Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Inne > Boks
10 rund prawdy: Chris Arreola skapitulował przed starszym z braci Kliczków2009-09-27 10:32:00 Jerzy Cierpiatka

Witalij Kliczko pozostał zawodowym mistrzem świata wagi ciężkiej w boksie. W pojedynku toczonym nad ranem w hali Staples Center w Los Angeles Ukrainiec zastopował po 10 rundach amerykańskiego pretendenta, Chrisa Arreolę. Stawką walki były pasy wersji World Boxing Council (WBC). Brat Witalija, Władimir, jest aktualnym championem wersji IBF, WBO oraz IBO.


Amerykańskie marzenia o cudzie nie ziściły się. Kliczko znów w sposób optymalny wykorzystał rewelacyjne warunki fizyczne (202 cm wzrostu, 203 zasięgu ramion). Trzymał pełną kontrolę nad walką od pierwszego gongu do jej zakończenia. Arreoli nie można odmówić ogromnej ambicji i odporności na ciosy. Zupełnie inną kwestię stanowią umiejętności stricte bokserskie. Pod tym względem idol większej części widowni zdecydowanie odstawał od raz jeszcze perfekcyjnego konkurenta. 

Głównym strategiem w narożniku Kliczki jak zwykle był Fritz Sdunek, któremu pomagał m.in. Władimir Kliczko. Utrzymywanie Arreoli na dystans stanowiło oczywiście jedno z głównych założeń planu. Ponieważ jednak Chris starał się trzymać gardę bardzo wysoko, istotną rolę miały odgrywać ciosy zadawane przez Kliczkę od dołu. Lewą i prawą ręką. I to był dobry pomysł na zmuszenie Arreoli do ostatecznego opuszczenia gardy. Ale zanim to nastąpiło Witalij również był całkowitym panem sytuacji. Skrzętnie gromadził punkty i doskonale wiedział, że mimo 38 lat na karku kondycja będzie jego mocnym atutem. Zwłaszcza że Arreola nigdy wcześniej nie przeboksował więcej niż ośmiu rund. 

Groźniejszych ciosów, jakie dosięgły twarzy Ukraińca było niewiele, takie sytuacje zdarzały się incydentalnie. Arreola po raz pierwszy przyspieszył tempo dopiero w 4. starciu. Spowodowało to natychmiastowe ożywienie się publiczności życzliwie odnoszącej się do Chrisa. Tak naprawdę jednak - otrzymywała i to niezmiernie rzadko tylko namiastki satysfakcji. Bo to uderzenia zadawane przez Kliczkę miały niepomiernie większą siłę, były precyzyjne i widoczne. 

Arreola z każdą przerwą oddychał coraz ciężej. I z coraz większym ociąganiem rozpoczynał następne starcia. Bodaj od 8. rundy Amerykanin zaczął krwawić i były to początki agonii nadzwyczaj ambitnego boksera. Im krwi było więcej, tym bardziej zbliżał się koniec walki. Po zakończeniu 10. starcia arbiter Jon Schorle dowiedział się z narożnika Arreoli, że już wystarczy. Mimo łez Chrisa była to jedynie słuszna decyzja. Inaczej poniósłby niechybnie większe baty, a ciężkiego nokautu też nie da się wykluczyć. 

Garść jednoznacznych statystyk. Kliczko wyprowadził 802 uderzenia, z których dotarło celu 301 (Arreola 331/86). Ciosy proste: Kliczko (519/150), Arreola (224/62). Ciosy ciężkie: Kliczko (283/151), Arreola (107/24). W momencie przerwania pojedynku zapis w kartach punktowych był następujący: Ken Morita (Japonia) 99-91, Anek Hongtongkam (Tajlandia) 99-91, Guido Cavalleri (Włochy) 100-89. 

Witalij Kliczko, słynący z potężnych ciosów („Dr Kamienna Pięść”) i nienagannych manier, dżentelmeńsko odniósł się do postawy przeciwnika. - Arreola ma naprawdę twardą szczękę. Po prawym podbródkowym większość mych konkurentów padłaby na deski, ale Chris wciąż stał na nogach. Także potrafił przyjmować lewe proste. Wielki szacunek - skomplementował rywala. Przy okazji zaś spojrzał we własną metrykę. - Mam 38 lat i wcale nie jestem najmłodszym championem wagi ciężkiej. Rekordu George’a Foremana wcale nie mam zamiaru poprawiać. Ale czuję się jak miałbym na karku 25 lat - odniósł się do kwestii wieku. W tym miejscu przypomnę, że Foreman w 1994 zszokował świat sensacyjnym znokautowaniem Michaela Moorera w walce o tytuł wersji WBA oraz IBF. „Big George” miał wówczas 45 lat. 

Skoro pojedynek Kliczko - Arreola toczył się w Los Angeles, wokół ringu nie mogło zabraknąć gwiazd Hollywood i basketu. Sylvester Stallone wdawał się w pogawędkę z Arnoldem Schwarzeneggerem, jednocześnie republikańskim gubernatorem Kalifornii. Ekipę Los Angeles Lakers reprezentował Kobe Bryant. Megagwiazdą boksu, niestety już przebrzmiałą, był Mike Tyson. Zwłaszcza „Iron Mike’a” musiało boleć, że komuś o tak przeciętnych umiejętnościach jak Chris Arreola przyszło dziś bronić honoru amerykańskich bokserów heavyweight. Ale to temat na inne, felietonowe opowiadanie.


Jerzy Cierpiatka



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty