Do połowy drugiej kwarty koszykarze Stali Stalowa Wola dotrzymywali kroku Anwilowi Włocławek. Potem na parkiecie istniał jedynie pretendent do tytułu.

Stal Stalowa Wola - Anwil Włocławek 78-107 (23-22, 18-25, 22-35, 15-25).

STAL: Partyka 0, Miszczuk 18 (4x3), Malczyk 7 (1x3), Godbold 10 (2x3), Andrzejewski 13 (1x3) oraz Jarecki 0, M. Wołoszyn 16 (2x3), Pydych 9 (2x3), Klima 5.
ANWIL: Chanas 12 (1x3), Tuljković 14 (2x3), Jovanović 23 (1x3), Pluta 12 (2x3), Dunn 4 oraz Joyce 7 (1x3), B. Wołoszyn 16 (1x3), Sullivan 8, Winkelman 11.

Goście poradzili sobie bez klasycznego rozgrywającego Krzysztofa Szubargi, który podczas rozgrzewki uznał, że nie jest jeszcze na tyle zdrowy, by kierować grą zespołu. Ryzyko było zbyt duże. Za tydzień we Włocławku mecz z Asseco Prokomem Gdynia o pierwsze miejsce w lidze przed play off.
Stalowcy rozpoczęli obiecująco. Po pierwszej kwarcie prowadzili, głównie dzięki skutecznym Markowi Miszczukowi i Davidowi Godboldowi, 23-22. Gdy na początku drugiej za trzy przymierzył Paweł Pydych i zrobiło się 28-24, kibice w Stalowej Woli zaczynali wierzyć, że istnieje życie po Jarrydzie Loydzie. Po odejściu Amerykanina do Turowa w połowie lutego, Stal poniosła bowiem pięć porażek.
Jednak Anwil nie zamierzał bawić się w dobrego wujka. Aż sześciu jego zawodników zanotowało dwucyfrową zdobycz punktową. Podobali się zwłaszcza Mujo Tuljković, Nikola Jovanović i Bartłomiej Wołoszyn, który zdobył tyle samo punktów, co brat Michał, skrzydłowy Stali.