Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Kiosk
Nie wiedzieli, że zgłosili Kraków do Tour de France2010-10-23 09:40:00

No i wszystko jasne! Po trzech dniach intensywnych poszukiwań odnalazło się oficjalne zgłoszenie Krakowa do organizacji jednego etapu Tour de France. Jest z wrześniową datą. Jak to możliwe, że do tej pory nikt w urzędzie nie wiedział o tych staraniach prezydenta?


Jeszcze we wtorek, Filip Szatanik, szef biura prasowego urzędu miasta przysięgał, że żadnego pisma z Krakowa do biura TdF nie wysłano. Podkreślał, że to absurdalna informacja. Dziś, kiedy dokument się znalazł, bagatelizuje, że to jedynie prośba o ustalenie daty spotkania, w celu ustalenia warunków, jakie Kraków musiałby spełnić (rzecznik TdF zapewnia, że to oficjalna kandydatura Krakowa).
Grzegorz Stawowy (PO) nie zostawia na urzędnikach suchej nitki. Jego zdaniem osoba odpowiedzialna za „zagubienie” pisma powinna zostać zwolniona, albo co najmniej ukarana dyscyplinarnie. – To pokazuje, jak ogromny bałagan panuje w magistracie – podkreśla. – Nie wie lewica, co czyni prawica. Rozumiem, że prezydent podpisuje codziennie kilkanaście pism, może nie pamiętać. Ale ma pracowników, którzy powinni wszystko kontrolować. To jakaś masakra, jestem przerażony.
Radny Dariusz Olszówka (niezależny) podkreśla, że trudno spodziewać się efektów, jeśli do poważnych planów podchodzi się tak niepoważnie. – Wcale mnie to jednak nie dziwi – stwierdza. – Obserwuję, jak się u nas realizuje inwestycje. Kiedy budowano stadion Wisły, inny termin zakończenia prac podawał prezydent, inny wykonawca. A wyszło jeszcze co innego.

O pomyśle zorganizowania prestiżowego wyścigu w Krakowie dobrze wie (w przeciwieństwie do urzędników) Bogdan Koraszewski, założyciel Rowerowej Akademii Królewskiej. To on był inicjatorem zgłoszenia Krakowa,jako organizatora wyścigu. – Spotkałem się z prezydentem Jackiem Majchrowskim, przedstawiłem swój pomysł. Bardzo mu się spodobał, był  pod wrażeniem – opowiada. – A teraz zachował się konsekwentnie i wysłał list. Szkoda, że nie udało się tego zrobić wcześniej, ale lepiej późno, niż wcale.
Koraszewski rozmawiał też z szefem TdF. – Przyjął mnie serdecznie – zapewnia. – Myślę, że mamy spore szanse. Zgłoszeń było dużo, ale na międzynarodowej konferencji wymienił on tylko Kraków. Jechałem 3,5 tys. kilometrów nie tylko, żeby to usłyszeć i wziąć materiały prasowe, ale aby pilotować sprawę i doprowadzić ją dokońca.
Czy Kraków w ogóle stać na organizację tej prestiżowej, sportowej imprezy? Ile może kosztować? – Trudno podać dokładnie, ale np. Londyn w 2006 r. wydał na organizację prologu 10 mln euro – podaje Christophe Marchadier, rzecznik TdF. – Zarobił na tej inwestycji 10 razy więcej – dodaje od razu.
– I my o to się staramy? – łapie się za głowę radny Stawowy. – Przecież to kompletne szaleństwo! Tylko jeden dzień, a kosztuje tyle samo, co muzeum w podziemiach Rynku, 1/4 stadionu Cracovii. Ktoś chyba nie wiedział, co robi.
Wątpliwości ma też Marek Kosicki, prezes Małopolskiego Związku Kolarskiego. – Bardzo fajny pomysł – ironizuje. – Jeszcze nigdy TdF nie wyruszał z Europy Środkowo- Wschodniej... – urywa w pół zdania. – Ale czy ktoś zrobił analizy finansowe, organizacyjne przed oficjalnym zgłoszeniem? Czy my znamy wszystkie warunki i wymagania? Jeśli nie, to zgłaszamy swoją kandydaturę, nie wiedząc tak naprawdę, do czego. Puszczanie takiej „rybki” jest niepoważne.


K. Janiszewska, M. Friscia - "Gazeta Krakowska"




2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty