Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Na topie
Tomasz Rząsa: Pierwszy będzie poliglotą2009-12-15 17:03:00 Małgorzata Syrda-Śliwa

- Trzy miliony złotych w przeliczeniu na euro to może nie byłoby wiele, ale w polskich warunkach jest ok - mówi o transferowych planach Cracovii TOMASZ RZĄSA, doradca prezesa Janusza Filipiaka i zdradza czym przekonał go do siebie pierwszy z zawodników, którego pozyskają "Pasy".


- Cracovia ogłosiła ofensywę na rynku transferowym? Jak zorganizowana jest praca, tych którzy mają dla niej poszukiwać piłkarzy? Czekacie tylko na oferty menedżerów, czy coś na kształt skautingu w Cracovii działa?


- Trener Orest Lenczyk ma zapotrzebowanie na zawodników z określonych pozycji i to trener często proponuje kandydatury, może to robić także grono z nim współpracujące. W Cracovii trener Władysław Łach jest człowiekiem, ktory dzięki swoim wielkim kontaktów w ekstraklasie i mniejszych ligach penetruje rynek piłkarski, a ma bardzo dobre oko.


- Czyli Łach to jest w tym momencie jedyna osoba, która pełni w Cracovii rolę typowego skauta?


- Tak, jedyną. Ale też trzeba pamiętać, co to jest skauting. To rodzaj poszukiwania zawodników poprzez sieć ludzi, którzy  szukają, penetrują rynki i to nie z daleka, a z bliska, bo na stałe są w miejscach, z których wynajdują zawodników.

 

- Czy bardziej rozbudowany system skautingu nie byłby Cracovii potrzebny, skoro zamierza zostać poważnym graczem na rynku transferowym?


- Być może, ale przy pozyskiwaniu nowych zawodników ważne są też inne aspekty. Po pierwsze stadion, który będziemy niedługo mieli. Po drugie osoba trenera, bo jeśli zawodnik albo jego menedżer myślą o jakichś ruchach, to patrzą na to jak klub jest zorganizowany, jaką ma bazę, zaplecze, możliwości, jaki skład i czy jest trener, który gwarantuje rozwój zawodnika. To właśnie trener jest na górze tej drabinki powodów, dla których piłkarz może zmienić klub.


- W tym momencie Cracovia jest już chyba dobrze zorganizowana, jeśli chodzi o zarządzanie i możliwości finansowe, natomiast czy pion sportowy jeszcze wymaga pracy?


- Na pewno pion organizacyjny jest już na wysokim poziomie, finanse także, powiedział o nich prezes Filipiak, natomiast pion sportowy jest nieco ograniczony - składa się z trenera, dwóch asystentów, współpracownika - dr Wielkoszyńskiego, który jednak nie jest zatrudniony i zawodników. Trener Łach odgrywa już też niebagatelną rolę, penetruje niższe klasy, bo właściwie ekstraklasy już nie trzeba penetrować. Ten rynek wszyscy znają.


- Nie czuje się Pan częścią gremium odpowiedzialnego za transfery Cracovii?


- Mam w tej sprawie głos doradczy, ale na pewno nie mógłbym się nazwać skautem. Z racji tego, że grałem tak wiele lat zagranicą, to znam niektóre ligi lepiej, znam wielu ludzi i mam swoje spojrzenie.


- Jak się Pan czuje z tej drugiej strony - na dość drapieżnym rynku , który ma wizerunek świata bez zasad - menedżerowie podkupują sobie zawodników, oszukują kluby i siebie nawzajem...


- To coś nowego dla mnie. Futbol nie jest łatwym rynkiem, ale nie tylko w Polsce tak się to odbywa, podejrzewam, że wszędzie tak jest.


- Potrafi Pan odróżniać naciągaczy?


- Może nie mam takiej roli. Raczej służę głosem doradczym, a decyzje są podejmowane w kilka osób, wtedy jest łatwiej, nie ma tej dużej odpowiedzialności na jednej osobie.


- Prezes Filipiak mówi o rynkach zagranicznych z pewnym przekąsem, o bałkańskim mówi, że jest przebrany i pełen zawodników chimerycznych. Też ma Pan taką opinię? Był Pan zawodnikiem Partizana Belgrad, w Cracovii traktuje się Pana jako specjalistę od tamtego kierunku.


- Grałem na Bałkanach może niedługo, ale  w klubie, który jest wizytówką regionu, w dodatku w momencie największych sukcesów - była tam Liga Mistrzów, trener Lotthar Mathaeus i zawodnicy, którzy rozjechali się potem po najlepszych ligach Europy. Na pewno nie jest to łatwy rynek, ogromną rolę odgrywają na nim pieniądze. Tak jak Polacy nie są w cenie w Europie, tak zawodnicy z Bałkanów są bardzo cenieni. Odwiedziłem mój klub niedawno, odświeżyłem kontakty.


- Może z pozycji Cracovii nie warto więc na ten rynek spoglądać?


- Dlaczego nie? Absolutnie tak! Zwłaszcza jeśli się zna trochę tamten klimat i można łatwo nawiązać nowe kontakty.


- Czyli nadal Pan spogląda w tamtym kierunku w imieniu Cracovii, wytrawnym okiem , podpartym znajomościami?


- Tak to powinno wyglądać. Wiadomo, że jeśli jest zawodnik, który już się bardzo rzuca w oczy, to kosztuje duże pieniądze, ale warto próbować, bo ogólne wyszkolenie zawodników z byłej Jugosławii jest zupełnie inne niż polskich. Mają to "coś" we krwi.


- Prezes Cracovii ogłosił, że wyda na transfery 3 mln złotych. Czy zgodzi się Pan, że jak na zapowiedź rychłego podboju Europy, to wcale nie jest to taka olbrzymia suma...


- Proszę mi powiedzieć, które kluby chciałyby więcej zainwestować.


- Ale może czas sumy transferowe wyrażać w euro, żeby mieć porównanie z innymi ligami.


- No tak, w euro to by nie było wiele, ale na polskie warunki jest ok. Myślę, że jesteśmy w Polsce i powinniśmy patrzeć na naszych zawodników.


- Taka wysokość inwestycji oznacza rzeczywiście skupienie się w poszukiwaniach na polskim rynku?


- Na tym polegałaby sztuka, żeby dobrać zawodników o odpowiadających sobie sobie nazwajem w drużynie i mających jeszcze perspektywy rozwoju.


- Jakie pieniądze Cracovia musiałaby wydać, żeby rzeczywiście w najbliższych latach zagrać w europejskich pucharach?


- To jest trudne pytanie, bo ile by się nie wydało, nie ma gwarancji sukcesu. Dlatego piłka jest taka ciekawa, bo wiele czynników składa się na osiągane w niej wyniki. Wystarczy zobaczyć, jak niebagatalną rolę może w tym odegrać trener. Jak z tego samego zestawu ludzi, może stworzyć inny zespół. To widać na przykładzie Cracovii.


- W takim razie można powiedzieć, że kontraktując trenera Oresta Lenczyka, Cracovia zaoszczędziła sporą część transferowych wydatków. Raz, że Lenczyk będzie magnesem dla piłkarzy, dwa, że gwarantuje jakość w drużynie, której nie gwarantuje żaden transfer.


- Można to chyba tak ująć.


- Pierwszym piłkarskim transferem Cracovii ma być Wojciech Łuczak z holenderskiego Willem II Tilburg. Co w nim takiego jest, że przekonał Was do siebie?


- To chłopak, który po prostu potrafi grać w piłkę, widać u niego potencjał, ma piłkarski zmysł, będzie się mógł rozwijać przy dobrym szkoleniu. Jest środkowym pomocnikiem o bardzo dobrych warunkach fizycznych. Był na badaniach u dr Wielkoszyńskiego, wykazały, że ma predyspozycje do tego, żeby nadal rozwijać swój organizm. Rozmawiał z trenerem Lenczykiem, suma wszystkich plusów złożyła się na to, że zasili Cracovię. Mówi na przykład czterema językami, a to wszystko są sprawy, które w obecnej piłce, które mogą mieć znaczenie. Łuczak jest dobrym przykładem zawodników, których wkrótce więcej może się pojawić w Cracovii.


- Słyszałam też, że rekomenduje Pan Cracovii Krzysztofa Kaliciaka z GKS Katowice...


- Nie do końca tak było. Dziennikarz zapytał po prostu, czy bym go polecił. Powiedziałem, że tak. To młody chłopak, który strzelił w jednej rundzie dziewięć bramek w słabej drużynie, jest więc wart zauważenia.


- Widzi Pan dużo takich postaci godnych rekomendacji na polskich rynku?


- Dużo nie, ale kilka owszem.


- Oprócz pracy w Cracovii, współpracuje Pan także ze spółki 2012.pl. Na czym konkretnie polega Pana praca tam?


- Również jestem doradcą - w dziale komunikacji i promocji, wszystkie eventy związane z piłką nożną są troszkę pod moim patronatem.


Małgorzata Syrda-Śliwa
rzasa2.jpg


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty