Facebook
kontakt
logo
Strona główna > PULS DNIA
Hernandez: Zasłużyliśmy na Final Four2010-04-06 13:43:00

W najbliższy weekend rozegrany zostanie Final Four Euroligi z udziałem koszykarek Wisły Can-Pack Kraków. – Zespół pracuje ciężko, a atmosfera w nim wygląda obiecująco. Nie mam wątpliwości, będziemy drużyną i damy z siebie wszystko – zapowiada trener Jose Ignacio Hernandez.


- Nie spodziewałem się,  że będziemy rozmawiać w takich okolicznościach. Wisła znalazła się w Final Four Euroligi, a w krajowych rozgrywkach może się  bić o najwyżej piąte miejsce...

Jose Ignacio Hernandez: - Naprawdę nie jest łatwo to zrozumieć i wytłumaczyć. Jesteśmy tym zaskoczeni jak wszyscy w klubie. Stwierdzenie, że nie graliśmy w lidze na tak wysokim poziomie, jest zapewne zasadne. Ale podczas analizy naszych porażek doszedłem do wniosku, że wpłynęło na nie wiele czynników.

- Czy po niepowodzeniu w polskich play-off potrafi się Pan nadal tak samo cieszyć  z awansu do FF?

- Wszyscy byliśmy smutni, tracąc marzenie o mistrzowskim tytule. Życie toczy się jednak dalej i musimy spoglądać w przyszłość.

- Niewielu trenerów może się pochwalić udziałem dwa lata z rzędu w FF, prowadząc dwie różne drużyny spoza Rosji. Ma Pan świadomość wartości swojej pracy?

- Jestem naprawdę dumny, bo zarówno jako trener Halconu Avenida Salamanca jak i Wisły miałem okazję  po raz pierwszy wprowadzić je do Final Four.

- Następny sezon spędzicie w Krakowie. A jakie macie dalsze plany?

Hernandez: -  W przyszłym sezonie chcemy się skupić na rozgrywkach krajowych. Jeszcze nie wiemy, czy wystąpimy w Eurolidze lub FIBA Eurocup, ale europejskie puchary zostaną przesunięte na drugi plan. Naprawdę nie łatwo jest o pogodzenie tych dwóch celów, kiedy nie otrzymuje się wsparcia ze strony ligi. Nie wybiegam do tego, co może się wydarzyć za dwa czy pięć lat. Oddziaływają na to także względy rodzinne czy sportowe. Przybywałem tutaj na jeden rok, a okazało się, że pozostanę na kolejny. Przy tej okazji chciałbym podziękować współpracownikom za przyjęcie, dzięki któremu poczułem się jak w domu.

Jordi Aragones (asystent): - Pracujemy ze sobą drugi rok. Nie myślę jeszcze, by zostać pierwszym trenerem. Uważam, że obecna sytuacja, w której jestem asystentem i odpowiedzialnym za przygotowanie fizyczne, bardzo mi odpowiada. Na razie na pewno nie nadszedł moment do samodzielnej pracy.

- A kiedy może nastąpić?

Aragones: - Nie zaprzątam sobie tym głowy, bo nie wiem też, czy mój charakter spełnia warunki do takiej funkcji. Ja lubię taką rolę, w której mogę pomóc głównemu trenerowi i drużynie.

- Spartak Moskwa i UMMC Jakaterinburg zdominowały rozgrywki Euroligi. Nie byłoby to pewnie możliwe, gdyby nie rosyjskie obywatelstwa dla amerykańskich zawodniczek. Diana Taurasi, Sue Bird czy Deanna Nolan to przecież światowa czołówka. Jakie jest Pana nastawienie do tej kwestii?


- Bez żadnych złudzeń są to najlepsze koszykarki, które mają wsparcie europejskiej czołówki. Wynika to z olbrzymich budżetów. Wiemy, że każda z grających w tych klubach zaliczyła chociaż jeden FF. Nasze podopieczne nie mogą się tym pochwalić, ale będą na pewno poprzez to niezwykle zmotywowane. Wracając do sprawy obywatelstw… rosyjskie zespoły uzyskały przewagę, wobec której jeszcze bardziej powinniśmy docenić awans Wisły do finałowego turnieju.


- Widzi Pan jakąkolwiek możliwość na pokonanie tych zespołów bez ogromu szczęścia?

- Uważam, że jest to niezwykle trudne, ponieważ Spartak nie przegrał dotychczas meczu, a Jekaterinburg tylko jeden. W sporcie wszystko jest jednak możliwe.

- Wisła wyrusza do Walencji po wielkim rozczarowaniu. Widzi Pan zawodniczkę, która wystąpi przed szereg i zmotywuje pozostałe, by nie przejść przez turniej ze spuszczonymi głowami?


- Zespół pracuje naprawdę ciężko, a atmosfera w nim wygląda obiecująco. Myślę, że nie mamy w tym momencie liderki, która mogłaby pobudzić grupę. Równocześnie nie mam obaw, będziemy drużyną i damy z siebie wszystko.

- W półfinale przyjdzie się zmierzyć z gospodarzem imprezy - Ros Casares Walencja. Czym dla nich jest ten turniej?


- Walencja jest mocno emocjonalnie powiązana z męską koszykówką, ale przy takiej okazji na trybunach nie zabraknie kibiców oglądających na co dzień panów. W hali pojawi się około siedmiu, może ośmiu tysięcy osób. Na spotkania ligowe Ros Casares przychodzi do dwóch tysięcy. Jestem przekonany, że wszyscy, którzy wybiorą się z Krakowa na FF, przywiozą miłe wspomnienia.

- Zgodzi się Pan, że Wisła i Ros Casares prezentują nieco inny styl?

- W pewnych elementach jesteśmy podobni, chociaż odróżnia nas przede wszystkim defensywa. Ros Casares stawia w niej naprawdę trudne warunki i musimy postarać  się mu dorównać.

- Wydaje się, że Wisła ma więcej opcji na pozycjach dla „niskich” zawodniczek. Marta Fernandez czy Liron Cohen mogą zrobić różnicę...

- To prawda, ale na razie trudno do końca wyciągnąć wnioski, o czym najlepiej świadczą ubiegłoroczne powołania do reprezentacji. Mamy znakomite defensorki, jednak Ros Caseres nie jest również „ubogie” na tych pozycjach.


- Nikt nie jedzie tam, by przegrać. Z drugiej strony, nikt nie oczekuje od was wygranej. Ale warto chyba jeszcze raz spojrzeć na niefortunne play-off ligi i powiedzieć: niektórych rzeczy nie da się w sporcie wyjaśnić.

- W Walencji mówi się więcej o finale niż o meczu z nami. Być może jesteśmy najsłabszą  drużyną w stawce. Przecież nasi rywale mają po pięć zawodniczek z WNBA, wiele z doświadczeniem mistrzowskich imprez i minionych FF. Ale my zasłużyliśmy sobie na ten turniej, dlatego w nim jesteśmy. Wiemy, że wszystko może się zdarzyć i nie jedziemy tam tak po prostu odegrać meczów. Pracujemy naprawdę ciężko, by sprawić niespodziankę.

Rozmawiał Robert Błaszczyk

****
Zanim wiślaczki wyruszą do Walencji, w środę podejmą na własnym parkiecie Utex Row Rybnik (godz. 18). Przed tygodniem wygrały 83-55 i potrzebują jeszcze jednego zwycięstwa, by otrzymać przepustkę do rywalizacji o miejsce piąte w Ford Germaz Ekstraklasie.


hernandezdb.jpg


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty