Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Lekka atletyka
Wilczy apetyt na wydarzenia nadzwyczajne2009-08-14 18:20:00 Jerzy Cierpiatka

To były pamiętne chwile w te sierpniowe dni 1983. Najpierw fantastyczny rzut Edwarda Sarula, kula podopiecznego Aleksandra Daszkiewicza poszybowała na odległość 21,39 m. Dwa dni później Lesław Skinder na falach radia entuzjastycznie komentował magiczne trójskoki Zdzisława Hoffmana. Kontynuator pięknych tradycji Józefa Szmidta skoczył 17,42 m. Dalej od wszystkich, łącznie z roztańczonym w rytm muzyki płynącej z walkmana, Williego Banksa. Przepięknie, od dwóch złotych medali, rozpoczęły się dla Polski 1. lekkoatletyczne mistrzostwa świata zlokalizowane na Stadionie Olimpijskim w Helsinkach.


Ta fascynująca impreza rodziła się długo i w bólach. Pomysł zakiełkował jeszcze przed wybuchem... I wojny światowej, ale wówczas zadecydowano, że „mistrzostwa świata” dla lekkoatletów będą rozgrywać się w trakcie... olimpijskich zmagań. O rozdziale IO od MŚ w kontekście la postanowiono w 1976 podczas Kongresu IAAF w Puerto Rico, w szranki przy wyborze pierwszego organizatora mistrzostw stanęły Helsinki i Stuttgart. Wygrało miejsce, gdzie w 1952 zapalał znicz olimpijski słynny „fiński niemowa”, Paavo Nurmi. Stuttgart natomiast otrzymał swą szansę w następnej edycji.

Z kreowaniem gwiazd w okresach między olimpiadami nie ma od Helsinek aż do dziś żadnych problemów. W 1983 z kapitalnej strony pokazał się na przykład Carl Lewis, choć na całego miał uderzyć rok później, podczas Olimpiady w Los Angeles. Także w Helsinkach ujawniła się z pięknej strony niemiecka dama lekkiej atletyki, Heike Drechsler, wówczas chyba jeszcze pod panieńskim nazwiskiem Daute. Za nimi poszli później inni wielcy na dworze królowej sportu. Na przykład w 1991 świat oniemiał z powodu niesamowitego wyczynu Mike’a Powella. Już nie chodziło o to, że Powell okazał się na skoczni w dal jeszcze większym kozakiem od Lewisa. Przede wszystkim szokowała odległość, na jaką pofrunął Powell w Tokio. Skok na odległość 8,95 m wykreślał z tabel najwspanialszych rekordów fantastyczne osiągnięcie Boba Beamona (8,90 m), o którym w 1968 z dumą mówiło się w Mexico City, że poszybował w XXI wiek. A co jest w stanie wymazać z pamięci szybowania w trójskoku Jonathana Edwardsa, magicznych finiszów na półtora kilometra Noureddine Morcelego i Hichama El Guerrouja, albo całego zastępu kenijskich arcymistrzów długich dystansów?

Nowe stulecie trwa już od wielu lat, teraz jesteśmy w Berlinie. To miejsce szczególne, trzy lata przed wybuchem II wojny światowej fenomenem absolutnym okazał się Jesse Owens. Czterokrotny mistrz olimpijski triumfował m. in. na 100 metrów. Obecnie, na sentymentalno-patriotyczną nutę uderza Tyson Gay. Mając świadomość, że „stumetrówka” elektryzuje uwagę całego świata Gay marzy o utarciu nosa Usainowi Boltowi. Czarodziej z Jamajki w porażającym stylu zdemolował stawkę podczas igrzysk w Pekinie. Gay jednak akcentuje, że przed rokiem o jego normalnej konfrontacji z Boltem, ani Asafą Powellem, nie mogło być mowy. Zdrowie nie pozwoliło, ale teraz jest zupełnie inaczej. No i jest jeszcze coś niewymierzalnego żadną miarą. Amerykańska duma Gaya. Jako rodaka kogoś, komu kiedyś i dawno temu znakomicie powiodło się właśnie w Berlinie. Jesse Owensowi... Skrzyżowanie rękawic między Boltem i Gayem potraktujmy jako zwiastun nadzwyczajnych zdarzeń jakie nas czekają w Berlinie.

Takich konfrontacji szykuje się co nie miara. Czasem mieć będą wewnątrzkrajowy charakter, jak w przypadku zderzenia się na 400 metrów dwóch amerykańskich gigantów: lepszego w Pekinie LaShawn Merritta oraz bezkonkurencyjnego wcześniej Jeremy’ego Warinera. Niekiedy walka z czasem toczy się poza bieżnią, za to w zaciszu gabinetów lekarskich. Już wiadomo, że Tirunesh Dibaba odda walkowerem obronę tytułu na 10 kilometrów. Ale wciąż trwa nadzieja na wystartowanie rewelacyjnej Etiopki w biegu na dystansie o połowę krótszym. Jeśli to nastąpi, łzy bólu mogą pomieszać się ze łzami szczęścia.


Jerzy Cierpiatka



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty