth, Tkacz, Jobczyk, nie mówiąc o pokoleniu wcześniejszym z Gansińcem i braćmi Wróblami…


Ośrodek oświęcimski, choć od półtorej dekady nie podpada pod negatywne dla sportu, restrukturyzacyjne skutki przemian gospodarczych Śląska, to ciągle nie może znaleźć porównywalnego z potencjałem Zakładów Chemicznych sponsora dla Unii. Z tego względu trudno liczyć na to, że wrócą szczęśliwe i tłuste dla tego klubu lata prosperity. Z całym szacunkiem dla wysiłku powiatowego Sanoka, który w oparciu o lokalny small business dorobił się pozycji mistrza kraju i pokazał się z niezłej strony w międzynarodowej rywalizacji Pucharu Interkontynentalnego, trudno sobie wyobrazić zbudowanie w tej stronie klubu o monopolistycznej pozycji, podobnej do tej Podhala z lat siedemdziesiątych-osiemdziesiątych, produkującego w systemie potokowym olimpijczyków. Same Szarotki, również oparte o drobną wytwórczość i wsparcie magistratu, nawet przy intensyfikacji szkolenia młodzieży, genetycznie obdarzonej hokejową smykałką, niewiele zdziałają dla potrzeb kadry narodowej, przynajmniej w perspektywie przyszłorocznego „być albo nie być” reprezentacji.


Została zatem ostatnia reduta, czyli Cracovia, niewątpliwie najlepszy klub minionej dekady… Owszem, jej przełożenie na wzrost siły gry reprezentacji byłby możliwy, pod warunkiem silniejszego zaangażowania właściciela w ideę zbudowania drużyny na miarę europejskiej czołówki. Parę sezonów wcześniej wydawała się bliska docelowej realizacji. Profesor Janusz Filipiak dał zielone światło dla koncepcji skoncentrowania w Krakowie krajowej, zawodniczej elity (przykład: bracia Laszkiewiczowie), niestety, nie starczyło mu cierpliwości, bo nie sądzę, że pieniędzy, na systematyczne wdrażanie pomysłu. W ślad za tym poszła żywa kolaboracja pomiędzy PZHL a właścicielem Cracovii (jego firma Comarch wsparła reprezentację), ale z jakiego powodu została unicestwiona, trudno powiedzieć. Mało tego, dziś Cracovia dla szefów federacji pozostaje klubem na statusie głównego opozycjonisty, co w żadnym razie nie służy interesowi reprezentacji. Z krakowskiego środowiska wypływają uzasadnione postulaty dalszej profesjonalizacji metod zarządzania dyscypliną, polegające m.in. na uregulowaniu kwestii ubezpieczenia kadrowiczów na czas bronienia barw narodowych, wyposażenia ich w sprzęt w trakcie pobytu na obozach kadry itp., aliści władze PZHL traktują wspomniane inicjatywy jako „sianie zamętu”.


W kwietniu nasza reprezentacja staje w szranki rywalizacji o powrót do światowej elity, a miejscem tej przełomowej (?) próby będzie krakowska Arena. Zarzucam kierownictwu PZHL stanowczo niedostateczne wykorzystywanie rozgrywek ligowych do promocji tego ważnego turnieju, bierność w tworzeniu już dziś wizji reprezentacji, której skład winien spełniać kryteria sportowe przede wszystkim, ale też przyciągnąć masową publiczność na turniej. Dobrze byłoby zatem skorzystać z atutów kadrowych Cracovii, a zwłaszcza wiedzy i doświadczenia jej trenera Rudolfa Rohaczka! Tymczasem coraz głośniejsze stają się niedopowiedzenia o swoistej awersji trenera Płachty do pasiaków, a w szczególności jej bramkarza Radziszewskiego, przeżywającego renesans wielkiej formy. Może to co powiem zabrzmi heretycko, ale prawda jest taka, że w turniej krakowski bez bramkarza-zapory będzie trudno uczynić naszym sukcesem.


Ryszard Niemiec 


Ryszard Niemiec



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty