Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Inne > Boks
Mariusz Wach: następna walka jesienią2010-07-22 15:28:00

- Jaki był rywal z tego Christiana Hammera?
- Myślałem, że trochę więcej pokaże. I że będzie trochę bardziej niebezpieczny i ruchliwy. Podczas walki w Schwerinie potwierdziło się, że najbardziej niebezpieczną bronią Hammera są ciosy sierpowe. On boksował dokładnie tak, jak w poprzednich pojedynkach. Żadnego zaskoczenia.


- Miał Pan okazję zapoznać się z kartami punktowymi? Jakie zapisy widniały w nich w momencie znokautowania Hammera?
- Na bankiecie podszedł do mnie jeden z sędziów punktowych i powiedział, że u niego przegrałem tylko jedną rundę. Myślę, że oddawało to stan rzeczy.

- Ale epilog mieliśmy bardzo zaskakujący. Na 21 wcześniejszych walk rozstrzygnął Pan tylko 9 przed czasem. Tymczasem tutaj był klasyczny nokaut, na dodatek bardzo efektowny.
- Wcześniej z reguły bywało tak, że arbiter przerywał pojedynek. Ale bardziej z powodu zdecydowanej przewagi niż po zadaniu przeze mnie jakiegoś potężnego uderzenia. Konkretnych nokautów miałem na koncie trzy, może cztery.

- W narożniku Hammera widzieliśmy Michaela Timma, dobrze znanego jako pięściarz z dawnych lat, a teraz cenionego szkoleniowca. Jakie były komentarze strony niemieckiej?
- Za wielu rozmów nie było, choć pogratulowali mi. Ale przy powtórnym obejrzeniu walki widziałem w niemieckim narożniku wiele złości, frustracji. Timm w pewnym momencie nawet mocno kopnął w liny. Nie spodziewał się takiego finału, był wyraźnie niezadowolony.

- Za to musiał być bardzo zadowolony Andrzej Grajewski.
- Powiedział mi, że podobała mu się jakość przygotowania do walki, która przecież była toczona po bardzo długiej przerwie.

- Jak przełoży się to na promocyjne efekty w najbliższej przyszłości?

- Na razie trudno o tym mówić, jest na to za wcześnie. Zapewne urodzi się niebawem nowy kłopot, bowiem z zapowiedzi wynika, że z akcji promowania profesjonalnego boksu wkrótce wycofa się niemiecka telewizja państwowa. Bodaj mają pokazać tylko jeszcze jedną galę i tyle. (Pod koniec lipca, z udziałem kubańskiego eksmistrza świata wagi lekkociężkiej, Juana Carlosa Gomeza - red.). Wprawdzie Grajewski mówi o jakimś wariancie zastępczym, też opartym o telewizję, ale na razie trzeba poczekać co z tego wyniknie.

- Jerzy Kulej powiedział podczas transmitowania gali w Schwerinie przez „Polsat”, że definitywnie rozstał się Pan z Andrzejem Gmitrukiem.
- Sytuacja jest dziwna. Wszyscy mówią wokół, że mój kontrakt z Gmitrukiem skończył się, a tymczasem trener utrzymuje, iż wciąż jestem jego zawodnikiem.

- W „Polsacie” stwierdzono, że do rozstania doszło właśnie w ostatnich dniach.
- Żadnej rozmowy z Andrzejem Gmitrukiem nie było. Natomiast istotnie mój prawnik chciał się spotkać z Gmitrukiem, aby sprawę wyjaśnić.

- Z operowaną ręką nie było żadnych problemów?
- Nie, żadnych, wszystko było w porządku. Odpukać... Wiadomo było, że walczyć będę na obcym ringu, na terenie przeciwnika. Czekanie na werdykt punktowy zawsze jest w takich sytuacjach ryzykowne. Ale udało się zrealizować zupełnie inny wariant. Jednoznacznie.

- Kulejowi podobała się skuteczność zadawania lewych prostych, szczególnie w trzech pierwszych rundach. Ale później pojawiła się obawa, czy nie zabraknie Panu sił.
- Nie, z kondycją było w porządku.

- Zresztą w przerwach międzyrundowych było widać, że Hammer oddycha znacznie ciężej od Pana.
- On już po pierwszej rundzie miał rozbity nos. A później, gdy toczyliśmy walkę w półdystansie, czułem jego ciężki oddech.

- Kiedy Pan się dowiedział o wymuszonej zmianie w programie walk? Chodzi mi o to, że z afisza spadła w ostatniej chwili walka wieczoru, czyli bój Jürgena Brähmera z Alejandro Lakatosem?
- Dzień wcześniej, już na miejscu. Ale to nie miało większego znaczenia. Mogłem walczyć godzinę wcześniej lub godzinę później.

- Dłuższą przerwę w gali zafundował Denis Lebiediew, który bardzo szybko i ciężko znokautował Aleksandra Aleksiejewa.

- Dowiedziałem się o tym od kolegów z mojego sztabu. Ale nie chcieli mi wyjawić szczegółów. Często kończy się nokautem, gdy w ringu stanie na przeciw dwóch fighterów. Lebiediew rzeczywiście trafił potężnie.

- Przypomnijmy, że był Pan sparingpartnerem Alberta Sosnowskiego, kiedy trenował do walki z Witalijem Kliczką.
- Albert jest takim zawodnikiem, że mogę krzyżować z nim rękawice nawet w środku nocy. To duży zaszczyt, że mógł powalczyć o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej. Był do tego pojedynku dobrze przygotowany, Ale na zdetronizowanie Kliczki nie było szans. Nie ten kaliber.

- Kiedy ponownie zobaczymy Pana w ringu? Na razie trzeba kreślić znaki zapytania.
- Myślę, że gdzieś we wrześniu lub październiku. To jest najbardziej prawdopodobne. Na pewno wezmę pierwszą walkę z rzędu, o ile tylko będzie to sensowna propozycja.

- Co z Pana szkółką bokserską w Nowej Hucie?

- Od 1 maja 2009 otworzyłem w hali „Tomeksu” szkółkę bokserską. Przychodzi sporo młodzieży, ale i starszych nie brakuje. Na sali regularnie ćwiczy 15-20 osób. Pomaga mi Marcin Wyka, były zawodnik Hutnika. Zajęcia prowadzimy codziennie od poniedziałku do piątku, czasem ustalamy, że sobota też wchodzi w rachubę. W poniedziałki, środy i piątki od 18. do 20., we wtorki i czwartki od 17. do 19. Mam nadzieję, że w przyszłym roku ktoś z tej grupy pojedzie na atrakcyjne turnieje. Może nawet na mistrzostwa Polski.

Rozmawiał
Jerzy Cierpiatka


wach1.jpg



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty