Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Archiwum > Małopolska 2010/2011 > Wiadomości PN Małopolska 2010/2011
Trzęsienie ziemi w Andrychowie: Kmieć opuszcza Beskid2010-11-09 21:20:00

Mirosław Kmieć, grający trener Beskidu i zarazem członek zarządu klubu, który walczył jak lew o utrzymanie futbolu w Andrychowie, pukając od firmy do firmy za groszem, by zespół mógł w przyzwoitych warunkach dokończyć jesień, bo skończyły się pieniądze na bieżącą działalność, zdecydował się wysiąść z "autobusu z napisem Andrychów".

Co za tym idzie, nie zamierza przyjechać na czwartkowy mecz przeciwko tarnowskiej Unii. Skoro w drużynie zabraknie człowieka, który motywował piłkarzy do gry, to mogą oni nie przyjechać na mecz Beskidu. Co się stało, że człowiek gotowy oddać serce za klub nagle zmienił front?

Prezentujemy oświadczenie Mirosława Kmiecia, który skontaktował się z naszą redakcją:


- Zdecydowałem się opuścić Beskid po tym, jak zostałem potraktowany przez burmistrza na rannym spotkaniu w urzędzie miejskim, w obecności przedstawicieli służb odpowiedzialnych za utrzymanie bezpieczeństwa, czyli policji, straży miejskiej, czy straży pożarnej. Przyszedłem tam razem z wiceprezesem Adamem Wiklikiem, by prosić włodarzy miejskich, żeby znaleźć jakiś sposób na zdjęcie z meczu przeciwko tarnowianom klauzuli o "podwyższonym ryzyku". Wiadomo, w jak złej sytuacji finansowej jest klub, a z jakimi kosztami wiąże się organizacja takiego meczu. Zamiast konstruktywnej dyskusji, zostałem na "dzień dobry" zaatakowany przez burmistrza, że uprawiam politykę podczas spotkań piłkarskich. Zostałem obwiniony za wszystko zło, co pojawia się pod adresem urzędującego włodarza miasta. Po wysłuchaniu tego steku bzdur opuściłem pokój obrad i zdecydowałem, że więcej do Beskidu nie wrócę.

W ten sposób "podziękowano" mi za serce włożone w odbudowę, a teraz w walkę o zachowanie klubu po seryjnych rezygnacjach działaczy, z prezesem na czele. Zamiast pracować z drużyną, pukałem do drzwi różnych firm, żeby zespół w godnych warunkach mógł dokończyć jesień. Żeby nie musiał jeździć na mecze własnymi samochodami jak w jakimś LZS. Żeby chłopcy mogli zjeść podczas wyjazdu obiad. Za to, że sprowadziłem na jubileusz klubu warszawską Legię, a na stadionie Beskidu gościło wiele ekstraklasowych ekip, za to, że walczyłem o klub, który w drugim członie nazwy ma wpisane "Andrychów", zostałem publicznie poniżony. Po czymś takim nie mam motywacji do dalszej pracy w tym klubie.

- Burmistrz zarzucił mi, że podczas meczu przeciwko Orlętom Kielce pod jego adresem były wypisane nieprzychylne hasła. Na zarząd Beskidu także. Miałem je od razu zrywać, ale musiałbym zejść z boiska, bo poza mną i Adamem Wiklikiem nikt w tym klubie już nie działa. To dzięki moim staraniom w kolejnych meczach nikt już nie wypisywał na włodarzy i klub żadnych paszkwili. Mnie już w Andrychowie nie będzie, a jak burmistrz wygra wybory to kogo będzie winił za nieprzychylne pod swoim adresem opinie?

- Trudno mi dzisiaj powiedzieć, jak zachowa się drużyna, skoro mnie nie będzie na meczu. To ja musiałem ich motywować do walki. Z tego, co wiem, chłopcy są zdeterminowani do tego stopnia, że mogą nie wyjść na mecz przeciwko Unii. Takie dostaję od nich sms-y. Wszyscy podkreślają, że jeśli wyjdą na mecz, to znowu ich kłopoty rozejdą się po kościach. Może i nie zobaczymy zaległych pieniędzy, ale w grudniu wszystkim zawodnikom kończą się kontrakty. Każdy z nas, łącznie ze mną, bez problemu poszuka sobie innego klubu, nawet na niższych szczeblach. Mogę pracować wszędzie, gdzie działacze tylko chcą coś osiągnąć. W ostatnich kilku latach udało nam się w Andrychowie zbudować coś wspaniałego, ale to wszystko chyba legnie w gruzach. A zaczęło się od składania rezygnacji przez poszczególnych członków zarządu. Kto wyjdzie na mecz przeciwko Unii? Mało mnie to już interesuje. Drużyna może składać się z samorządowców...




WIADOMOŚCI

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty