Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Na topie
Hokeiści Cracovii w finale, Podhale blisko2010-03-01 20:17:00 AnGo

W poniedziałkowy wieczór hokeiści Cracovii zostali pierwszymi finalistami mistrzostw Polski. Pokonali po raz trzeci Zagłębie Sosnowiec i mając na koncie bonus mogą spokojnie czekać na rywala. Wszystko wskazuje na to, że będzie to Podhale, które prowadzi w serii z GKS Tychy 3-1 i jutro może także trafić do finału.


Zagłębie Sosnowiec – Cracovia 1-4 (1-0, 0-3, 0-1)

1-0 Jaros - Opatovsky 18:53
1-1 Biela - Witowski 22:34
1-2 Piotrowski - Drzewiecki 27:21
1-3 Musial - Łopuski 37:30
1-4 Radwański - Biela 55:21

Sędziowali: Paweł Meszyński (Warszawa), Maciej Pachucki (Gdańsk) – Jacek Bernacki (Sosnowiec), Artur Hyliński (Oświęcim). Kary: 33 (w tym 2 techn.) - 6 min. Widzów 2000. Stan rywalizacji do czterech wygranych: 4-0 (z bonusem) dla Cracovii.
ZAGŁĘBIE: Rajski – Kuc, Gabryś, Luka, T. Da Costa (7+20), Bernat – Koszarek, Marcińczak, Jaros, G. Da Costa, Opatovsky – Balčik (2), Dronia, Sarnik, Zachariasz, Różański – Podsiadło, Duszak (2), Ślusarczyk, T. Kozłowski, M. Kozłowski.
CRACOVIA: Radziszewski – Csorich, Bondarevs; L. Laszkiewicz, Słaboń, D. Laszkiewicz – Dudaš (2), Dulęba; Radwański, Musial, Łopuski – Kłys, Wajda; Piotrowski (2), Pasiut, Drzewiecki – Landowski, Guzik (2); Witowski, Biela, Rutkowski.

Podobnie jak dwa poprzednie mecze, także i ta konfrontacja była wyrównana i zacięta. Od początku obaj bramkarze mieli sporo pracy i to oni się wyróżniali. Najwięcej emocji dostarczyła końcówka. W 19 minucie w sytuacji golowej faulowany był Teddy Da Costa i podyktowany został rzut karny. Egzekwował go poszkodowany, ale nie zdołał przechytrzyć Radziszewskiego. Po chwili musiał jednak skapitulować. Strzelał Opatovsky, ale dopiero poprawka Jarosa dała gospodarzom prowadzenie.
Od początku drugiej tercji "Pasy" zaczęły się rozpędzać. Świetnie rozegrała krążek czwarta formacja; Witowski zagrał przed bramkę, a Biela z bliska dopełnił formalności. W 29 minucie krakowianie objęli prowadzenie i to tuż po powrocie Piotrowskiego z ławki kar, którego obsłużył Drzewiecki. Swoją obecność na lodzie potwierdził także trzeci atak - po zagraniu Łopuskiego z bliska strzelił Musial i Rajski po raz trzeci skapitulował. Do kompletu brakowało zatem trafienia pierwszej formacji i taka okazja była w ostatnich fragmentach odsłony. Po podaniu Leszka Laszkiewicza sytuacji jeden na jeden nie wykorzystał jednak Słaboń!
Trzecia odsłona rozpoczęła się od znakomitej interwencji Rajskiego po uderzeniu z kilku metrów Radwańskiego. Cracovia coraz częściej zaczynała szanować krążek, a sosnowiczanie musieli atakować. Próbowali strzelać Dronia, Luka i Opatovsky, ale Radzik miał dobry dzień. Ostatnie fragmenty to spokojna gra gości i bezradność Zagłębia. Nic więc dziwnego, że padła czwarta bramka; Biela trafił w poprzeczkę, a Radwański nie miał problemów z dobitką. Sfrustrowani gospodarze nie wytrzymali ciśnienia, a zwłaszcza Teddy Da Costa, który brutalnie zaatakował Wajdę. Otrzymał za ten "wyczyn" karę meczu.

– To miała być gra odpowiedzialna i bezbłędna. To się udało, a od drugiej tercji kontrolowaliśmy wydarzenia na lodzie. To Sosnowiec musiał atakować, więc spokojnie czekaliśmy na kontry. W końcówce, gdy spotkanie było rozstrzygnięte, Da Costa celowo zaatakował kijem głowę Wajdy. Nie miało to nic wspólnego i całe szczęście, że nie skończyło się bez urazu – mówił szkoleniowiec Cracovii, Rudolf Rohaček.

(AnGo)

Podhale Nowy Targ – GKS Tychy 3-2 (1-0, 2-1, 1-1)

1-0 Bakrlik - Voznik - Ziętara 9:01
1-1 Bacul - Witecki 20:47
2-1 Baranyk - Kolusz - Łabuz 27:33 w osłabieniu
3-1 Baranyk 36:42
3-2 Gonera - Jakeš - Bacul 45:23 w podwójnej przewadze
Sędziowali: Grzegorz Dzięciołowski (Bydgoszcz), Włodzimierz Marczuk – Sławomir Szachniewicz, Wojciech Moszczyński (wszyscy Toruń). Kary: 12 - 14 min. Widzów 3000. Stan rywalizacji do czterech wygranych: 3-1 (z bonusem) dla Podhala.
PODHALE: Zborowski – Dutka, Suur; Bakrlik (2), Voznik, Baranyk (2) – Ivičič (2), Sroka; Kapica, Kolusz (2), Kmiecik – Łabuz, D. Galant; Malasiński, Dziubiński (2), Sulka – Ziętara (2), Bryniczka, Iskrzycki.
GKS TYCHY: Sobecki – Gonera (4), Śmiełowski; Bacul, Parzyszek (4), Witecki – Kotlorz, Jakeš (2); Proszkiewicz (2), Garbocz, Woźnica – Sokół, Majkowski; Paciga, R. Galant, Bagiński – Wołkowicz, Krzak (2), Maćkowiak.

 

Szkoleniowiec Podhala – Milan Jančuška – po kontuzji Krzysztofa Zapały (kto wie czy jeszcze zagra w tym sezonie) musiał szukać nowych ustawień. Zaskoczył wszystkich. Do Marcina Kolusza desygnował młodzież – Damiana Kapicę i Piotra Kmiecika. Ryzyko się opłaciło. Młodzi go nie zawiedli. Udowodnili, że mają ogromne serce do gry.
Ten mecz miał być sprawdzianem dla obcokrajowców. Oni mieli ciągnąć grę. – Od nich wymagam zdobywania goli, a nie od młodzieży – mówił przed meczem trener „Szarotek”. Trzeba przyznać, że stranieri nie zawiedli. Milan Baranyk zdobył dwa gole, a František Bakrlik otworzył wynik spotkania lub bardziej dosadnie – straszliwego boju.
– Nerwowo było – przyznaje Daniel Galant. – Zdołaliśmy jednak odeprzeć napór przeciwnika. Do tego momentu przeważaliśmy. Agresywna gra ciałem przyniosła spodziewany efekt. Jeśli wyeliminujemy kary, to powinno być super.
Nowotarżanie nie potrafili wyprowadzić składnej akcji i wykorzystać 69-sekundowej przewagi pięciu na trzech. Gra w przewadze była pieta Achillesową górali. – Miałem przygotowane dwie piątki na gry w przewadze, ale się rozsypały. Nowego wariantu w dwa dni nie udało się przygotować. Zbyt nerwowo przewagi rozgrywaliśmy – mówił trener Podhala.
Jego podopieczni rozpaczliwie się bronili, wybijając „gumę” byle dalej od swojej strefy. Tyszanie nacierali, ale z każdą upływającą minutą również ręce im drżały. Tylko raz – w 57 minucie – Kolusz stanął przed szansą pokonania Sobeckiego, ale w sukurs przyszło mu spojenie słupka z poprzeczką. Gościom nawet manewr z wycofaniem bramkarza (24 sekundy przed końcem) się nie powiódł.
– Szybki mecz – stwierdził Dariusz Gruszka, który zza bandy (kontuzja barku) obserwował zmagania kolegów. – Denerwowałem się w samej końcówce, kiedy Tychy mocno nas przycisnęły. Jesteśmy coraz bliżej finału.
– Trzy błędy zdecydowały o końcowym rezultacie – powiedział trener Jan Vavrečka. – Jechaliśmy do Nowego Targu podbudowani świetną trzecią tercją w domu. Dzisiaj wróciliśmy na ziemię. Jutro walczymy o życie.
Osobny rozdział to sędziowie. – Chłopcy w pasy chyba spali podczas igrzysk olimpijskich, albo są bardzo odporni na wiedzę. Gdyby ich sześciu było na lodzie, to też nie widzieliby wszystkiego – wrzeszczał jeden z kibiców nad loża prasową do Jacka Chadzińskiego, byłego arbitra. Ten tylko potwierdził jego spostrzeżenia. Co chwilę łapał się za głowę.
Stefan Leśniowski


AnGo
radzik.jpg


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty