Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Inne > Boks
„Wielka Szóstka” weszła do ringu: Moc „Króla Arthura”, punktowe zwycięstwo „Kobry”2009-10-18 11:47:00 JC

Arthur Abraham (Niemcy) i Carl Froch (Wielka Brytania) wygrali pierwsze walki z cyklu „Super Six”, który w ciągu dwóch lat ma wyłonić zunifikowanego mistrza świata wagi super średniej (inaczej junior półciężkiej).


Abraham znokautował w Berlinie w 12. rundzie Amerykanina Jermaina Taylora. Rywalem Frocha w Nottingham był wypunktowany przez niego niejednogłośnie inny przedstawiciel Stanów Zjednoczonych, Andre Dirrell. Premierową serię zakończy 21 listopada w Oakland konfrontacja Mikkela Kesslera (Dania) z Andre Wardem (USA).

Organizatorem niecodziennej rywalizacji jest słynna stacja telewizyjna „Showtime”. Łącznie odbędzie się 12 walk, a każdy z uczestników co najmniej trzykrotnie pojawi się w ringu w trakcie eliminacji. Wygrana przez nokaut daje trzy punkty, zwycięstwo w pełnym wymiarze czasowym - dwa, remis - jeden. Czterech najlepszych zawodników dotrze do półfinałów, których triumfatorzy stoczą decydujący pojedynek. Zapomniałem o kasie. Jest w niej do podziału 36 milionów euro.

Pierwsi skrzyżowali rękawice Arthur Abraham i Jermain Taylor. Abraham to Ormianin od dawna osiedlony w Niemczech, w „stajni” Wilfrieda Sauerlanda. Do walki z Taylorem wygrał 30 walk, w tym 24 przez ko. Wszędobylski Sauerland kwestionował przed pojedynkiem obsadę sędziowską, nie podobał mu się jeden z punktowych. Złośliwcy przypominali, że podczas jedynej walki, w której Abraham miał ogromne kłopoty, właśnie sędziowskie jury odegrało decydujące znaczenie. Chodziło o dramatyczny bój z Kolumbijczykiem Edisonem Mirandą, który we wczesnej fazie walki złamał Abrahamowi szczękę. Pojedynek jednak dokończono, po odjęciu Mirandzie aż pięciu punktów za faul pupil Sauerlanda ostatecznie wygrał dzięki korzystnemu werdyktowi. Później jednak, w rewanżu, zebrał Miranda baty. Ostatnio „King Arthur” zrobił demolkę kosztem Mahira Orala, którego przed przerwaniem konfrontacji pięciokrotnie posyłał na deski. 

Z kolei kariera Taylora niewątpliwie znalazła się na równi pochyłej. Jermain, brązowy medalista z Sydney (2000), zasłynął z fantastycznych walk ze słynnym Bernardem Hopkinsem, którego dwukrotnie odesłał z kwitkiem. Później jednak zaczęły dziać się z Taylorem niedobre rzeczy. Tylko zremisował z Ronaldem „Winky” Wrightem i został zdmuchnięty przez potężnie bijącego Kelly’ego Pavlika, któremu uległ na punkty w rewanżu. Bodaj najbardziej zabolała klęska z Carlem Frochem. Brytyjczyk wyraźnie ustępował Taylorowi na punkty, ale w ostatniej rundzie poszedł va banque. Taylor był liczony, a na 14 sekund przed gongiem został znokautowany. Bez wątpienia była to sensacyjna porażka, choć uważnym obserwatorom nasuwała się inna refleksja. Że wielkość Jermaina Taylora (28 zw./17 KO, 3 por., 1 rem.) to już łabędzi śpiew. 

Niestety, to słuszne spostrzeżenie, adekwatne do obecnej klasy Taylora. Ostre przygotowania do boju z Abrahamem pozwoliły Amerykaninowi na wysoką formę zaledwie w czterech pierwszych starciach. Taylor był w tej fazie pojedynku szybki, dobrze operował lewym prostym i zdawało się, że będzie mieć sporo do powiedzenia. Ale były to tylko złudzenia, nic więcej. Skoncentrowany na stawianiu akcentu na finisze poszczególnych rund Abraham uderzał coraz mocniej. Na dodatek Taylorowi odebrano w 6. rundzie punkt za trzecie z kolei uderzanie poniżej pasa. W 9. starciu Abraham potężnie strzelił prawym krzyżowym i Taylor przeżywał ogromny kryzys. Dotrwał wprawdzie do ostatniej rundy, ale na czternaście sekund przed końcowym gongiem stracił świadomość po zainkasowaniu ciosu z prawej ręki, który gładko rozbił gardę Jermaina. O takich sytuacjach mówi się, że nie było co zbierać... Do chwili nokautu (oficjalnie w 2.54 min) Abraham prowadził u wszystkich trzech sędziów: 105-103, 107-102  i 106-102.  

Carl Froch (25 zw., 20 ko) i Andre Dirrell (18/13) stanęli do boju w Nottingham, konkretnie w obiekcie Trent FM Arena. W przypadku Frocha (ksywa „Cobra”) ciekawostkę stanowią jego polskie korzenie, ze strony dziadków. Dirrell ma w kolekcji brązowy medal olimpijski z Aten (2004), gdzie po wyeliminowaniu Kubańczyka Yordanisa Despaigne nieznacznie uległ Gienadijemu Gołowkinowi (Kazachstan). W Nottingham zderzyły się dwa światy. Froch szukał szansy w zadaniu silnego ciosu, ale jak zwykle czynił to bardzo chaotycznie. Dirrell był szybszy, lecz zanadto pasywny. Na przewagę psychologiczną Frocha po oficjalnym ważeniu zresztą zwracały uwagę dobrze mu życzące brytyjskie media. W 10. rundzie Amerykaninowi odebrano punkt za trzymanie, jednak to akurat na finiszu tego starcia Dirrell zaskoczył Frocha, trafiając go mocno. Dało to asumpt Andre do znacznie aktywniejszej postawy w dwóch ostatnich rundach. Jak jednak wynikało z kart punktowych, finisz Dirrella był spóźniony. Dwóch punktowych widziało przewagę Frocha w identycznym wymiarze (115-112), trzeci z sędziów opowiedział się za Dirrellem (114-113). Obejrzenie boju Frocha z Dirrellem (na wyraźnie słabszym poziomie niż walka Abrahama z Taylorem) kosztowało wiele wysiłku europejskich telewidzów. Choć walka toczyła się w Nottingham, jej transmisję rozpoczęto dopiero po 3. nad ranem. Bo przecież warunki dyktowała „Showtime”, a to amerykańska stacja...


JC



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty