Facebook
kontakt
logo
Strona główna > IO > Vancouver 2010 > Łyżwiarstwo szybkie > Wiadomości Łyżwiarstwo szybkie
Vancouver z Krakowa (14): Komu należy się pręgierz?2010-02-27 11:20:00 Jerzy Cierpiatka

Cokolwiek zagalopował się jeden z wystrzałowych tytułów, pochopnie pociągając za cyngiel. Użyto ostrej amunicji, również w stosunku do polskich łyżwiarek szybkich. Rzucono im w twarz zawsze niemiłe słowo „wstyd”, a ze specyfikacji przedolimpijskich wydatków, idących w grube miliony, miał czytelnik wyciągnąć populistyczny wniosek. Mianowicie, że te pieniądze (oczywiście społeczne, czyli nasze) najnormalniej wyrzucono w błoto.


Tymczasem murowane outsiderki wywinęły taką woltę, że wszystkim łącznie ze mną stanęły oczy w słup. Solidne przepracowanie obozów kondycyjnych odniosło ten porażający skutek, że Polki swobodnie wytrzymały tempo, którego absolutnie nie była w stanie zdzierżyć połowa rosyjskiej drużyny. Nie mam zielonego pojęcia, czy z tej sensacji urodzi się następny medal. Pewne jest natomiast, że sensacja już stała się faktem. Właśnie, faktem ...


Sport zawsze miał to do siebie, iż żelaźni faworyci wygrywali w cuglach, ale i przegrywali z kretesem. I o tej oczywistości, skądinąd jakże urokliwej, nigdy nie wolno zapominać. Również w dobie szalonej konkurencji o rynek odbiorców. Czasem naprawdę warto spuścić nogę z gazu, aby nie wydarzyła się kraksa. Niby bezapelacyjnie zasługującym na pręgierz sportowcom, lecz nie tylko im. Bowiem w tym konkretnym przypadku katastrofa przytrafiła się akurat recenzentom olimpijskich zmagań. A gdyby za kilkanaście godzin polska drużyna zaszła jeszcze dalej, rozwój sytuacji powinien być w związku z powyższym wręcz frapujący. Także na łamach.


O tym., że niczego nie można być pewnym przekonały także inne wydarzenia na lodowej tafli. Z awansem Amerykanów do finałowej rozgrywki należało się liczyć, ekipa Rona Wilsona rzeczywiście prezentuje się wspaniale. Któż jednak przy zdrowych zmysłach mógł przewidzieć, że po trzynastu minutach pierwszej tercji Finowie zainkasują sześć goli? Od fatalnego błędu Miikki Kiprusoffa, przecież bramkarza o uznanej renomie, rozpoczęła się totalna demolka Skandynawów, którzy dosłownie co chwila ciężko padali na plecy. W świetle ciężkiej klęski poniesionej przez całą Finlandię podczas igrzysk w Vancouver, to ćwiczenie padów przez hokeistów trzeba potraktować w kategoriach symbolicznych. 
Z kanadyjskiego punktu widzenia miało natomiast dwukrotnie dojść do dopełnienia formalności. W finale curlingowym pań nie mogło być mowy o zlekceważeniu Szwedek, w końcu to one broniły tytułu. Rzecz jednak w tym, że w decydujących chwilach to gospodynie wydawały się mieć wszystkie atuty w rękach. Najpierw podczas regularnego przebiegu meczu, a później już w dogrywce. I przegrały, ku rozpaczy widowni...


Niebawem drużyna Mike’a Babcocka wydawała się długo znajdować w komfortowym położeniu. Dwie bramki w początkowej tercji, w środkowej fazie następny gol strzelony dzięki refleksowi Ryana Getzlafa... Słowacy tkwili w beznadziejnym położeniu i nic nie wskazywało na raptowną zmianę sytuacji. Kto jednak zarwał noc, długo nie zapomni dramatycznych scen z końcówki spotkania. Kanadyjczyków przedwcześnie zaprzątnęły myśli o nieuchronności finału z Amerykanami. Dzielni Słowacy natomiast od stanu 1-3 nagle zwietrzyli szansę. Po kolejnej kapitulacji Roberto Luongo - poszli na całość. I chwilę wcześniej niezagrożona Kanada nagle znalazła się w całkowitym odwrocie. Jeszcze kilka sekund przed końcową syreną Pavol Demitra miał wszelkie dane, aby zmusić stuprocentowego faworyta do pracy na overtime...
Bo w sporcie, również za pośrednictwem gazet, na szczęście nie da się wszystkiego zadekretować.


Jerzy Cierpiatka


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty