Jose Mourinho, szkoleniowiec Interu Mediolan, szykuje się do potyczki w 1/8 finału Ligi Mistrzów ze swoim były klubem, Chelsea Londyn. Już teraz Portugalczyk rozpoczął typową dla siebie wojnę psychologiczną, prowokując Carlo Ancelottiego, obecnego trenera "The Blues". - Zobaczymy czy Ancelotti będzie potrafił zakończyć swoją przygodę z Chelsea z wynikami tak dobrymi jak moje - stwierdził Mourinho.

- Wiedziałem, że w Chelsea nie było czasu na długoterminowe planowanie, z tym właścicielem. Człowiek musi albo zdobyć tytuł w pierwszym swoim sezonie, albo "do widzenia". Dałem im to, czego potrzebowali, ale od początku wiedziałem, że praca w Londynie nie trwa wiecznie - nie kryje szkoleniowiec.

- Chelsea wycierpiała trochę przez te ostatnie dwa lata. Nie ma przypadku w tym, że gorszy moment dla klubu nadszedł wtedy, gdy ja odszedłem - nieskromnie, jak zwykle, oświadczył Mourinho. - Mieliśmy niezwykłe relacje na linii szkoleniowiec - zawodnicy - fani. Kiedy się zepsuje coś takiego, nie jest łatwo to naprawić. Od czasu mojego odejścia przewinęło się tam kilku trenerów i być może niektórzy nie mieli odpowiedniej mentalności do tego klubu. Może chcieli zmienić zbyt dużo z tego, co udało nam się poukładać - uważa Portugalczyk.

Mourinho nie ukrywa, że z nowym szkoleniowcem Chelsea, Carlo Ancelottim, nie darzą się sympatią. - Ancelotti nie jest moim przyjacielem i to się nie zmieni. W Anglii ludzie okazują ci szacunek, gdy jako trener przychodzisz z zagranicy i oferujesz swoje doświadczenie i wiedzę. We Włoszech natomiast, możesz zasłużyć na taki szacunek, tylko jeśli urodziłeś się Włochem. Ktoś taki jak ja, obcokrajowiec, jest uważany za kogoś niegodnego, by tu być. Dlatego właśnie mówię, że przyjemniej mi się pracowało w Anglii.

- Oczywiście spotkanie z Chelsea będzie dla mnie specjalnym meczem. Jednak na zawsze pozostanę częścią historii Chelsea, a "The Blues" na zawsze będą częścią mnie. Zobaczymy czy Ancelotti będzie potrafił zakończyć swoją przygodę z Chelsea z wynikami tak dobrymi jak moje - buńczucznie zakończył "The Special One".