Rozmowa z Łukaszem Millerem, fizjoterapeutą Termaliki Bruk-Betu Nieciecza (wcześniej pracującym w Koronie Kielce)

- Korona Kielce to klub, w którym spędziłeś całkiem dużą część swojego zawodowego życia. Jak zaczęła się Twoja przygoda z nim?

- To było przed siedmiu laty. Pracowałem w Wiernej Małogoszcz, by potem trafić do rezerw Korony Kielce. Wtedy występowały w trzeciej lidze. Potem pomagałem przy drużynie Młodej Ekstraklasy, aż w końcu w lipcu 2012 roku zostałem włączony do pierwszego zespołu. Jego trenerem był wtedy Leszek Ojrzyński. To był dla mnie awans i chciałem go jak najlepiej wykorzystać. Przez cały czas mojego pobytu w Koronie sporo się nauczyłem. Na Kolporter Arenę wrócę z miłymi wspomnieniami.

- Teraz w roli fizjoterapeuty pracujesz w Termalice Bruk-Becie Nieciecza. To dla Ciebie nowy klub, w którym Twoje obowiązki się nie zmieniły. Co jest najważniejsze w ich pełnieniu?

- Trzeba zdobyć zaufanie piłkarzy. Fizjoterapeuta jest dla nich niczym spowiednik, oczywiście od spraw medycznych. Odpowiednie relacje pomagają w późniejszej pracy. Mają wpływ na dyspozycję zawodników.

- Kulminacją pracy ludzi z sztabu szkoleniowego jest mecz. Jak on wygląda z pozycji fizjoterapeuty? 

- Podczas niego oczywiście skupiam się na boiskowych wydarzeniach. Bardzo ważne jest dla mnie również monitorowanie piłkarzy pod względem zdrowotnym. Jeżeli po ostatnim gwizdku sędziego po tym względem jest wszystko w porządku, to można mieć satysfakcję. 

- W drużynie "Słoni" jesteś nie tylko fizjoterapeutą, ale tez DJ-em...

- Stało się to przez przypadek. Mam zestaw nagrań i serwuję je piłkarzom. Muzykę włączam od razu jak wchodzę do szatni. Ma stworzyć odpowiedni klimat, Wyzwolić dodatkową adrenalinę.  

- Co króluje w szatni Termaliki Bruk-Betu Nieciecza?

- Muzyka klubowa, ale gdy piłkarze wchodzą do szatni, to wtedy można usłyszeć rap z mocnym przesłaniem. 

termalica.brukbet.com