Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Inne > Boks
JERZY CIERPIATKA wspomina wielkich bokserów - Tadeusza Walaska i Joe Fraziera2011-11-10 12:24:00 Jerzy Cierpiatka

ZAMIAST DOGRYWKI (84)

Opustoszały ring


To były bardzo, ale to bardzo odczuwalne ciosy. Najpierw odszedł Tadeusz Walasek, a zaraz po nim trafiony na wątrobę Joe Frazier. Smutno zrobiło się wszędzie. Nie tylko w Warszawie i Filadelfii.

Tadeusz Walasek wcale nie był pierwszym polskim herosem wagi średniej. Przed II wojną cztery niezapomniane walki stoczyli Witold Majchrzycki i Henryk Chmielewski, nie wolno zapomnieć o Józefie Pisarskim, ani tym bardziej o Antonim Kolczyńskim. Majchrzycki był później trenerem, nawet napisał podręcznik boksu na potrzeby... tureckiej federacji. Chmielewski wylądował w Stanach i należał do czołówki światowej wśród zawodowców. Pisarski długo po wojnie parał się trenerką. Kolczyński, warszawiak obdarzony fenomenalnym talentem, walczył i niestety pił, to drugie spowodowało grubo przedwczesną śmierć. Kolczyński (w półśredniej) i Chmielewski zostali mistrzami Europy, Majchrzycki i Pisarski srebrnymi medalistami ME. W przeciwieństwie do obecnej sytuacji była to impreza o ogromnym prestiżu.

Z kolei Walasek stał się wielce popularny już w dobie raczkującej telewizji. We wrześniu 1960 właśnie na szklanym ekranie zgromadzono materialne dowody sędziowskiego przekrętu. W finale igrzysk w Rzymie zawodnik warszawskiej Gwardii (do której niemal siłą zaprowadził go ojciec) zmierzył się z Edwardem Crookiem. „Murzyn mnie oszukał” - szczerze zeznał Feliks Stamm, odnosząc się do taktycznej wolty wywiniętej przez Amerykanina. Ale sedno niezasłużonej porażki Walaska (2-3) tkwiło w ewidentnych kłopotach ze wzrokiem trzech sędziów punktowych. Jednego z nich, Norwega Ajaxona, publicznie oskarżył red. Jerzy Zmarzlik o poparte innymi przykładami programowe sekowanie polskich pięściarzy. Tak czy inaczej stała się wkrótce rzecz absolutnie nadzwyczajna. „Zrzutkę” na ufundowanie złotego medalu urządzili polscy kibice, dedykując haniebnie skrzywdzonemu bokserowi wygrawerowaną na szczerozłotym krążku inskrypcję „Moralnemu zwycięzcy rzymskich Igrzysk - Tadeuszowi Walaskowi”...

Jakiej klasy był zawodnikiem? Ano jednym z największych stylistów tamtej epoki, boksował urzekająco pięknie. Na 421 walk wygrał aż 378, co tu dodać? W kraju nie miał konkurencji, choć doskonałych zawodników również w tej kategorii nie brakowało (w pierwszej kolejności Henryk Dampc i Lucjan Słowakiewicz). Bilans startów międzynarodowych jest również doskonały (złoto i dwa srebra ME, srebro i brąz IO). Z najlepszymi w świecie wygrywał (Nicolae Linca, Jewgienij Fieofanow, a zwłaszcza Walery Popienczenko). Były i porażki (Nino Benvenuti, Giennadij Szatkow i znów Popienczenko, z którym był Walasek na remis 2-2). Z tym, że ostatnie słowo należało do wyśmienitego Rosjanina, który w w półfinale tokijskich igrzysk zadał Walaskowi dotkliwy nokaut. Tak się złożyło, że na najwyższym podium Olimpiady ’64 stanął w najcięższej wadze Joe Frazier.

Prawdę powiedziawszy, wiele było w tym przypadku, bo Frazier nie przebił się przez eliminacje krajowe. Przegrał je z Busterem Mathisem, ale kolos o imponujących warunkach fizycznych w trakcie przygotowań przedolimpijskich skreczował. Frazier idealnie wykorzystał szansę na sukces. W półfinale skrzyżował rękawice z Wadimem Jemielianowem, który z polskiej perspektywy był żelaznym kandydatem do złota, skoro strasznie pognębił Zbigniewa Gugniewicza i Władysława Jędrzejewskiego. Frazier w starciu z Jemielianowem przeżył bardzo trudne chwile, co nader sugestywnie opisał w relacji z walki red. Tadeusz Olszański. Ale przyjął potężne ciosy po których ponoć poszarzał i oddał jeszcze mocniej, aż sekundanci Rosjanina rzucili ręcznik. Finałowy pojedynek z Niemcem Hansem Huberem stał w wykonaniu Fraziera na słabym poziomie, wygrał o włos. Ale warto wiedzieć, że był Frazier takim samym bohaterem jak innym złoty medalista, Marian Kasprzyk. Obaj pokonali potworny ból, jeszcze w walce z Jemielianowem złamał Joe kciuk.

Później był triumfalny przemarsz przez zawodowe ringi. Nie mógł go zastopować Muhammad Ali, bo ze względów politycznych (Wietnam) celowo wszedł w konflikt z Białym Domem, zaś na gruncie sportowym został pozbawiony tytułu. Stojący okoniem do władzy Ali nie przepadał za spolegliwym Frazierem, którego pogardliwie nazywał „Wujem Tomem”. Ringowe reperkusje tych animozji były rewelacyjne, konkretnie w odniesieniu do walk nr 1 i 3. W nowojorskiej Madison Square Garden Frazier był bezdyskusyjnie lepszy, piorunującym lewym sierpowym (zdaniem wielu fachowców najlepszym w całej historii boksu) posłał Alego na deski i omal go znokautował. Ali wziął punktowy rewanż i doszło w Manili do rozmowy ostatecznej. Ali przyznał później, że w ringu umierał. Z kolei Frazier (którego ze szczytów zepchnął zdecydowanie silniejszy fizycznie George Foreman) był tak rozbity, że choć stanowił wzór ambicji, to o przystąpieniu do 15. rundy nie było mowy.

Obaj wielcy championi heavyweight pogodzili się na stare lata. Nigdy nie nastała przyjaźń, ale wrócił wzajemny szacunek. Joe sam przyzna to z niebios, kiedy przyjdzie czas żegnać Muhammada.

JERZY CIERPIATKA


Jerzy Cierpiatka



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty