Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Wiadomości piłka nożna
RYSZARD NIEMIEC przyglądał się finałom Europa Regions' Cup, rozgrywanym na boisku Cosmosu...2013-08-04 14:29:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (197)

Luźne myśli po pewnym turnieju…


Cosmos Nowotaniec, Juventus Poraż, Inter Gnojnica, Nelson Polańczyk, Francesco Jelna, Santos Piwoda, Viking Orły… Nie zna granic, ni kordonów, nazewnicza wyobraźnia ojców chrzestnych ludowych, podkarpackich klubów piłkarskich. Owszem, są swojskie, liczne, ale mało oryginalne Polonie, Orły, Huragany, Sany, Wisły, nawet Wisłoki, te od Wisłoka i Wisłoki, Wisłoczanki, Wisełki, ale i Słowianin Grębów, Dwór Kombornia, Hetman Laszki, Fredro Surochów… Kiedy zaś brakuje inwencji myśl ulatuje ku Kolejarzowi (w Knapach), choć, jako żywo, w tej stronie o kolei nikt nie słyszał!


Wymienione w pierwszym zdaniu utworu klubowe nazwy, to niechybnie podświadoma tęsknota za wielkim futbolem typowym dla Mediolanu, Turynu, Nowego Jorku. Solidnym substytutem piłkarstwa o wręcz kontynentalnym posmaku, jest niewątpliwie krajowy finał rozgrywek o mistrzostwo Europy reprezentacji regionów, zwany Europa Regions' Cup. W tym roku zlokalizowano go właśnie w tym zakątku Podkarpacia, w którym roi się od Cosmosów, Juventusów, Nelsonów… Kraina peryferyjna, de facto nadgraniczna, wciśnięta pomiędzy Ukrainę i Słowację, kiedyś, po linii piłkarskiej była Dzikimi Polami, pomiędzy Sanokiem, należącym do wyższej kultury, a Ustrzykami Dolnymi, gdzie diabeł zwykł mówić dobranoc. Jeszcze kilkanaście mil na wschód i szlaban Schengen odgradza cywilizację zjednoczonej Europy od tamtej strony świata.


Przez prawie tydzień przyglądałem się z bliska realiom sportowym jednego z dwóch środowisk, w którym rzeczony turniej ERC był rozgrywany, właśnie tego, którego piłkarze klubu podkarpackiej okręgówki występują pod dumnym sztandarem Cosmosu. Jego siedzibą jest sołectwo Nowotaniec w gminie Bukowsko. Miejscowy wójt Piotr Błażejowski nie jest może lokalnym Giorgio Chinaglią (8 sezonów w Cosmosie N. Jork, kiedyś współwłaściciel i prezes rzymskiego Lazio), ale piłkę krajową i światową ma w małym paluszku, więc przy pomocy sołtysa Henryka Majki, tworzą tzw. pozytywny klimat dla rozwoju najbardziej popularnej dyscypliny. Zadbali przede wszystkim o stan płyty boiska, którego jakość dostrzegli wszyscy czterej finaliści turnieju z Dolnego Śląska, Zachodniopomorskiego, Mazowieckiego i Podkarpackiego. Obiekt wyposażony w kilkaset siedzisk z plastyku, chlubi się także zapleczem socjalnym dla zawodników w postaci wielofunkcyjnego domku klubowego. Odpicowano go na wysoki połysk z takim zapamiętaniem, że robót modernizacyjnych nie przerwano nawet w dzień miejscowego odpustu na świętą Annę, co nie zdarzyło się dotąd od czasów zaboru austriackiego. Z Nowotańca pochodzi też dyrektor turnieju Robert Pieszczoch, spiritus movens systematycznego rozwoju infrastruktury Cosmosu, człowiek o sporym autorytecie także na niwie samorządowej, pełniący godność przewodniczącego Rady Powiatu. O ile komuś nazwa Cosmos w Nowotańcu kojarzy się z warstwą bodaj najskromniejszej ironii, to powinien wiedzieć, że zarówno krąg działaczy klubowych, jak i niezwykle kompetentna kilkusetosobowa publiczność, są jawnymi dowodami, zaprzeczającymi pierwiastkowi prowincjonalizmu w ich postawach. Niczym nie różnią się od działaczy i kibiców z najbardziej rozwiniętych piłkarsko regionów kraju: Śląska Górnego i Dolnego, Małopolski, Wielkopolski, Łodzi, Wybrzeża. Jak trzeba, potrafią nawet zaintonować masową pieśń o potrzebie jebania PZPN… Obiektywnie rzecz biorąc, przy okazji krajowego finału, wyłaniającego reprezentanta Polski na półfinałowy turniej Europa Regions' Cup, planowany na Malcie, taka potrzeba akurat zaistniała w całej swej krasie! Fantastycznie zorganizowany turniej, w którym gospodarze z Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej i Okręgowego w Krośnie, stawali na głowach, aby pobyt czterech ekip uczynić komfortowym, niestety, nie został odpowiednio doceniony przez najwyższe władze Polskiego Związku Piłki Nożnej. A przecież mieliśmy do czynienia z prezentacją dorobku sportowego piłki amatorskiej, stanowiącej 99 procent potencjału ilościowego polskiego futbolu. I chociaż prezes Boniek w specjalnym adresie do uczestników turnieju, odczytywanym namolnie przed każdym meczem, przytomnie zauważył, że "zapatrzeni w reprezentację narodową, kluby, zawodową ligę, nie powinniśmy tracić z pola widzenia tych, którzy pokazują, że bez ich pracy hasło „Łączy Nas Piłka”, byłoby tylko pustym frazesem”. Ładnie napisane, tyle tylko, że w efekcie jednak zwyciężył frazes! No, dobrze, prezes Zibi był na urlopie, dajmy na to na Capri i do Nowotańca nie dojechał… Ma prawo do urlopu po ciężkich 9 miesiącach harówki na wiadomym ugorze. Posiada wszakże paru zastępców, w tym jednego wprost odpowiedzialnego za piłkę amatorską, ma sekretarza generalnego, człowieka młodego, jeszcze niedawno uganiającego się za futbolówką, ma 9 dyrektorów departamentów, no, i jeszcze 15 członków zarządu. Co by się stało, żeby któryś z nich ruszył tyłek na Podkarpacie i uświetnił imprezę? Gospodarze na wszelki wypadek zarezerwowali miejsca  w luksusowym hotelu „Chutor Kozacki” w Łukowem, gdzie w razie znudzenia się amatorska piłką, można było wskoczyć na koń (stadnina na miejscu) i odreagować  warszawski spleen. Komu kozaczyzna nie pasowała, mógł zażądać popasu w Jaworze, gdzie kompleks byłych elitarnych domów wczasowych b. LWP, daje okazję łowić ryby lub moczyć nogi w jeziorze solińskim, wprost z hotelowego pokoju!


Niestety, niestety, niestety; centrala zawiodła na całej linii, chociaż trzeba powiedzieć, że puchary dla zwycięzców zdążyła posłać w terminie. Dzięki temu otwarcie turnieju i jego zamknięcie przebiegło pod znakiem uroku i towarzyskiego szarmu pani Barbary Jankiewicz - burmistrza Leska. Próba podstawienia niżej podpisanego za wysłannika centrali, zawiodła na całej linii, albowiem na turnieju pojawili się najstarsi mieszkańcy Nowotańca, urodzeni przed I wojną światową i rozpoznali we mnie wychowanka sąsiedniego LZS Bażanówka, który przed pół wiekiem z okładem, strzelił gola gospodarzom, podówczas nie pieczętujących się mianem Cosmosu… Przed kompletną kompromitacją uratował PZPN podkarpacki prezes Kazimierz Greń, na szczęście, członek najwyższej instancji związkowej, słusznie nazywany człowiekiem-orkiestrą. Wynagrodził wszystkie zaniechania centrali osobistym poświęceniem. Po miesięcznym zasuwaniu przy perfekcyjnej organizacji turnieju, resztkami sił i woli, podczas dekoracji zwycięskiej drużyny Dolnego Śląska, wykonał a capella słynny motyw „We are the champions”, a poziomem wykonania bezwzględnie dorównał Freddiemu M.


Ryszard Niemiec


Ryszard Niemiec



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty