Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Koszykówka
Marcin Gortat: Po meczach ledwo żyję2011-01-11 08:12:00

- Po trzech tygodniach może Pan powiedzieć, że przenosiny do Phoenix to był dobry ruch? - pytamy Marcina Gortata.
- Tak. To wielki krok w mojej karierze. Po meczach czuję się tak zmęczony, że nie wiem, jak przetrwam trening następnego dnia. To znak, że jestem bardziej potrzebny niż w Orlando. To coś nowego.


- Choć gra Pan w meczach dłużej niż drugi center Robin Lopez, to najczęściej zaczyna je Pan na ławce. Dlaczego?
- Nie wiem. Mogę przypuszczać, że trener chce uchronić mnie przed szybkimi faulami, żeby nie tracić zawodnika, który w końcówce meczu może być przydatny w obronie. Ale nie jest to dla mnie istotne, czy zaczynam w pierwszej piątce. Ważne, żebym grał po trzydzieści minut.
- Jak bardzo różni się Phoenix od Orlando?
- Przede wszystkim panują tu zupełnie inne reguły. Jest inny regulamin drużyny, inne zasady obowiązujące na treningach. To dla mnie największe zmiany, do których muszę się przyzwyczaić. Nowe porządki na pewno nie wpływają dobrze na moją formę.
- Z nową taktyką też ma Pan problem?
- Zawsze byłem znany z tego, że dobrze znam taktykę. Przychodząc do Phoenix byłem pewny, że bardzo szybko poznam nowe zagrywki, ale okazało się to trudniejsze. Zdarza się, że zapominam postawić zasłonę. Ale z każdym meczem czuję się pewniej.
- Eksperci chwalili Pana po meczu z Lakers. Też jest Pan zadowolony z tego występu?
- Zagrałem jeden z najlepszych meczów w karierze, jeśli chodzi o obronę. Miałem kryć Paua Gasola, którego uważam za najlepszego centra w NBA. Hiszpan zdobył tylko sześć punktów. To wielki wyczyn i faktycznie wiele osób mnie chwaliło. Zagrałem też poprawnie w ataku, szkoda tylko, że nie wygraliśmy. Zabrakło dwóch, może trzech lepszych rzutów.
- U boku rozgrywającego Steve’a Nasha łatwiej Panu zaistnieć w ataku niż u Jameere’a Nelsona w Orlando?
- Zdecydowanie tak. Nie ma porównania. Są to dwaj zupełnie różni zawodnicy. Nelson chciałby zdobywać jak najwięcej punktów. Nash nie tylko rzuca, ale kieruje całym zespołem. Gra z nim to dla mnie naprawdę wyróżnienie.
- Część ekspertów uważa, że jedną z przyczyn kiepskiej gry defensywnej Suns są wiekowi gracze, tacy jak Nash, Hill czy Carter.
- To bzdura. Oni są tak naprawdę kluczowym ogniwem. Odejście któregoś z nich byłoby osłabieniem, a nie odwrotnie. Obrona musi się zacząć od nas, młodych. Powinniśmy wnosić więcej energii i poświęcenia.
- Jaki scenariusz musi się spełnić, by Słońca awansowały do play-off?
- Musimy zacząć wygrywać mecze, a żeby to osiągnąć, trzeba lepiej bronić. Walczyć z każdym, jakbyśmy walczyli o pracę i nasze przetrwanie w NBA. Trochę nam do tego brakuje, ale przyjdzie taki moment, gdy wygramy kilka meczów z rzędu, złapiemy rytm i miejmy nadzieję wedrzemy się na tę siódmą czy ósmą pozycję w konferencji.
- To prawda, że przez zamieszanie ze zmianą klubu obniżyła się Pana forma fizyczna?
- Zgadza się, ale o tym można już mówić w czasie przeszłym. Nadrobiłem braki kondycyjne. Teraz mocno pracuję na dsiłą.
- Steve Nash i Grant Hill to idole wielu kibiców w Polsce. Jacy oni są poza boiskiem?
- Bardzo grzeczni. Hill jest wzorem, pierwszy przychodzi na trening i ostatni go opuszcza. Nash to prawdziwy lider, głowa drużyny. Wszystkie ich słowa są mądre, każdy zawodnik uważnie ich słucha. Mam nadzieję, że kiedyś doczekam takich dni, że będę miał podobną renomę i tak jak oni będę pomagał młodym graczom.

Maciej Stolarczyk, Tomasz Biliński (Polska The Times")


gortat5.jpg



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty