Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Kiosk
Lubański: Jako dyrektor reprezentacji chciałbym coś wnieść do kadry2011-05-19 17:47:00

Z Włodzimierzem Lubańskim, byłym piłkarzem Górnika Zabrze i reprezentacji Polski, rozmawia Jacek Sroka (Dziennik Zachodni).


- Był pan w swoim życiu piłkarzem, trenerem, menedżerem, właścicielem kawiarni, a nawet naftowych odwiertów w Teksasie. W której z tych ról czuł się pan najlepiej?
- Zdecydowanie najlepiej zawsze czułem się na boisku. Piłka zawsze była moją wielką pasją. Już jako dzieciak spędzałem na boisku mnóstwo czasu. Potrafiłem po kilka godzin dziennie żonglować piłką czy też odbijać ją o ścianę budynku. To właśnie zdobyte na podwórku umiejętności zdecydowały, że później tak dobrze radziłem sobie w klubie i reprezentacji Polski, w której zadebiutowałem w wieku 16 lat. Można powiedzieć, że z piłką przeszedłem przez całe swoje życie. Inne rzeczy to były tylko epizody. Kawiarnię kupiłem po zakończeniu kariery, bo chciałem spróbować czegoś innego i szybko dostałem od życia nauczkę. Na inwestycję w szyby naftowe w Teksasie namówił mnie kolega i to też była pomyłka, bo ropy nie znaleźliśmy, za to ja straciłem pieniądze.

- A jaki byłby Włodzimierz Lubański jako dyrektor reprezentacji Polski?
- Jeżeli dojdzie do tego, że będę współpracował z kadrą, to chciałbym być człowiekiem, który coś do naszej reprezentacji wniesie i zostawi w niej po sobie coś pozytywnego. Nie ukrywam, że rozmawiałem na temat objęcia tej funkcji zarówno z trenerem Franciszkiem Smudą, jak i z prezesem Grzegorzem Lato, ale oficjalna decyzja w sprawie obsady stanowiska dyrektora kadry nie została jeszcze ogłoszona.

- Poprzedni dyrektor reprezentacji Jan Furtok przestał pełnić tę funkcję m.in. z powodu słabej znajomości języków. Pan pod tym względem na pewno podoła zadaniu, bo jest prawdziwym poliglotą.
- Porozumiewam się swobodnie siedmioma językami, więc myślę, że z komunikacją nie będę miał żadnego problemu. Polski wyniosłem z domu rodzinnego, a rosyjskiego nauczyłem się w szkole. Niderlandzki poznałem grając w Belgii, a francuski pracując we Francji. Po drodze poznałem też angielski i niemiecki, bo to języki międzynarodowe, no i jeszcze potrafię dogadać się po czesku.

- Uchodzi pan za ikonę polskiej piłki, jest obyty na piłkarskich salonach, a tymczasem przez te wszystkie lata Włodzimierz Lubański nie dostał żadnej poważnej oferty ani z PZPN, ani z Górnika...
- Z PZPN rozmawiam teraz, natomiast z Górnika faktycznie nigdy nie dostałem żadnej konkretnej propozycji, ale pytanie dlaczego tak się stało trzeba raczej skierować do drugiej strony, a nie do mnie.

- W trakcie spotkania legend Górnika podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach wiele mówiło się o dawnych wspaniałych latach zabrzańskiego klubu. Czy pan sam zastanawia się czasem, co by było, gdyby nie fatalne wejście McFarlanda w meczu z Anglią?
- Gwarantuję, że na pewno strzeliłbym jeszcze więcej bramek zarówno w kadrze, jak i w Górniku. Ta kontuzja przerwała moją karierę i to w momencie, gdy byłem w życiowej formie. Po powrocie na boisko nigdy już nie grałem tak dobrze. Do McFarlanda nie mam jednak pretensji, bo oglądałem później tę sytuację w telewizji i widziałem, że to nie był brutalny faul.

- Wcześniej słynny Real chciał kupić Włodzimierza Lubańskiego za okrągły milion dolarów...
- Po meczu reprezentacji Europy w 1970 roku, w którym grałem w jednej drużynie razem z dwoma gwiazdami "Królewskich" - Camacho i Velazquezem, długo rozmawialiśmy i zapytano mnie, czy nie chciałbym grać w Realu. Powiedziałem, że jeśli o mnie chodzi, to mogę pieszo iść do Madrytu, ale transfer trzeba załatwić w Polsce. Do kraju przyleciał prezes Realu oferując astronomiczną jak na owe czasy kwotę miliona dolarów, ale na mój transfer nie zgodził się Komitet Centralny PZPR.

- Na czym polegała siła wielkiego Górnika z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych?
- To był naprawdę świetny zespół prowadzony przez znakomitych fachowców, w którym wszyscy zawodnicy pochodzili ze Śląska. Podwaliny pod sukcesy w europejskich pucharach kładliśmy kilka lat wcześniej, gdy rozgrywaliśmy bardzo wiele spotkań towarzyskich. Często jeździliśmy np. na turnieje do Ameryki Południowej. Dostawaliśmy tam po dolarze diety dziennie, ale graliśmy z reprezentacjami tamtych krajów poznając różne style i zyskując międzynarodowe obycie. Efekt tego był taki, że później w pucharach graliśmy z najlepszymi drużynami Europy jak równy z równym. Wszyscy pamiętają nasze półfinałowe boje z Romą, zakończone awansem do finału Pucharu Zdobywców Pucharów, ale równie dobrze graliśmy dwa lata wcześniej w Pucharze Europy, w którym jako jedyni pokonaliśmy późniejszego triumfatora tych rozgrywek - Manchester United. Byłem ostatnio na Old Trafford przy okazji półfinału Ligi Mistrzów z Schalke i rozmawiałem z legendą MU Bobbym Charltonem, który przyznał mi, że przed meczem na Stadionie Śląskim gwiazdy Manchesteru United zwyczajnie bały się Górnika.

Jacek Sroka (Dziennik Zachodni)




2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty