O próbie przekupstwa polskiej łyżwiarki szybkiej Katarzyny Wójcickiej (teraz Bachledy-Curuś) piszą dzisiaj wszystkie dzienniki w Holandii, informuje telewizja. Choć to sprawa sprzed prawie czterech lat, bo miała miejsce podczas Igrzysk Olimpijskich w Turynie, wywołała ogromny szum medialny.

Skandal ujawniła wczoraj holenderska stacja telewizyjna NOS, która sporo miejsca poświęca sportowi, wieczorem poinformowała także Telewizja Polska.

Polka w popularnej audycji "Studio Sport" emitowanej przez NOS powiedziała, że w przeddzień wyścigu holenderska łyżwiarka Gretha Smit i jej trenerka Ingrid Paul oferowały jej 50 tysięcy euro w zamian za wycofanie się z biegu na 5000 metrów. To pozwoliłoby Holenderce wystartować i walczyć o medal olimpijski, bowiem była pierwszą rezerwową.
- Kiedy zaproponowali mi pieniądze poczułam się bardzo źle. Dla mnie to było naprawdę dużo pieniędzy, ale powiedziałem nie. Zdawałam sobie sprawę, że mam przed sobą wiele lat startów i to dla mnie było najważniejsze. Pokazałam, że nie wszystko da się kupić - czytamy na stronie telewizji NOS.
Jak można się było spodziewać, obie panie wręczające łapówkę stanowczo zaprzeczają. Sprawą stała się na tyle głośna, że zajmie się nią specjalna komisja powołana przez Królewski Holenderski Związek Łyżwiarski. Z pewnością będzie więc dalszy ciąg.

Płacenie w zamian za wycofanie się z zawodów jest niedopuszczalne przez International Skating Union ISU - pisze dzisiaj największy dziennik holenderski "De Telegraaf". Światowa federacja na razie nie wydała komunikatu. - Potrzebujemy więcej informacji - powiedział przedstawiciel ISU - Jan Dijkema.
Dla Holendrów, którzy uwielbiają niezwykle popularne w tym kraju łyżwiarstwo szybkie, ważne będzie wyjaśnienie afery. Ucierpiał przecież wizerunek medalodajnej dyscypliny, a Olimpiada w Vancouver coraz bliżej...

Dodajmy, że wyścig na 5000 m w Turynie wygrała Kanadyjka Clara Hughes, a Katarzyna Wójcicka była ostatnia (16. miejsce) z wynikiem gorszym o 29.02 sekundy od złotej medalistki.