Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Liga Mistrzów
Wirtuozeria Messiego2011-04-27 22:43:00

Real Madryt - Barcelona 0-2 w pierwszym meczu półfinałowym Ligi Mistrzów. Pierwszą gwiazdą był Lionel Messi, autor dwóch kapitalnych bramek w ostatnim kwadransie spotkania.


Półfinał Ligi Mistrzów
Real Madryt - FC Barcelona 0-2 (0-0)
0-1 Messi 76
0-2 Messi 87
Sędziował Wolfgang Stark (Niemcy). Żółte kartki: Arbeola, Sergio Ramos, Adebayor - Dani Alves, Mascherano. Czerwone kartki: Pinto 45 (rezerwowy bramkarz Barcelony za bójkę), Pepe (51, faul). Widzów na Santiago Bernabéu 71 000.
REAL: Casillas - Arbeloa, Sergio Ramos, Raul Albiol, Marcelo - L. Diarra, Pepe, Xabi Alonso - Özil (46 Adebayor), di Maria - Cristiano Ronaldo. Trener: Mourinho.
BARCELONA: Victor Valdes - Dani Alves, Mascherano, Piqué, Puyol - Busquets - Xavi, S. Keita - David Villa (90+1 Sergi Roberto), Messi, Pedro (71 Afellay). Trener: Guardiola.

 

To czwarty dwumecz Realu Madryt i Barcelony w Pucharze Europy i Lidze Mistrzów. W 1960 i 2002 górą byli „Królewscy”, w 1961 więcej do powiedzenia mieli Katalończycy. Czym zakończy się konfrontacja nr 4?

Po pierwszej połowie dzisiejszego meczu wiadomo było, że nad Estadio Santiago Bernabeu unosiły się duchy wcześniejszych spotkań bieżącego sezonu. Real długo nie wymaże z pamięci rozmiarów jesiennej klęski w La Liga. I tym chętniej zachowa w pamięci wspomnień z niedawnego finału Pucharu Króla w Sevilli, gdzie wykazał, że przykrą lekcję z pogromu na Camp Nou odrobił należycie.

Takie podejście do sprawy musiało rzutować na przebieg dzisiejszych wydarzeń. To, że emocji czysto piłkarskich było do przerwy serdecznie mało obciążało oczywiście konto Jose Mourinho. Taktyka, taktyka, raz jeszcze taktyka... Jej głównym założeniem był dyktat, aby w żadnym wypadku Real nie pozwolił sobie na prowadzenie otwartej gry. Bo jeśli poszedłby na takie ryzyko, natychmiast miałby uciętą głowę. Choć z aż pięcioma graczami w środkowej linii, Real praktycznie nie korzystał z tej strefy boiska. A tylko od czasu do czasu szły dalekie piłki do przodu, gdzie „coś” bliżej nieokreślonego miało się wydarzyć. Ewentualnie...

Josep Guardiola naturalnie wyznawał inną filozofię. Zresztą od dawna powszechnie znaną. „Barca” jak najbardziej chciała toczenia normalnego meczu, wyłącznie na piłkarskie argumenty. Ale przy pełnej świadomości, że Real nie przy stanie na takie warunki... Efekt był taki, że obaj bramkarze nie mieli prawa narzekać na nadmiar roboty. Pierwszy ładnie zaszarżował prawą flanką Villa, po jego przyziemnym strzale piłka o pół metra minęła słupek bramki Casillasa. Villa miał później następną szansę, po znakomitym zagraniu Messiego w „uliczkę”. Ale nic z tego nie wyszło. Zupełnie inaczej powinno być, kiedy Messi dostrzegł w boiskowym tunelu Xaviego. Okazja była wyborna, Xavi znalazł się oko w oko z Casillasem, lecz to bramkarz Realu był wyraźnie górą.

Real przez trzydzieści minut był ukierunkowany niemal wyłącznie na destrukcję. Daleki strzał Ronaldo nie mógł zagrozić Valdesowi, to samo odnosiło się do anemicznej „główki” Pepe. W barceloński mur dwukrotnie trafiała piłka po rzutach wolnych Ronaldo. Raz jednak znalazł Portugalczyk odrobinę przestrzeni dla siebie i od razu Barcelona musiała bić na alarm. Ronaldo zaskakująco huknął z dystansu, Valdes tylko sparował piłkę przed siebie i natychmiast brawurowo obronił dobitkę Özila. Niepotrzebnie, bo Niemiec tkwił na ofsajdzie. Na prawej stronie katalońskiej obrony coraz większe problemy z zneutralizowaniem di Marii miał Alves.

Po kilku spięciach na murawie najgoręcej zrobiło się już po gwizdku arbitra Starka na przerwę. Gwałtownym udział w przepychance przy zejściu do szatni kosztował rezerwowego bramkarza „Barcy”, Pinto, czerwoną kartkę.

Mourinho wprowadził do gry Adebayora, który zluzował Özila. Bramkę Valdesa groźnie zaatakował Ronaldo, ale pogubił się w ostatnim stadium akcji. Po sfaulowaniu Messiego żółtą kartką został ukarany Ramos, co oznaczać będzie jego przymusową absencję podczas rewanżu w najbliższy wtorek. (Za to wróci do składu dzisiejszy kartkowicz, Carvalho). W odpowiedzi Mascherano poturbował Pepe i też zobaczył „żółtko”.

Real po zmianie stron był już zdecydowanie agresywniejszy, niż do pauzy. W 61. minucie kosztowało to słoną cenę, choć w bardzo podejrzanych okolicznościach. Pepe zrobił Alvesowi nakładkę, żółta kartka byłaby absolutnie wystarczającą karą. Sędzia Stark sięgnął jednak po czerwoną kartkę i była to bezwzględnie zbyt surowa decyzja. Rzekomo ciężko ranny Alves za chwilę w pełnym zdrowiu wrócił do gry... Za to na trybuny został wyrzucony Mourinho, który rzucił w twarz sędziemu technicznemu, co sądzi o adekwatności kary dla Pepe do jego winy.

Do Starka nie można byłoby natomiast wnosić pretensji, gdyby w później fazie usunął z boiska dwóch innych graczy Realu. Ostry strzał Villi sparował Casillas, dobitka Pedro głową przeszła tuż obok słupka, ale istotniejsze powinno być to, że już leżącemu na boisku Pedro celowo nastąpił na nogę Marcelo. A jeszcze później chamsko zachował się Adebayor, ukarany tylko „żółtkiem”...

Miejsce Pedro zajął Afellay, co miało wkrótce kluczowe znaczenie. Bo to właśnie Afellay popisowo ograł Marcelo, a następnie wyłożył piłkę Messiemu. Ten po uprzedzeniu Ramosa tylko dołożył nogę i Casillas był bezradny. Gol na 0-2 był natomiast solowym popisem Messiego. Rajd Argentyńczyka był kapitalny, na miarę cudownych akcji Maradony. Po minięciu kilku rywali Messi spokojnie ulokował piłkę w rogu bramki Realu, przy czym dokonał tego akurat prawą nogą...

Wygląda zatem na to, że w wielkim finale na Wembley zmierzą się Manchester United i Barcelona. Zapewne dojdzie do powtórki z Rzymu (2009). Wygrała dziś drużyna lepsza. Zaś bezapelacyjnie lepsza dopiero od momentu zastosowania przez Starka drakońskiej kary wobec Pepe. Była więc ta pomoc konieczna? Każdy mieć będzie swoją wersję. Tak czy inaczej, chciał dziś Mourinho wojny i poległ. Wraz ze swoimi żołnierzami.

JC


realbarcelona1.jpg



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty